DRUŻYNA A. Film nie tylko dla fanów kultowego serialu z lat 80.

film.org.pl 3 godzin temu

Wybuch za wybuchem, strzelaniny, pościgi, wszystko to przedstawione dzięki obłędnie szybkiego montażu, a dodatkowo wzbogacane krótkimi, aczkolwiek treściwymi i zabawnymi one-linerami wypowiadanymi przez sympatycznych bohaterów. Przy tym sceny dialogowe, które zdają się stanowić jedynie wypełniacz czasu pomiędzy kolejnymi sekwencjami akcji i scenariusz, który “jest, ale go nie ma”. Wszystkie te składniki wskazują na typowy, nastawiony wyłącznie na zysk blockbuster, jakich wiele pojawia się w okresie wakacyjnym. W tym przypadku mamy do czynienia także z remakiem, czyli zjawiskiem w ostatnim czasie zupełnie powszechnym w świecie filmu. Tyle iż tym razem twórcy porywają się na zrimejkowanie serialu, który w latach 80. bił rekordy popularności i stał się obiektem kultu wielu (także mnie) widzów.

Drużyna A – czyli czwórka byłych bohaterów wojny w Wietnamie, ściganych przez prawo za zbrodnie, których nie popełnili i rozwiązujących przeróżne sprawy kryminalne. Drużyna składała się z czwórki wyrazistych postaci – pułkownik Hannibal Smith, będący mózgiem każdej operacji, porucznik Peck “Buźka”, czyli typ kochasia, który żadnej pannie nie przepuści, kapitan H.M. Murdock, genialny pilot, ale jednocześnie totalny świr, oraz sierżant Bosco B.A. Baracus, obwieszony złotymi łańcuchami i wyróżniający się charakterystycznym irokezem typ, którego siła stanowi niezaprzeczalny atut. Teraz Drużyna A powraca, aby podbić ekrany kin i przywrócić pamięć o bohaterach, których niektórzy zdążyli już wymazać z pamięci.

Nie dość, iż mamy do czynienia z remakiem, to można go także zatytułować “Drużyna A: Początek”, gdyż możemy tutaj na własne oczy zobaczyć, jak podczas nieco chaotycznej i nieprzewidywalnej akcji na pograniczu meksykańskim główni bohaterowie stwarzają jeden doskonale uzupełniający się team. Jako drużyna odnoszą gigantyczną liczbę sukcesów, jednak podczas akcji odzyskania niezwykle cennych matryc okazuje się, iż zostali wrobieni. Zdegradowani i wysłani do więzienia, wracają po pewnym czasie, pałając chęcią zemsty. Mimo zbieżności nazwisk i charakterów, film znacząco odbiega od serialu, przenosząc akcję w nieco bliższą nam rzeczywistość. Bohaterowie walczą w Iraku, korzystają z najnowszych zdobyczy techniki, a czarny charakter potrafi powiedzieć o eksplozji, iż wyglądała tak jak w “Call of Duty”. Scenariusza zbyt wysoko ocenić nie można, fabuła specjalnie oryginalna nie jest i widać, iż stanowi jedynie pretekst do ukazywania kolejnych eksplozji i niekonwencjonalnych pomysłów Drużyny A. Jednak w tego typu filmach to nie scenariusz gra najważniejszą rolę, ale przyjemność, jaką widz czerpie z seansu. Opinie odnośnie filmu, z którymi spotykałem się dotąd, były bardzo rozbieżne, dla mnie jednak seans był rozrywką na naprawdę dobrym poziomie. Akcji i humoru mamy tutaj pod dostatkiem, ale dla mnie najważniejszym elementem było to, jak z przedstawieniem kultowych postaci poradzą sobie aktorzy.

