Już dziś w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą rozpoczyna się 17. festiwal BNP Paribas Dwa Brzegi. Na miłośników kina czekają seanse uznanych na światowych festiwalach filmów, a wśród nich canneńscy faworyci. Poniżej prezentujemy fragmenty recenzji najciekawszych naszych zdaniem tytułów, których nie można przegapić. Są tu nagrodzony Złotą Palmą za scenariusz "Monster" Hirokazu Koreedy czy zdobywca Orła dla najlepszego dokumentu – "Film balkonowy" Pawła Łozińskiego czy walczący w konkursie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto dokument "Skąd dokąd" Macieja Hameli.
Festiwal BNP Paribas Dwa Brzegi potrwa od 29 lipca do 6 sierpnia.
autor: Gabriel Krawczyk
Recenzja filmowa
Zagadywanie i nagrywanie z balkonu warszawskich przechodniów może wydawać się pomysłem na dokument tak prostym, iż aż oburzającym. Warto więc dodać przypis: przez 2,5 roku i 165 dni zdjęciowych Paweł Łoziński uwiecznił z pierwszego piętra saskokępskiej kamienicy prawie 2 tys. rozmówców, spośród których 80 trafiło do "Filmu balkonowego". To jeszcze balkon czy już wieża Babel? Bez obaw, gdy trafia się dokumentalista tak wrażliwy na drugą osobę, o pomieszaniu języków nie może być mowy. O zarażeniu nas ciekawością innego człowieka – jak najbardziej.
Punkt wyjścia niczym w "Gadających głowach" Kieślowskiego: poszukiwanie sensu (czy raczej: sensów) życia. Patos i chodnik to jednak niekoniecznie dobre połączenie. Wygłodniały prawdy Łoziński czasem zaczyna z grubej rury, ale zdaje sobie sprawę z własnej śmieszności. Jego serwowane przyjaznym tonem pytania o imponderabilia stają się zatem szlachetnym podstępem: niekoniecznie precyzyjna odpowiedź się liczy, ale ludzka reakcja, zawahanie mówiące o człowieku więcej niż słowa, otwartość będąca wartością samą w sobie, uśmiech, życiowa mądrość, do której można się dokopać, nie kopiąc wcale głęboko. Kiedy indziej reżyser z balkonowej wieżyczki prowokuje igraszką: "Dokąd idziesz?", "Co mi pani powie?", "Szukam bohatera swojego filmu". Natręctwo? Nie z poziomu dającego przechodniom wybór balkonu. Banał? To już przecież zależy od rozmówcy. I o ile "Film balkonowy" jest rodzajem selekcjonującej w montażu manipulacji, która przekonuje, iż każdy zasługuje na naszą uwagę, bo ma do opowiedzenia niepowtarzalną historię (każdy JEST dziejącą się właśnie opowieścią), o tyle manipulacja ta u swoich źródeł ma przypadek, a więc w pewnym sensie kłamstwa w niej za grosz. Łoziński i jego współmontażyści (Piotr Wójcik i Bartłomiej Piasek) mówią swoim dokumentem tylko i aż tyle: wystarczy odrobina dobrej woli, by lepiej się poznać – warto podjąć to ryzyko. Od zrozumienia drugiego człowieka do świata, w którym jest nam nieco lepiej, wcale nie tak daleko.
Całą recenzję filmu "Film balkonowy" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
autorka: Daria Sienkiewicz
Fińska opowieść
Twórczość Akiego Kaurismäkiego to jednocześnie kino zaangażowane i angażujące – humorem, aktualnością i uniwersalnością. W "Człowieku z Hawru" i "Po tamtej stronie" reżyser zgłębiał tematykę uchodźczą. W "Fallen Leaves" społeczno-politycznym kontekstem wydarzeń jest z kolei inwazja Rosji na Ukrainę. Ze starego radioodbiornika dochodzą słuchy o pierwszych tygodniach walk. Informacje o atakach i zwiększającej się liczbie ofiar towarzyszą bohaterce podczas najbardziej prozaicznych czynności, a Kaurismäki umiejętnie łączy dramat z czarną komedią: podczas gdy filmowi bohaterowie walczą z rutyną i samotnością, tuż za granicą Finlandii Rosja snuje okrutne imperialne plany o podboju Europy.
