Dwadzieścia lat temu zagrał w światowym hicie. Powraca na ekrany w nowej roli

swiatseriali.interia.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


"To prawie szekspirowska historia w tym sensie, iż z całego społeczeństwa zostaje kilka osób, które są ze sobą powiązane na wiele sposobów - są połączeni ze względu na politykę, więzy krwi, przyjaźnie czy romanse" - mówi o jednym z najlepszych seriali science fiction w historii telewizji jego gwiazda, Jamie Bamber. Brytyjski aktor ma w swojej filmografii różnorodne tytuły, od komedii i science fiction do najnowszego europejskiego dramatu kryminalnego. Ale przy okazji rozmowy z Interią rozmawia i na inne tematy.


Katarzyna Ulman, Interia: "The Smoke", "Battlestar Galactica", "Marcella", "Strike Back" i wiele, wiele innych produkcji. Twoja filmografia jest długa i różnorodna. Muszę więc zapytać - co zainspirowało cię do zostania aktorem?
Jamie Bamber: Moja mama była głównym powodem mojego zainteresowania aktorstwem. Była aktorką, a kiedy miałem pięć lat i mieszkaliśmy w Paryżu założyła grupę teatralną. Nie pamiętam, żebym zgłaszał się na ochotnika, ale pamiętam doskonale jak nagle znalazłem się na scenie w kostiumie wiedźmy i z zielonym makijażem. Zagrałem Złą Czarownicę z Zachodu w "Czarnoksiężniku z Oz". To był właśnie ten moment, kiedy postanowiłem zostać aktorem. W pewnym sensie przydarzyło mi się to i po prostu spodobało. Nie należę do grona ekstrawertyków, więc aktorstwo jest dla mnie możliwością odkrycia innych stron mojej osobowości bez osądu. To odskocznia, ucieczka, zrozumienie innego sposobu myślenia, ćwiczenie empatii - nieważne, czy znajdujesz się na scenie, czy wśród publiczności. Aktorstwo uczy nas w pewnym sensie zrozumienia rzeczy, z którymi nie spotkalibyśmy się w codziennym życiu. To w tym kocham. Reklama


Jak wybierasz projekty, w których wystąpisz?
- Szczerze mówiąc... są dwie strony - raz wybierasz ty, raz wybierają ciebie. Trudno być aktorem, w zależności od tego na jakim etapie kariery się znajdujesz. Nie zawsze możesz zaangażować się w projekt taki, jaki chcesz; czasami masz tylko kilka opcji do wyboru i podejmujesz najlepszą decyzję, jaką możesz podjąć w danej chwili. Bycie aktorem sprawia mi największą frajdę, ponieważ możesz wcielić się w różne role, być w różnych sytuacjach, w różnych mediach - czy na scenie, czy w telewizji, filmie, radiu czy użyczając głosu postaciom animowanym... zawsze używasz innych umiejętności, aby ukazać swoją rolę. Różnorodność czyni ten zawód interesującym.
Jest łatwiej czy trudniej być aktorem w dzisiejszych czasach, w biznesie, który zmienia się z dnia na dzień?