Z rolą Hannibala Smitha zmierzył się Liam Neeson, co do którego miałem spore wątpliwości, ale w filmie wypadł bardzo dobrze. Twardy charakter, uśmiech charakteryzujący kogoś bardzo pewnego siebie i nieodłączne cygaro w ustach powodują, iż Hannibal w jego wykonaniu jest prawdziwym przywódcą i nic dziwnego, iż pozostali wykonują jego wszystkie, najbardziej choćby absurdalne, pomysły. Jako Facey (o dziwo, w polskiej wersji zrezygnowano z tłumaczenia tej ksywy na Buźka) pojawił się Bradley Cooper, który adekwatnie powtarza tu swoją świetną rolę z Kac Vegas, ale facet ma w sobie potężną dawkę uroku osobistego i charyzmy, która powoduje, iż naprawdę każdy ma ochotę zakumplować się z kimś takim. Jako Murdock pojawił się Sharlto Copley, który jak dotąd miał na swoim koncie tylko jedną rolę w filmie, ale jak każdy chyba wie, była to główna rola w nagrodzonym czterema nominacjami do Oscara Dystrykcie 9. I to właśnie niewątpliwie Copley jest największą gwiazdą filmu – powiedzieć o jego bohaterze, iż jest zwariowany, to zdecydowanie za mało. Tu mamy do czynienia z prawdziwym idiotą, którego zachowania są momentami tak absurdalne, iż widownia dosłownie pokłada się ze śmiechu. Ale nie można przy tym zapomnieć, iż jest absolutnym mistrzem sztuki pilotażu. Na koniec pozostawiam największą zagadkę tego filmu, czyli Quintona “Rampage” Jacksona jako B.A. Baracusa. Z zawodu jest on zawodnikiem MMA, jednak trzeba pamiętać, iż jego legendarny poprzednik w tej roli, czyli Mr. T, również trenował sporty walki, a aktorem był słabym. O Jacksonie można było naczytać się zdecydowanie najwięcej negatywnych opinii. Moim zdaniem jest to typowo średnia rola, która jednak sporo straciła przez jej kiepskie przedstawienie w scenariuszu. Jackson dostał za dużo złych tekstów, co chwila patrzymy, jak wariuje w maszynach latających, a dodatkowo mamy też zupełnie niepotrzebny wątek, w którym przeżywa swoiste nawrócenie i wyrzeka się przemocy! Na całe szczęście w finale w efektowny sposób łamie kark przeciwnikowi, więc jeżeli miałby powstać sequel, nie trzeba się bać o tę postać. Co ważne, między aktorami jest wyczuwalna więź, więc ich przyjaźń na ekranie wypada bardzo przekonująco. W filmie możemy też zobaczyć Jessikę Biel, której rola ogranicza się jednak jedynie do bycia ładnym ozdobnikiem, oraz Patricka Wilsona, który jako czarny charakter momentami popada niestety w śmieszność, powodując, iż jego rola wywołuje niemałą irytację.

Strona techniczna filmu nie powala. Efekty specjalne, mimo iż widowiskowe (a w finale aż przesadnie), rażą nieco sztucznością. Sceny akcji są dobrze uchwycone przez zdjęcia autorstwa Mauro Fiore, są rewelacyjnie udźwiękowione, jednak efekt psuje nieco zbyt chaotyczny, przesadnie dynamiczny montaż. Całość podkreślona jest dobrą muzyką Alana Silvestri. Wykorzystuje on zarówno nieco przerobiony motyw główny znany z serialu, ale większość czasu zajmują mocno patetyczne utwory, które o dziwo sprawdzają się całkiem nieźle.

Drużyna A to najczystsza filmowa rozrywka bez większych ambicji. Zapewnia dwie godziny przyjemnego seansu, podczas którego każdy znajdzie coś dla siebie. Dla niektórych będzie to niezłe aktorstwo, bombastyczne sceny akcji, dobry humor, a niektórzy będą zachwycać się pięknem Jessiki Biel. Polecam na wakacyjne seanse i to nie tylko fanom serialu.

Idź do oryginalnego materiału