Już pierwsza scena filmu bawi do łez – na sklepowej taśmie piętrzy się potężna góra opakowanego plastikiem mięsa, to metafora kapitalistycznego urodzaju. Chwilę później poznajemy Ansę (Alma Pöysti) – małomówną i skromną pracowniczkę supermarketu, której dni mijają na nużącym metkowaniu towarów i selekcji przeterminowanych produktów. Kobieta nie znosi marnotrawstwa, dlatego nieraz zdatne do spożycia jedzenie rozdaje potrzebującym. Srogi ochroniarz nie spuszcza jej jednak z oczu. Ansa zostaje zwolniona za próbę "uprowadzenia" kanapki, której "przeznaczeniem" był śmietnik. Autorski świat Kaurismäkiego przepełniony jest systemowymi absurdami, z którymi reżyser konfrontuje swoich bohaterów. Co ciekawe, chcący żyć według własnej, a nie cudzej rutyny nonkonformiści to u reżysera najczęściej everymani. Ansa z godnością opuszcza miejsce pracy, by po chwili bez wahania przygarnąć bezpańskiego psa. Gdyby mogła cofnąć czas, z pewnością postąpiłaby tak samo. Podążanie za głosem własnego sumienia urasta na ekranie do rangi supermocy.
Całą recenzję filmu "Opadające liście" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
autor: Michał Walkiewicz
Ludzie i świnie
"Jeśli przeszczepimy człowiekowi mózg świni, czy pozostanie człowiekiem?" – pyta swoją matkę Saori (Sakura Ando) mały Minato (Souya Kurokawa). Wspólnie obserwują płonący w oddali budynek, szemrany bar z hostessami, w którym podobno bywał lokalny nauczyciel, Pan Hori (Eita). Dobre pytanie, a przynajmniej na tyle dobre, by zbudować wokół niego jakiś tożsamościowy konflikt. Bohaterowie nowego filmu Hirokazu Koreedy mózgi mają ludzkie, ale regres do atawistycznego języka agresji pokonują z prędkością światła. Okoliczności są zresztą sprzyjające, gdyż chodzi o szkołę – miejsce, w którym krzyżuje się mnóstwo sprzecznych interesów; zasilaną wielopokoleniowymi kompleksami fabrykę deziluzji.
Sori staje w obronie syna, który padł ofiarą werbalnej i fizycznej agresji ze strony Pana Horiego. Sam nauczyciel oskarża ucznia o prześladowanie młodszego kolegi. Ten ostatni przerzuca całą winę na pedagoga, a wszystkiemu przysłuchuje się beznamiętna dyrektorka, która niedawno straciła wnuka. Wzburzenie jest uzasadnione, wina – niepodważalna, ale stojące i za jednym, i za drugim motywacje pozostają skomplikowane. I jak to u Koreedy bywa, kolizje bohaterów na tej egzystencjalnej wielopasmówce są kontrapunktowane kapitalnymi winietami z tzw. "zwyczajnego życia". Na obecnym etapie twórczości Japończyka to jak słowny ping pong u Woody'ego Allena, długie ujęcia u Lisandro Alonso albo propan butan u Michaela Baya.
Całą recenzję filmu "Monster" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
autorka: Diana Dąbrowska
Uważaj na habitus
"Trzeba od czasu do czasu przewietrzyć rodzinę..." – mawiały niewinnie Muminki. Kto by pomyślał, iż po latach właśnie ta myśl stanie się swoistym modus operandi jednej z mroczniejszych filmowych przypowieści, jakie możemy zobaczyć w tym roku w polskich kinach.