- Mówiąc z własnego doświadczenia i biorąc pod uwagę lata, które spędziłem w tym zawodzie, teraz bycie aktorem jest trudniejsze. Patrząc z zewnątrz wydaje się, iż kręci się o wiele więcej produkcji niż wcześniej, ale to nie do końca prawda. Platformy streamingowe to globalne podmioty, które realizują produkcje dla całego świata. jeżeli spojrzysz na to z tej strony, to nie kręcą naprawdę zbyt wiele, a produkcje lokalne w wielu krajach zostały zmniejszone - nie mogą konkurować z ofertami finansowymi platform. Produkcje krajowe to chleb powszedni dla większości aktorów, ale nie ma ich za dużo. o ile oczywiście należysz do najpopularniejszych aktorów, to pewnie sprawy mają się inaczej.
- Platformy nie płacą też tantiem więc teraz jest ciężej się utrzymać niż w poprzednich latach. Powiedziałbym nawet, iż 99 procent aktorów zarabia mniej niż wcześniej. Czasy są trudniejsze, ale z perspektywy widzów wygląda to tak, iż produkcji jest więcej, ale to dlatego, iż są dostępne globalnie. A to duża różnica. Trzeba przyznać, iż platformy też mają trudny okres - nie ma już nieograniczonej liczby subskrybentów, więc nie mają aż tak dużego zysku, jakiego się spodziewali. Pewnie dlatego coraz rzadziej podejmują ryzyko. jeżeli dołożymy do tego problemy ze sztuczną inteligencją, to naprawdę nie wiemy, co stanie się z aktorstwem jako zawodem w przyszłości. W tej chwili jest wiele niepewności.
I chyba jest coraz gorzej.
- przez cały czas pozostaję optymistą. Sztuczna inteligencja jest narzędziem, które może nam pomóc, ale musimy mieć pewność, iż nie zniszczy najważniejszej rzeczy, którą robimy poprzez nasz zawód - tworzymy więzi pomiędzy ludźmi. o ile usuniesz z całego procesu jednostkę ludzką, to od razu stanie się on mniej interesujący. Intryguje nas to, co przeżywamy, a sztuczna inteligencja nie ma tego doświadczenia. Nie możesz z jednej strony powiedzieć: 'aby opowiedzieć tę historię musisz ją przeżyć', a z drugiej kazać napisać go 'komputerowi'. Jak przeprowadzisz wywiad z kimś, kto jest wytworem sztucznej inteligencji?


Serial "Battlestar Galactica" ma już 20 lat. To jeden z najlepszych seriali science fiction, jakie zrealizowano, do tego podejmujący tematy polityczne i społeczne. Jak sądzisz, dlaczego po tylu latach wciąż nie traci na ważności?
- Na sukces serialu "Battlestar Galactica" złożyło się wiele rzeczy. To prawie szekspirowska historia w tym sensie, iż z całego społeczeństwa zostaje kilka osób, które są ze sobą powiązane na wiele sposobów - są połączeni ze względu na politykę, więzy krwi, przyjaźnie czy romanse. Przedstawia relacje rodzinne oraz postacie, czy wydarzenia, które są odbiciem filozoficznych rozważań i rzeczy, o których rozmawialiśmy wyżej. Wydaje mi się, iż "Battlestar Galactica" jest historią o sztucznej inteligencji, która, co prawda, została opowiedziana 20 lat temu, ale nie traci na aktualności.
- Pierwotnie była przecież komentarzem do wydarzeń 11 września, ale jeżeli spojrzysz na to co dzieje się teraz w różnych rejonach świata, to "Battlestar Galactica" również opowiada o tego rodzaju konfliktach. Co czyni nas ludźmi? Jak radzimy sobie w chwili, kiedy upada demokracja, czy media są używane do określonych celów? Nakręciliśmy ten serial 20 lat temu, ale dlatego, iż jego akcja rozgrywa się w kosmosie i nie ma w niej wyraźnego kontekstu, serial jest uniwersalny. Jego sercem jest człowiek i jego twór. Prawie jak "Frankenstein".
Jedną z rzeczy, za które pokochałam "Battlestar Galaktikę" były relacje oraz więzi pomiędzy bohaterami. Szczególnie ta między Lee Adamą, w którego się wcieliłeś, i Williamem Adamą, którego grał Edward James Olmos. Jak wspominasz granie tej skomplikowanej relacji ojca i syna na przestrzeni czterech sezonów?
- Ta relacja dojrzała, tak samo jak moja relacja pomiędzy mną i Edwardem Jamesem Olmosem. Znałem filmografię Eddiego, jego reputację, aktywizm, ale nie znałem człowieka. Później, kiedy pracowałem z nim na planie, powoli dostrzegam prawdziwą osobę, a nie ikonę kina. Ta więź, podobnie jak w serialu więź ojca i syna, tworzyła się powoli. Lee nie dogaduje się ze swoim ojcem, obwinia go za wydarzenia z przeszłości, aż w końcu, powoli, ze względu na kolejne zdarzenia, sytuacje, dostrzega mężczyznę, który stara się być silnym mimo wielu wad. Przez tą zażyłość Lee jest w stanie zbudować ze swoim ojcem nową relację.
- Prywatnie Eddie i ja jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Jest dla mnie jak ojciec, ale łączy nas o wiele więcej. Tak samo było także w przypadku naszych serialowych postaci. I to jest coś, co telewizja pozwala stworzyć - daje czas nam i opowieści się rozwinąć i zmienić. Cała obsada serialu jest dla mnie jak rodzina, a przecież nie byliśmy nią od samego początku. Nasza więź powstała i wzmocniła się dzięki temu, co przeżyliśmy, doświadczeniu i historii, którą opowiedzieliśmy.
Wspominałeś kiedyś, chyba w podcaście Katee Sackhoff [aktorki, która w “Battlestar Galactica" wcielała się w postać Starbuck], iż praca na planie "Battlestar..." była bardzo zespołowa. Możesz mi o tym opowiedzieć?
- Na planie pracowaliśmy ze wspaniałym reżyserem, Michaelem Rymerem, który jest niezależnym twórcą. Motywował nas do improwizacji. Zdjęcia do serialu kręciliśmy w Vancouver, czyli dość daleko od producentów, którzy rezydowali w Los Angeles, a to dało nam trochę wolności. Z biegiem czasu i oni zrozumieli, iż wolność na którą nam pozwolono przynosiła rezultaty i nie zatrzymywali nas. Jak aktorzy mogliśmy próbować różnych rzeczy, a scenarzyści bacznie nas obserwowali i wprowadzali nowe rzeczy do scenariusza. Taka kooperacja rozpoczęła się od Michaela - pozwoliła na to jego otwartość i fakt, iż doceniał aktorów i to, co chcieliśmy zrobić. A jeżeli doceniasz aktorów, to ufasz ich intuicji.
- Pamiętam jak Ron Moore [showrunner "Battlestar..." oraz twórca serialu "Outlander"] powiedział na planie serii "17th Precinct", iż scenariusz jest mapą, ale dróg z punktu A do punktu B jest znacznie więcej, więc tekst ma nam służyć za przewodnik. Cudownie jest usłyszeć coś takiego od pisarza, ukazuje to niesamowity poziom pewności i zaufania. Takie podejście jest bardzo rzadkie w telewizji, ponieważ wiele osób chce trzymać nad wszystkim kontrolę. Coś cudownego dzieje się w chwili, kiedy oddaje się trochę tej kontroli i da możliwość aktorom "zaszaleć". My dostaliśmy tę możliwość.


