Przypadki chodzą po ludziach. Gdzieś na odległej prowincji dwudziestokilkuletni Adam (Tawfeek Barhom), syn ledwo wiążącego koniec z końcem rybaka, dostaje nieoczekiwany list. To stypendium i zaproszenie do podjęcia nauki na kairskim uniwersytecie Al-Azhar, noszącym dumne miano "centrum i światła islamskiego świata". Na otwarciu roku akademickiego najwyższy rangą duchowy przywódca, wielki imam, zasłabnie, by nie długo później zejść z tego łez padołu. Dla Urzędu Bezpieczeństwa to dobra nowina i okazja, którą po prostu trzeba wykorzystać. Z szachownicy spadła najmocniejsza figura przeciwnika. Na jej miejsce należy wstawić kogoś podporządkowanego i działającego we "właściwy sposób". Tak, by władza świecka i władza religijnego kultu szły ręka w rękę. jeżeli w tej wyliczance brakuje wam jeszcze jakiejś ofiary, to znajdziecie ją na dziedzińcu uczelni. Do zbadania, czy liczne rany kłute i cięcia mieczem były nieszczęśliwym wypadkiem bądź zabójstwem, wyznaczony zostaje pułkownik Ibrahim (Fares Fares). Agent nie pozbawiony resztek wrażliwości, ale na pewno z połamanym moralnym kręgosłupem i z wprawą łamiącym cudze. Taka robota.
Ibrahim to charakter depresyjny i zrezygnowany. Służbowe polecenia wykonuje na przekór sobie, ale ambicja jednocześnie podpowiada mu, iż najwyższa pora, by podskoczył wyżej w bezpieczniackiej hierarchii. Znacznie młodsi koledzy przestali już działać w terenie i zajmują kierownicze stanowiska w biurze UB. Ucieczka i rozpoczęcie wszystkiego od nowa jest przy tym rozwiązaniem marzycielskim. Za dużo świństw ma już w dorobku i za dużo mają na niego haków. Adam to z kolei puste naczynie. Człowiek prosty i bez adekwatności. Nieobecny, unikający kontaktu wzrokowego i z ciągłym grymasem zbitego psa. Wychowany twardą ręką przez ojca, dzielący dnie między wyciąganie ryb z sieci i sumienne modlitwy w lokalnym meczecie. Uległy ojcu, zapatrzony w Allaha, pionek w wielkiej politycznej grze. Aktorski wizerunek Barhoma wywoływać może irytację, ale też frapującą ciekawość. Na pozbawionego wyrazistych cech Adama każdy widz może projektować samego siebie.
Niech "Chłopiec z niebios" Tarika Saleha będzie tylko polityczną fikcją. Na każdym rogu kapusie, szpiedzy, służby w mundurach i służby w cywilu. W ujęciu szwedzkiego reżysera walka o władzę i wpływy nie zna ani umiaru ani cywilizowanej dyplomacji. Rekrutacja nieświadomego Adama na szpiega przeprowadzana przez Ibrahima wydawać się może niewinna. Rację ma mieć oczywiście tylko jedna, słuszna strona. Potrzebna jest tylko garść informacji o rywalu. W zamian - medyczna pomoc dla ojca. Półsłówka i wymiana usług z czasem przemienią się w szantaż. Później na horyzoncie coraz wyraźniej majaczyć będzie stryczek. Zdrajca, szpieg, wróg publiczny numer jeden. Każdą wersje przecież tak samo łatwo sfabrykować. "Chłopiec z niebios", wznosząc się ponad sensacyjną intrygę, może być też dekadenckim traktatem o kondycji człowieka i kondycji naszych czasów. O ludzkiej bezbronności, moralnej zgniliźnie, o skorumpowanych autorytetach i dyktatorskich zapędach publicznych instytucji.
Po drugiej stronie mamy Bractwo Muzułmańskie, infiltrowane przez Adama. To stronnictwo korzystające z równie radykalnych metod jak państwowa administracja i nie mniej ideologicznie autorytarne, ale mające swoje odmienne interesy i oczywiście swojego kandydata na wielkiego imama. Tarik Saleh nie ma żadnych wątpliwości, iż władza religijna i państwowa to dwie strony tego samego medalu. W żadnym z przypadków nie chodzi o ludzi, poprawianie dobrobytu i bezpieczeństwa, ale o stanowiska, o dostęp do potężnych narzędzi wpływu, społeczną inżynierię, zdobycie pogłosu i ślepego posłuszeństwa mas. Bóg tak chciał.