Wszystko zaczyna się w sielskiej Toskanii. Majętne rodziny z dziećmi spędzają letnie wczasy w zjawiskowej posiadłości. Rano basen i opalanie, wieczorem – kolacja przy świecach i winie. Dużo nowych znajomości, zakupów i zabaw. Włoskie słońce sprawia zresztą, iż wszystko wydaje się jasne i wyraźne. I to właśnie w takich okolicznościach Bjørn, Louise i mała Agnes z Danii poznają jakże miłych i rozgadanych (z wyjątkiem ich schorowanego synka) Holendrów – Patricka i Karin. Śmiechom przy wspólnym stole nie ma końca, dorośli wyjątkowo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Szczególnie czarujący wydaje się Patrick (Fedja van Huęt), który zgrzebnie opowiada nie tylko o swojej miłości do familii, ale też wykonywanej z dumą profesji (mężczyzna jest lekarzem). Wakacje mają jednak to do siebie, iż gwałtownie się kończą i każdy musi wrócić do monotonnej codzienności. Jakiś czas po powrocie do domu Duńczycy otrzymują wiadomość od stęsknionych Holendrów z zaproszeniem do ich uroczej leśnej chatki. Decydując się na wyjazd, Bjørn, Louise i mała Agnes nie mają pojęcia, iż to będzie najgorszy weekend ich życia.
Całą recenzję filmu "Goście" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
autor: Wojciech Tutaj
Ostatnie takie lato
Posługując się określeniem Olgi Tokarczuk, można powiedzieć, iż hiszpańska reżyserka Carla Simón jest czułą narratorką. Zaryzykuję choćby stwierdzenie, iż jedną z najczulszych we współczesnym kinie. Już w debiutanckim "Lecie 1993" ujawniła wielkie pokłady wrażliwości, portretując sześcioletnią dziewczynkę mierzącą się z traumą po śmierci matki. "Alcarràs", drugi pełnometrażowy film autorki, przepełnia ta sama empatia i ciepło względem bohaterów, sprawiając, iż widz prędko i na stałe się z nimi zaprzyjaźnia. Nie przypominają oni wymyślonych na potrzeby scenariusza postaci, tylko zwyczajnych ludzi z sąsiedztwa. Artystka zwraca się wszak w stronę świata, który zna od podszewki. Osobiste doświadczenia Simón i współscenarzysty Arnau Vilaró zainspirowały ich do stworzenia "Alcarràs", dzięki czemu z ekranu bije rzadki autentyzm. Jednocześnie wizja reżyserki, obejmująca losy współczesnej rolniczej rodziny, zdradza pewne pokrewieństwo z arcydzielnym "Drzewem na saboty" Ermanno Olmiego czy "Cudami" Alice Rohrwacher. Dzieło wpisuje się w najlepsze tradycje kina o prowincji, które na gruncie europejskim reprezentowali zwłaszcza twórcy z Italii. Simón nie kopiuje jednak cudzego stylu, ale stąpa własnymi, narracyjnymi ścieżkami.
Całą recenzję filmu "Alcarràs" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
autor: Marcin Pietrzyk
Skrawki
W 2022 roku konflikt pomiędzy Rosją a Ukrainą wkroczył w nową fazę. Po raz pierwszy od wielu lat jeden kraj w Europie został najechany przez inny. Inwazja wojsk rosyjskich wywołała kryzys humanitarny na olbrzymią skalę. Miliony ludzi musiało porzucić wszystko, by ratować życie. "Skąd dokąd" to jeden z wielu filmów dokumentalnych (i reportaży) opowiadający o tej tragedii.
Maciej Hamela zabiera nas w podróż po zrujnowanej Ukrainie. Jego kamera rejestruje ludzi, którzy próbują wydostać się ze strefy wojny do bezpiecznych części kraju lub dalej, do Polski, na Zachód. Reżyser postawił na najprostsze środki wyrazu. To sprawia, iż "Skąd dokąd" ogląda się niemal jak kronikę. Bohaterowie filmu są świadkami okrucieństwa wojny, ich doświadczenia i pamięć zostają przez Hamelę uwiecznione jako historia konfliktu opowiedziana przez pryzmat osobistych przeżyć cywilnej ludności.