W pewnym sensie wszystko zależy od chęci podjęcia ryzyka. Jak ważne jest jego podejmowanie, podczas prac nad serialem czy filmem?
- Sądzę, iż jest milion możliwych dróg, aby zrobić dobry serial, a podejmowanie ryzyka jest jedną z nich - ale nie najważniejszą i jedyną. Zawsze możesz wprowadzać innowacje, ponieważ twój "produkt" musi wyróżniać się spośród innych. Widzowie mają dziś bardzo wyrafinowany gust - wszystko już widzieli, więc to ryzyko musi być obecne, żeby serial się przyjął, a to zawsze jest częścią dramatu. Dla przykładu - "Dojrzewanie" ze Stephenem Grahamem. Nakręcili godzinny odcinek jednym ujęciem. To nie tylko ryzyko finansowe, ale również trudne przedsięwzięcie. Jednak to pozwoliło na wyniesienie tej historii na wyższy poziom, nie tylko ze względu na techniczne czarodziejstwo, ale ze względu na to, iż widz był zmuszony do obejrzenia godzinnej analizy psychiki człowieka bez żadnych przerw. Obserwowałaś jak życie może zmienić się w godzinę. Dramaturgicznie jest to coś niezwykłego.
- Nie wywołasz takiego poczucia niebezpieczeństwa u widza bez podjęcia ryzyka. To ryzyko jest też wplecione w zawód aktora. Zawsze wkładamy w nasze role serce i duszę, później serial jest oglądany, a my osądzani.
Nie mogłam uwierzyć, jak dobre jest "Dojrzewanie". Szczególnie trzeci odcinek z Erin Doherty i Owenem Cooperem.
- To dramat w najczystszej postaci. Najlepszy jest bardzo prosty - jak w przypadku “Dojrzewania", kiedy w pokoju znajduje się tylko dwójka aktorów. To adekwatnie sztuka, która od razu cię łapie, nie ma żadnych oszustw w sensie nie ma kamer, cięć. Dodaje mi to dużo otuchy, iż we współczesnym świecie, gdzie szybkie cięcia mają zwrócić twoją uwagę. Tutaj mamy do czynienia z przeciwieństwem - to co cię przyciąga to szczera, prawdziwa interakcja pomiędzy ludźmi i ryzyko.
Czego oczekujesz od serialu jako widz?
- Zawsze szukam postaci i historii, które są o czymś. Wiem, iż może to głupio zabrzmieć, ale fabuła, przynajmniej dla mnie, powinna dotyczyć czegoś z czym się zmagamy, możemy utożsamić się w dzisiejszym świecie. Powinna zawierać też świetnie napisane relacje, wysokie stawki. W "Battlestar Galactica" bohaterowie nie są tylko członkami rodziny - to również prezydenci, admirałowie, wojskowi, nauczyciele - reprezentują każdą część społeczeństwa, a ich cechy są zawarte w ich relacjach. To mnie fascynuje - kiedy zaprezentowana historia jest wielopoziomowa.


