Doprowadziłam byłego męża do szału

polregion.pl 5 godzin temu

Dziennik, 21 czerwca

Czuję się, jakby każdy dzień rozciągał się w nieskończoność, a ja wciąż kręcę się w miejscu. Aleksander (nasz Lesh) nie odmawiał mi wizyty u lekarza, a ja wciąż czekam na tę jedyną szansę, by choćby na chwilę przestać odczuwać ból w plecach i w głowie. Nie mogę się ruszyć mój fotel jest jedynym miejscem, które mi jeszcze przyjmuje. Z kolei z chłopakami z osiedla spotykam się po południu, kiedy już mam wrażenie, iż zaraz wstanę i pójdę za nimi choćby na dwie godziny.

Polina wpatruje się w niego, jakby nie mogła już dłużej znieść ten niekończący się chaos. Potrzebuję lekarza powtarzam w myśli, choć ona wciąż nie przychodzi. Leczka wstaje nagle, jakby podmuch wiatru rozwiał wszystkie zasłony. Zaczynam się poddawać, choć nie chce.

Michał (nasz mały Mishka) nasz jedyny ratunek. Jego płacz wstaje w nocy, a ja walczę z bólem w plecach i w głowie, jakby coś uderzało mnie młotkiem od środka. Lekarze kiwają głowami, iż potrzebuję kolejnych badań, a ja nie mam czasu w kolejny wyjazd. Ktoś musi zająć się naszą pociechą.

Aleksander od dłuższego czasu nie przywiązuje się do domu. Przez dwa lata jego życie zamieniło się w jedną wielką wymianę ubrań, a ja tylko podtrzymuję dom, choć sam dom się rozpada. Nie mogę go przenieść na inny dzień, bo to już nie działa.

Mijał czas, a my wciąż żyjemy w czterech ścianach, w których rozbrzmiewają krzyki i płacz małego Michała. Gdy nie uda mu się wyciszyć płacz, Aleksander krzyczy na Polinę, a ja krzyczę na niego, bo nie mam już sił. Młoda żona w tym sensie, iż wciąż płacze i szuka ukojenia w jedynym, co ma: w nas w nas samych. Gdy wstaje przed lustrem, widzi jedynie zmęczone oczy i bruzdy pod oczami, a ona wciąż marzy, iż kiedyś będzie piękna i szczęśliwa.

Po narodzinach Michała wszystko rozpadło się na kawałki. Jego płacz w nocy wygrywał każde dobranie i każde przepraszam. W jednej chwili zostajemy w pułapce: ja wkładam się w łóżko, a on leży obok, obserwując ciszę. Otwieram drzwi w północy, przeglądam się w lustrze i widzę, jak bardzo się zmieniłam zmarałam się w domu, w którym nie było już miejsca na szczęście.

W pracy nic nie było. Moja firma zamkła się, długi poszły w niepamięć, a ja wreszcie znalazłam zatrudnienie choć płaca to zaledwie 3000 złotych netto, wciąż lepsze niż nic. Zgłoszenie do urzędu przyznaje mi rozwód; Aleksander nie protestuje, tylko domaga się spotkań z synem, a ja chociaż serce krwawi zgadzam się. Michał przyszedł na świat, a ja poczułam, iż muszę go chronić, choćby jeżeli to oznacza, iż będę musiała wciąż biegać po dwie trasy dom i pracę jakby dwoje mnie dzieliło.

Pierwszy dzień urodzin Michała zorganizowałam sama, w nowym kombinezonie, w którym cały dom wypełniony był jedynie słodkimi kłopotami i niewypałymi ciastami. Żadne przyjęcie nie mogło zagłuszyć krzyku w głowie: Dlaczego tak? Dlaczego ja?.

Mijał kolejny miesiąc, a Aleksander wciąż próbował się przytulić do nowej żony pięknej, szczupłej, z perfumą Lily of the Valley, którą podsycał w domu, by odwrócić uwagę od własnych win. Polina (to ja) patrzyła na niego w milczeniu, serce waliło w rytm rozbitej fali. Nie rozumiałam, dlaczego wraca, kiedy już go odrzuciłam. Jego słowa: Wiesz, jestem gotów zrobić wszystko, co potrzebne, by naprawić to, co zepsułem. Ale ja już nie chciałam być pionkiem w jego grze.

Zaczęłam dzwonić do Aleksandra. Była to zwykła prośba: Michał potrzebuje zabawki, przyjedź, proszę. Nie było to proste nie podawał numeru, nie przychodził pod drzwi. W końcu dotarła do mnie wiadomość: Idę już. Zniknął w ulicy, zostawiając po sobie jedynie zimny oddech i obietnicę, iż płaciłby alimony w wysokości 1500 złotych miesięcznie. To było jedyne, co mogłem wziąć z jego życia.

Dźwięk kluczy w drzwiach zatrzymał mnie na chwilę. Przypomniałem sobie, iż w środku panuje cisza, a w kuchni kropla wody z kranu wciąż kapie. To właśnie w tym momencie zrozumiałam, iż nie mogę już dłużej czekać. Zabrałam wszystkie rzeczy swoje i Michała i wyjechałam do mamy, której dom był jedynym miejscem, w którym mogłam odetchnąć.

Pierwsze tygodnie po rozwodzie były koszmarem. Michał nie rozumiał, dlaczego nie ma już domu, w którym mógłby biegać. Ja walczyłam z nocnym płaczem malucha, którym każda noc była jakby kolejny rozpadany fragment mnie samej. Mój dom był rozebrany, a ja nie miałam nic, co mogłoby mnie podtrzymać, oprócz tego, iż wciąż trzymałam rękę Michała.

Z czasem życie zaczęło się układać. Znalazłam pracę w małej szkole językowej płacą 2500 złotych netto, ale dają mi poczucie, iż coś buduję, a nie tylko trwam. Michał dorasta, a ja w końcu widzę w nim nie tylko płacz, ale też śmiech i ciekawość świata. Nie zapomnę jednak, iż wciąż czekam na moment, kiedy w końcu będę mogła w pełni spojrzeć w lustro i zobaczyć kobietę, którą kiedyś byłam nie tylko matkę, nie tylko żonę, ale i człowieka, który zasługuje na spokój.

Teraz, kiedy zamykam drzwi przed nocą i słyszę jedynie ciche szumy wiatru, wiem, iż najważniejsze jest nie poddawać się, nie pozwolić, by przeszłość łańcuchy powstrzymywały mnie przed iść naprzód. Choć w portfelu wciąż nie ma 100 000 złotych, a ja nie marzę o bogactwie potrzebuję tylko pokoju, który zacznie się od mojego wnętrza.

Idź do oryginalnego materiału