Nie może dziwić canneński laur za scenariusz dla "Chłopca z niebios". Tarik Saleh umiejętnie zagęszcza kryminalną intrygę, nie dając chwili na oddech. Każdy gracz to postać o minimalnej wiarygodności a ograniczone zaufanie i nieufność są fabrycznymi ustawieniami dla wszystkich relacji. Dialogi to interesująca mieszanka metaforycznej liryki i złowieszczego konkretu. Co chwilę lądujemy w ślepych uliczkach lub w egzystencjalnie strefie szarości. To w swojej istocie opowieść o wojnie domowej, ale jeszcze nie krwawo rozlanej na ulice. Rozgrywanej w cieniach gabinetów, z użyciem politycznego soft power i etycznej manipulacji jednostek. Po prawej demony wiary, po lewej demony władzy. Rozsiądźcie się wygodnie w fotelach. "Chłopiec z niebios" raczej nie podniesie was na duchu.
- Kasbah-Film Tanger
- Sveriges Television (SVT)
- Oy Bufo Ab
- Memento Films Production
- Final Cut for Real
- Film i Väst
- Atmo Production
- arte France Cinéma
Ibrahim to charakter depresyjny i zrezygnowany. Służbowe polecenia wykonuje na przekór sobie, ale ambicja jednocześnie podpowiada mu, iż najwyższa pora, by podskoczył wyżej w bezpieczniackiej hierarchii. Znacznie młodsi koledzy przestali już działać w terenie i zajmują kierownicze stanowiska w biurze UB. Ucieczka i rozpoczęcie wszystkiego od nowa jest przy tym rozwiązaniem marzycielskim. Za dużo świństw ma już w dorobku i za dużo mają na niego haków. Adam to z kolei puste naczynie. Człowiek prosty i bez adekwatności. Nieobecny, unikający kontaktu wzrokowego i z ciągłym grymasem zbitego psa. Wychowany twardą ręką przez ojca, dzielący dnie między wyciąganie ryb z sieci i sumienne modlitwy w lokalnym meczecie. Uległy ojcu, zapatrzony w Allaha, pionek w wielkiej politycznej grze. Aktorski wizerunek Barhoma wywoływać może irytację, ale też frapującą ciekawość. Na pozbawionego wyrazistych cech Adama każdy widz może projektować samego siebie.
Niech "Chłopiec z niebios" Tarika Saleha będzie tylko polityczną fikcją. Na każdym rogu kapusie, szpiedzy, służby w mundurach i służby w cywilu. W ujęciu szwedzkiego reżysera walka o władzę i wpływy nie zna ani umiaru ani cywilizowanej dyplomacji. Rekrutacja nieświadomego Adama na szpiega przeprowadzana przez Ibrahima wydawać się może niewinna. Rację ma mieć oczywiście tylko jedna, słuszna strona. Potrzebna jest tylko garść informacji o rywalu. W zamian - medyczna pomoc dla ojca. Półsłówka i wymiana usług z czasem przemienią się w szantaż. Później na horyzoncie coraz wyraźniej majaczyć będzie stryczek. Zdrajca, szpieg, wróg publiczny numer jeden. Każdą wersje przecież tak samo łatwo sfabrykować. "Chłopiec z niebios", wznosząc się ponad sensacyjną intrygę, może być też dekadenckim traktatem o kondycji człowieka i kondycji naszych czasów. O ludzkiej bezbronności, moralnej zgniliźnie, o skorumpowanych autorytetach i dyktatorskich zapędach publicznych instytucji.
- Kasbah-Film Tanger
- Sveriges Television (SVT)
- Oy Bufo Ab
- Memento Films Production
- Final Cut for Real
- Film i Väst
- Atmo Production
- arte France Cinéma
Po drugiej stronie mamy Bractwo Muzułmańskie, infiltrowane przez Adama. To stronnictwo korzystające z równie radykalnych metod jak państwowa administracja i nie mniej ideologicznie autorytarne, ale mające swoje odmienne interesy i oczywiście swojego kandydata na wielkiego imama. Tarik Saleh nie ma żadnych wątpliwości, iż władza religijna i państwowa to dwie strony tego samego medalu. W żadnym z przypadków nie chodzi o ludzi, poprawianie dobrobytu i bezpieczeństwa, ale o stanowiska, o dostęp do potężnych narzędzi wpływu, społeczną inżynierię, zdobycie pogłosu i ślepego posłuszeństwa mas. Bóg tak chciał.
Nie może dziwić canneński laur za scenariusz dla "Chłopca z niebios". Tarik Saleh umiejętnie zagęszcza kryminalną intrygę, nie dając chwili na oddech. Każdy gracz to postać o minimalnej wiarygodności a ograniczone zaufanie i nieufność są fabrycznymi ustawieniami dla wszystkich relacji. Dialogi to interesująca mieszanka metaforycznej liryki i złowieszczego konkretu. Co chwilę lądujemy w ślepych uliczkach lub w egzystencjalnie strefie szarości. To w swojej istocie opowieść o wojnie domowej, ale jeszcze nie krwawo rozlanej na ulice. Rozgrywanej w cieniach gabinetów, z użyciem politycznego soft power i etycznej manipulacji jednostek. Po prawej demony wiary, po lewej demony władzy. Rozsiądźcie się wygodnie w fotelach. "Chłopiec z niebios" raczej nie podniesie was na duchu.