Zahaczając jeszcze o "Battlestar Galactica". Czy nauczyłeś się czegoś na planie tej produkcji, co pomaga ci dziś w zawodzie aktora?
- Od Michaela Rymera nauczyłem się, iż muszę ufać swojej intuicji, iż moja postać, rola nie jest całkowicie uformowana, o ile nie dodam do niej części siebie. Zmotywował mnie, żeby rozmawiać ze scenarzystami, o tym, co możemy jeszcze zrobić, aby powołać bohatera do życia, stworzyć z niego trójwymiarową postać, pomóc go zmienić i rozwinąć. Nauczyłem się też, jak zaskoczyć widzów. o ile dla przykładu, oczekujesz, iż jakieś dwie postacie zejdą się i pytanie jakie zadasz publice brzmi: ‘będą czy nie będą razem’, to nie zatrzymasz ich długo. Rozpraw się z tym i skieruj ich na inną, interesującą drogę.
Wracając na chwilę z kosmosu na ziemię. W Polsce możemy właśnie oglądać serial "Cannes Confidential", w którym wcielasz się w postać Harry’ego Kinga. Co możesz opowiedzieć mi o tej produkcji i twoim bohaterze?
- Do "Cannes Confidential" przekonał mnie showrunner serialu, Chris Murray. Napisał scenariusz, który był ukłonem w stronę filmu "Złodziej w hotelu" z Carym Grantem jak i seriali "The Persuaders!", w którym grali Roger Moore i Tony Curtis. Fabuła "Cannes Confidential" jest osnuta wokół relacji lokalnej policjantki Camille (Lucie Lucas) i człowiekiem-zagadką ze skomplikowaną przeszłością o imieniu Harry. To enigma - pojawia się nagle w każdym ważnym wątku, nikt nic o nim nie wie. Oczywiście, ich relacja nie zaczyna się dobrze - Camille oskarża Harry’ego o coś, on ucieka w humor. Zafascynowały mnie dialogi w tym serialu - są zarazem i mroczne, i lekkie. Czerpałem niezłą frajdę z tej postaci - bohatera, który elegancko wykorzystuje sarkazm.
Chemia między głównymi bohaterami - Camille i Harrym jest świetna. Jak czujesz się w tej dynamice - będą/czy nie będą razem.
- To była niezła zabawa - Harry jest szybki, żartuje i próbuje flirtować z Camille. Tak naprawdę oboje wykorzystują tę drugą osobę dla własnych celów. Jednak powoli, poprzez werbalne potyczki i chemię między nimi tworzy się między tą dwójką więź. Porównałbym to do relacji bohaterów Bruce’a Willisa i Cybill Shepherd w serialu “Na wariackich papierach". Uwielbiałem tę produkcję. Świetnie zaprezentowano w niej relację postaci, które ciągnie do siebie, ale nie potrafią sobie zaufać.
Skoro już rozmawiamy o Francji. Jak kręciło się "Cannes Confidential"?
- Zdjęcia we Francji były cudownym doświadczeniem. Mieliśmy dostęp do wielu lokacji - kasyna, portu, Hotelu Majestic. Dosłownie dostaliśmy klucze do królestwa, co było bardzo dużym przywilejem. W pewnym sensie Cannes też jest bohaterem tego serialu, dlatego staraliśmy się przedstawić je w całej fantastycznej światłości. Nie zawsze było łatwo - kręciliśmy w hotelu dwa tygodnie, więc plątaliśmy się pracownikom i turystom pod nogami, co było trochę niezręczne. Mimo wszystko świetnie się bawiliśmy.