"Skąd dokąd" nie analizuje geopolitycznej sytuacji, która doprowadziła do inwazji Rosji na Ukrainę. Nie próbuje również prześwietlać swoich bohaterów, wnikając w motywacje ludzi do pozostania lub ucieczki. Hamela z żadnym z bohaterów filmu nie zostaje zbyt długo. Odwozi ich z punktu A do punktu B, wraca i bierze kolejną grupę i tak w kółko. Każda z tych osób oferuje mu (i nam, widzom), skrawki swoich doświadczeń. Tu wspomnienie o zmarłym mężu, tam wyznania torturowanego mężczyzny, który mówi, iż miał szczęście, bo rażono go prądem wyłącznie przez nogi. Na to nakładają się inne skrawki: obrazy zrujnowanych blokowisk, zniszczonych czołgów, mostów, posterunków wojskowych, a czasem skąpanej w pełnym słońcu pięknej ukraińskie przyrody.
Całą recenzję filmu "Skąd dokąd" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Teoria chaosu – recenzję filmu "Porwany" w reżyserii Marco Bellocchia można przeczytać TUTAJ.
Wspólnota samotnych – recenzję filmu "Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham" w reżyserii Pawła Łozińskiego można przeczytać TUTAJ.
Chleb powszedni – recenzję filmu "Chleb i sól" w reżyserii Damiana Kocura można przeczytać TUTAJ.
(Nie)gotowa do drogi – recenzję filmu "Roving Woman" w reżyserii Michała Chmielewskiego można przeczytać TUTAJ.
Mama, Tata, Bóg i Szatan – recenzję filmu "Bezmiar" w reżyserii Emanuele Crialese można przeczytać TUTAJ.
Łódka nicości – recenzję filmu "W trójkącie" w reżyserii Rubena Östlunda można przeczytać TUTAJ.
Córeczki tatusia – recenzję filmu "Tata" w reżyserii Anny Maliszewskiej można przeczytać TUTAJ.
Opowieść o dwóch traumach – recenzję filmu "Houria" w reżyserii Mouni Meddour można przeczytać TUTAJ.
Festiwal BNP Paribas Dwa Brzegi potrwa od 29 lipca do 6 sierpnia.
***
Recenzja dokumentu "Film balkonowy", reż. Paweł Łoziński
autor: Gabriel Krawczyk
Recenzja filmowa
Zagadywanie i nagrywanie z balkonu warszawskich przechodniów może wydawać się pomysłem na dokument tak prostym, iż aż oburzającym. Warto więc dodać przypis: przez 2,5 roku i 165 dni zdjęciowych Paweł Łoziński uwiecznił z pierwszego piętra saskokępskiej kamienicy prawie 2 tys. rozmówców, spośród których 80 trafiło do "Filmu balkonowego". To jeszcze balkon czy już wieża Babel? Bez obaw, gdy trafia się dokumentalista tak wrażliwy na drugą osobę, o pomieszaniu języków nie może być mowy. O zarażeniu nas ciekawością innego człowieka – jak najbardziej.
Punkt wyjścia niczym w "Gadających głowach" Kieślowskiego: poszukiwanie sensu (czy raczej: sensów) życia. Patos i chodnik to jednak niekoniecznie dobre połączenie. Wygłodniały prawdy Łoziński czasem zaczyna z grubej rury, ale zdaje sobie sprawę z własnej śmieszności. Jego serwowane przyjaznym tonem pytania o imponderabilia stają się zatem szlachetnym podstępem: niekoniecznie precyzyjna odpowiedź się liczy, ale ludzka reakcja, zawahanie mówiące o człowieku więcej niż słowa, otwartość będąca wartością samą w sobie, uśmiech, życiowa mądrość, do której można się dokopać, nie kopiąc wcale głęboko. Kiedy indziej reżyser z balkonowej wieżyczki prowokuje igraszką: "Dokąd idziesz?", "Co mi pani powie?", "Szukam bohatera swojego filmu". Natręctwo? Nie z poziomu dającego przechodniom wybór balkonu. Banał? To już przecież zależy od rozmówcy. I o ile "Film balkonowy" jest rodzajem selekcjonującej w montażu manipulacji, która przekonuje, iż każdy zasługuje na naszą uwagę, bo ma do opowiedzenia niepowtarzalną historię (każdy JEST dziejącą się właśnie opowieścią), o tyle manipulacja ta u swoich źródeł ma przypadek, a więc w pewnym sensie kłamstwa w niej za grosz. Łoziński i jego współmontażyści (Piotr Wójcik i Bartłomiej Piasek) mówią swoim dokumentem tylko i aż tyle: wystarczy odrobina dobrej woli, by lepiej się poznać – warto podjąć to ryzyko. Od zrozumienia drugiego człowieka do świata, w którym jest nam nieco lepiej, wcale nie tak daleko.
Całą recenzję filmu "Film balkonowy" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Recenzja filmu "Opadające liście", reż. Aki Kaurismäki
autorka: Daria Sienkiewicz
Fińska opowieść
Twórczość Akiego Kaurismäkiego to jednocześnie kino zaangażowane i angażujące – humorem, aktualnością i uniwersalnością. W "Człowieku z Hawru" i "Po tamtej stronie" reżyser zgłębiał tematykę uchodźczą. W "Fallen Leaves" społeczno-politycznym kontekstem wydarzeń jest z kolei inwazja Rosji na Ukrainę. Ze starego radioodbiornika dochodzą słuchy o pierwszych tygodniach walk. Informacje o atakach i zwiększającej się liczbie ofiar towarzyszą bohaterce podczas najbardziej prozaicznych czynności, a Kaurismäki umiejętnie łączy dramat z czarną komedią: podczas gdy filmowi bohaterowie walczą z rutyną i samotnością, tuż za granicą Finlandii Rosja snuje okrutne imperialne plany o podboju Europy.
Już pierwsza scena filmu bawi do łez – na sklepowej taśmie piętrzy się potężna góra opakowanego plastikiem mięsa, to metafora kapitalistycznego urodzaju. Chwilę później poznajemy Ansę (Alma Pöysti) – małomówną i skromną pracowniczkę supermarketu, której dni mijają na nużącym metkowaniu towarów i selekcji przeterminowanych produktów. Kobieta nie znosi marnotrawstwa, dlatego nieraz zdatne do spożycia jedzenie rozdaje potrzebującym. Srogi ochroniarz nie spuszcza jej jednak z oczu. Ansa zostaje zwolniona za próbę "uprowadzenia" kanapki, której "przeznaczeniem" był śmietnik. Autorski świat Kaurismäkiego przepełniony jest systemowymi absurdami, z którymi reżyser konfrontuje swoich bohaterów. Co ciekawe, chcący żyć według własnej, a nie cudzej rutyny nonkonformiści to u reżysera najczęściej everymani. Ansa z godnością opuszcza miejsce pracy, by po chwili bez wahania przygarnąć bezpańskiego psa. Gdyby mogła cofnąć czas, z pewnością postąpiłaby tak samo. Podążanie za głosem własnego sumienia urasta na ekranie do rangi supermocy.
Całą recenzję filmu "Opadające liście" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Recenzja filmu "Monster", reż. Hirokazu Koreeda
autor: Michał Walkiewicz
Ludzie i świnie
"Jeśli przeszczepimy człowiekowi mózg świni, czy pozostanie człowiekiem?" – pyta swoją matkę Saori (Sakura Ando) mały Minato (Souya Kurokawa). Wspólnie obserwują płonący w oddali budynek, szemrany bar z hostessami, w którym podobno bywał lokalny nauczyciel, Pan Hori (Eita). Dobre pytanie, a przynajmniej na tyle dobre, by zbudować wokół niego jakiś tożsamościowy konflikt. Bohaterowie nowego filmu Hirokazu Koreedy mózgi mają ludzkie, ale regres do atawistycznego języka agresji pokonują z prędkością światła. Okoliczności są zresztą sprzyjające, gdyż chodzi o szkołę – miejsce, w którym krzyżuje się mnóstwo sprzecznych interesów; zasilaną wielopokoleniowymi kompleksami fabrykę deziluzji.