Muszę w takim razie wspomnieć o serialu "Operacja: kontra". To był pełen akcji serial kręcony w pięknych lokacjach.
- "Operacja: kontra" była jednym z najbardziej szalonych projektów i doświadczeń w moim życiu, w efekcie czego również fantastycznym. Wyobrażam sobie, iż tak Jackie Chan kręcił filmy w Hong Kongu - granie niesamowitych sekwencji akcji w krótkim czasie i przy małym budżecie. Kręciliśmy widowiskowe sceny walki, później wpadaliśmy na siłownię, a potem zaczynaliśmy to wszystko od nowa. To było fizyczne i aktorskie wyzwanie, szczególnie kiedy graliśmy bardzo emocjonalne sceny. Jestem dumny z tego serialu i roli Alexandra, w którego się wcieliłem. Uwielbiałem grać na planie z resztą zespołu - Varadą Sethu, Aliną Sumarwatą, Warren Brownem, Danem MacPhersonem i Yasemin Kay Allen.
Patrząc wstecz na swoją karierę i projekty, w których wystąpiłeś... Jest jakiś serial, w którym chciałeś zagrać dłużej? Rolą, którą mogłeś grać przez lata?
- Najbardziej żałuję tego, iż serial "The Smoke" (2014) nie był kontynuowany. Ta rola wiele dla mnie znaczyła. Myślałem, iż mamy produkcję, która może dużo wnieść do gatunku. Rozmawiałem z kilkoma producentami w Sky, którzy też żałują, iż "The Smoke" został skasowany. W obsadzie mieliśmy Tarona Egertona, Jodie Whittaker... Wspaniały skład, świetny scenariusz Lucy Kirkwood. Jestem pewien, iż ten tytuł miał potencjał. Czasami serial jest lepszy niż film, ale najgorsze w tym biznesie jest to, iż dobre historie nie dostają czasu w to, aby można było je rozwinąć.
- Koniec końców, wszystko zależy od decyzji biznesowej, a ludzie na górze patrzą na liczby i tabelki. Robią kalkulacje i czasami liczby działają na naszą korzyść, a czasami nie. Czasami producenci podejmują ryzyko, czasami nie. Sky tego ryzyka nie podjęło. A każdy wie, iż w pewnym momencie NBC miało zamiar skasować "Przyjaciół" po dwóch lub trzech odcinkach. Jednak ktoś w tym przypadku ryzyko podjął.
Nad czym teraz pracujesz? W jakich produkcjach będziemy mogli cię zobaczyć?
- Skończyłem właśnie prace na planie jednej z dużych produkcji Netfliksa, co było świetną sprawą. Wracam do "Beyond Paradise", a później, mam nadzieję, do serialu zatytułowanego "Signora Volpe". W międzyczasie piszę własne scenariusze.


"Cannes Confidential": kiedy i gdzie oglądać?


Serial "Cannes Confidential" jest dostępny w serwisie Prime Video.
Zobacz też: Dwie epickie historie miłosne. Wyczekiwany serial pozostawi was bez tchu
Idź do oryginalnego materiału