Sori staje w obronie syna, który padł ofiarą werbalnej i fizycznej agresji ze strony Pana Horiego. Sam nauczyciel oskarża ucznia o prześladowanie młodszego kolegi. Ten ostatni przerzuca całą winę na pedagoga, a wszystkiemu przysłuchuje się beznamiętna dyrektorka, która niedawno straciła wnuka. Wzburzenie jest uzasadnione, wina – niepodważalna, ale stojące i za jednym, i za drugim motywacje pozostają skomplikowane. I jak to u Koreedy bywa, kolizje bohaterów na tej egzystencjalnej wielopasmówce są kontrapunktowane kapitalnymi winietami z tzw. "zwyczajnego życia". Na obecnym etapie twórczości Japończyka to jak słowny ping pong u Woody'ego Allena, długie ujęcia u Lisandro Alonso albo propan butan u Michaela Baya.
Całą recenzję filmu "Monster" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Recenzja filmu "Goście", reż. Christian Tafdrup
autorka: Diana Dąbrowska
Uważaj na habitus
"Trzeba od czasu do czasu przewietrzyć rodzinę..." – mawiały niewinnie Muminki. Kto by pomyślał, iż po latach właśnie ta myśl stanie się swoistym modus operandi jednej z mroczniejszych filmowych przypowieści, jakie możemy zobaczyć w tym roku w polskich kinach.
Wszystko zaczyna się w sielskiej Toskanii. Majętne rodziny z dziećmi spędzają letnie wczasy w zjawiskowej posiadłości. Rano basen i opalanie, wieczorem – kolacja przy świecach i winie. Dużo nowych znajomości, zakupów i zabaw. Włoskie słońce sprawia zresztą, iż wszystko wydaje się jasne i wyraźne. I to właśnie w takich okolicznościach Bjørn, Louise i mała Agnes z Danii poznają jakże miłych i rozgadanych (z wyjątkiem ich schorowanego synka) Holendrów – Patricka i Karin. Śmiechom przy wspólnym stole nie ma końca, dorośli wyjątkowo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Szczególnie czarujący wydaje się Patrick (Fedja van Huęt), który zgrzebnie opowiada nie tylko o swojej miłości do familii, ale też wykonywanej z dumą profesji (mężczyzna jest lekarzem). Wakacje mają jednak to do siebie, iż gwałtownie się kończą i każdy musi wrócić do monotonnej codzienności. Jakiś czas po powrocie do domu Duńczycy otrzymują wiadomość od stęsknionych Holendrów z zaproszeniem do ich uroczej leśnej chatki. Decydując się na wyjazd, Bjørn, Louise i mała Agnes nie mają pojęcia, iż to będzie najgorszy weekend ich życia.
Całą recenzję filmu "Goście" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Recenzja filmu "Alcarràs", reż. Carla Simón
autor: Wojciech Tutaj
Ostatnie takie lato
Posługując się określeniem Olgi Tokarczuk, można powiedzieć, iż hiszpańska reżyserka Carla Simón jest czułą narratorką. Zaryzykuję choćby stwierdzenie, iż jedną z najczulszych we współczesnym kinie. Już w debiutanckim "Lecie 1993" ujawniła wielkie pokłady wrażliwości, portretując sześcioletnią dziewczynkę mierzącą się z traumą po śmierci matki. "Alcarràs", drugi pełnometrażowy film autorki, przepełnia ta sama empatia i ciepło względem bohaterów, sprawiając, iż widz prędko i na stałe się z nimi zaprzyjaźnia. Nie przypominają oni wymyślonych na potrzeby scenariusza postaci, tylko zwyczajnych ludzi z sąsiedztwa. Artystka zwraca się wszak w stronę świata, który zna od podszewki. Osobiste doświadczenia Simón i współscenarzysty Arnau Vilaró zainspirowały ich do stworzenia "Alcarràs", dzięki czemu z ekranu bije rzadki autentyzm. Jednocześnie wizja reżyserki, obejmująca losy współczesnej rolniczej rodziny, zdradza pewne pokrewieństwo z arcydzielnym "Drzewem na saboty" Ermanno Olmiego czy "Cudami" Alice Rohrwacher. Dzieło wpisuje się w najlepsze tradycje kina o prowincji, które na gruncie europejskim reprezentowali zwłaszcza twórcy z Italii. Simón nie kopiuje jednak cudzego stylu, ale stąpa własnymi, narracyjnymi ścieżkami.
Całą recenzję filmu "Alcarràs" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Recenzja filmu "Skąd dokąd", reż. Maciej Hamela
autor: Marcin Pietrzyk
Skrawki
W 2022 roku konflikt pomiędzy Rosją a Ukrainą wkroczył w nową fazę. Po raz pierwszy od wielu lat jeden kraj w Europie został najechany przez inny. Inwazja wojsk rosyjskich wywołała kryzys humanitarny na olbrzymią skalę. Miliony ludzi musiało porzucić wszystko, by ratować życie. "Skąd dokąd" to jeden z wielu filmów dokumentalnych (i reportaży) opowiadający o tej tragedii.
Maciej Hamela zabiera nas w podróż po zrujnowanej Ukrainie. Jego kamera rejestruje ludzi, którzy próbują wydostać się ze strefy wojny do bezpiecznych części kraju lub dalej, do Polski, na Zachód. Reżyser postawił na najprostsze środki wyrazu. To sprawia, iż "Skąd dokąd" ogląda się niemal jak kronikę. Bohaterowie filmu są świadkami okrucieństwa wojny, ich doświadczenia i pamięć zostają przez Hamelę uwiecznione jako historia konfliktu opowiedziana przez pryzmat osobistych przeżyć cywilnej ludności.
"Skąd dokąd" nie analizuje geopolitycznej sytuacji, która doprowadziła do inwazji Rosji na Ukrainę. Nie próbuje również prześwietlać swoich bohaterów, wnikając w motywacje ludzi do pozostania lub ucieczki. Hamela z żadnym z bohaterów filmu nie zostaje zbyt długo. Odwozi ich z punktu A do punktu B, wraca i bierze kolejną grupę i tak w kółko. Każda z tych osób oferuje mu (i nam, widzom), skrawki swoich doświadczeń. Tu wspomnienie o zmarłym mężu, tam wyznania torturowanego mężczyzny, który mówi, iż miał szczęście, bo rażono go prądem wyłącznie przez nogi. Na to nakładają się inne skrawki: obrazy zrujnowanych blokowisk, zniszczonych czołgów, mostów, posterunków wojskowych, a czasem skąpanej w pełnym słońcu pięknej ukraińskie przyrody.
Całą recenzję filmu "Skąd dokąd" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
***
Teoria chaosu – recenzję filmu "Porwany" w reżyserii Marco Bellocchia można przeczytać TUTAJ.
Wspólnota samotnych – recenzję filmu "Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham" w reżyserii Pawła Łozińskiego można przeczytać TUTAJ.
Chleb powszedni – recenzję filmu "Chleb i sól" w reżyserii Damiana Kocura można przeczytać TUTAJ.
(Nie)gotowa do drogi – recenzję filmu "Roving Woman" w reżyserii Michała Chmielewskiego można przeczytać TUTAJ.
Mama, Tata, Bóg i Szatan – recenzję filmu "Bezmiar" w reżyserii Emanuele Crialese można przeczytać TUTAJ.
Łódka nicości – recenzję filmu "W trójkącie" w reżyserii Rubena Östlunda można przeczytać TUTAJ.
Córeczki tatusia – recenzję filmu "Tata" w reżyserii Anny Maliszewskiej można przeczytać TUTAJ.
Opowieść o dwóch traumach – recenzję filmu "Houria" w reżyserii Mouni Meddour można przeczytać TUTAJ.