Do czterech razy sztuka? – Filmowe adaptacje Fantastycznej Czwórki

filmawka.pl 1 tydzień temu

Jak boleśnie ironiczny jest fakt, iż pierwsza drużyna superbohaterska w historii komiksów Marvela do dzisiaj nie doczekała się godnej, filmowej reprezentacji? W przypadku szeregu postaci stworzonych w ramach przepastnego świata, zdarzały się regularnie kiepskie adaptacje, sporadycznie dostające jeszcze gorszy sequel. Ale z jakiegoś powodu Fantastyczna Czwórka zaliczyła taką wpadkę aż trzykrotnie. Jeszcze tego lata Marvel Studios podejmie kolejną (zakładam, iż ostatnią) próbę przywrócenia marce odrobiny sił witalnych, aby włączyć ją w wielkie, łączone uniwersum, ale zanim to nastąpi, prześledzimy sobie jak adekwatnie dobrnęliśmy do obecnego punktu. Jak trudne jest zrobienie filmu o rodzinie w kosmosie? Czego jeszcze nikt nie zrozumiał o tytułowych postaciach? I dlaczego najlepsza filmowa Fantastyczna Czwórka nigdy nie została wypuszczona do kin?

By się tego dowiedzieć, musimy cofnąć się do zamierzchłych lat osiemdziesiątych. W ówczesnym stanie rzeczy, Marvel mógł pochwalić się wyłącznie dwiema postaciami, których przygody zostały zaadaptowane na formę filmową. Biorąc jednak pod uwagę, iż był to pilot niezrealizowanego ostatecznie serialu o Doktorze Strange’u oraz dwa telewizyjne filmy z Kapitanem Ameryką, słowo “pochwalić” jest sporym nadużyciem. Wtedy właśnie, niemiecki producent Bernd Eichinger zaczął eksplorować możliwość stworzenia filmowej adaptacji przygód Fantastycznej Czwórki. Po dość owocnym spotkaniu ze Stanem Lee, producentowi udało się nabyć prawa do postaci, za niewygórowaną cenę 250 tys. dolarów. Kwestia budżetu była w wypadku nadchodzącej produkcji najistotniejsza, ponieważ po drodze pojawiły się inne studia zainteresowane marką. Warner Bros. oraz Columbia Pictures nie były jednak w stanie zrealizować filmu za tak niewielkie pieniądze, jakie planował przeznaczyć nań Eichinger. By zmieścić się w niewielkiej kwocie, skontaktował się z dwójką mistrzów niskobudżetowego kina – Rogerem Cormanem oraz Lloydem Kaufmanem (szefem kultowej wytwórni Troma). Pierwszy z nich, obiecał Eichingerowi po piątkowej rozmowie, iż w weekend omówi możliwość z pracownikami studia i w poniedziałek da mu jednoznaczną odpowiedź. Kaufman jednak, przez wzgląd na specyficzny status filmów Tromy oraz zaangażowanie fanów, odmówił udziału w adaptacji wielkiej marki, która mogłaby przynieść mu ogromne zyski. Byłoby to zaprzepaszczenie pewnych ideałów. Ostatecznie jednak, po przedłużającym się procesie prawnej preprodukcji i zatwierdzeniem budżetu w wysokości miliona dolarów, Fantastyczna Czwórka powoli zaczęła stawać się rzeczywistością. Co było dużym szokiem dla samych twórców.

Gdy Mark Sikes, asystent Cormana w 1992 roku dostał do ręki gotowy scenariusz napisany przez Craiga J. Neviusa, założył odgórnie, iż zajmie się nim znacznie większe studio. Zazwyczaj, filmy Cormana miały swoją premierę od razu w telewizji, zyskując spore grono fanów, ale niezbyt duże poparcie krytyków. A teraz, ni stąd ni zowąd, New Concorde zamierza wypuścić do kin film bazujący na popularnej serii komiksów? Spróbować nie zaszkodzi. Tym bardziej, iż zdaniem wielu fanów pracujących dla Cormana, scenariusz oddawał sprawiedliwość oryginalnym komiksom. Czerpiąc inspiracje z najbardziej kultowych historii autorstwa Jacka Kirby’ego i Stana Lee, w filmowej wersji można było pokładać spore nadzieje. Nie obyło się jednak bez kilku małych kompromisów. Użyczając praw do adaptacji serii, nie wiązało się to z możliwością wykorzystania wszystkich postaci, jakie pojawiły się w danym tytule. Dlatego postacie pokroju Mole Mana, musiały zostać przerobione, aby zaoszczędzić trochę grosza i uniknąć potencjalnego pozwu. Niektórzy doszukiwali się tutaj intencjonalnego działania ze strony Marvela, aby utrudnić proces powstawania filmu, ale musimy zostawić to w sferze domysłów i spekulacji. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż do napisania i obsadzenia są znacznie ważniejsze postaci.

„Fantastic Four” / fot. Fotofest

Wspomniany wcześniej Mark Sikes, wciąż posiadający masę papierów i umów z okresu produkcji filmu, uchylił swego czasu rąbka tajemnicy z procesu obsadzania głównych ról. Dowiadujemy się z nich, iż jednymi z kandydatów do głównych ról byli chociażby Patrick Warburton (The Thing), Nick Cassavetes (Dr Doom) czy obecny we współczesnym uniwersum Marvela Mark Ruffalo. Ostateczna obsada składała się głównie z aktorów telewizyjnych, którzy do dziś rzadko pojawiają się poza małym ekranem. Byli to kolejno: Alex Hyde-White jako Reed Richards, Rebecca Staab jako Susan Storm, Jay Underwood jako Johnny Storm, Michael Bailey Smith (wersja ludzka) i Carl Ciarfalio (wersja skamieniała) jako Ben Grimm oraz Joseph Culp w roli Dra Dooma. Motywowani wizją rozwoju kariery aktorskiej, pracując pod egidą samego Rogera Cormana i kuszeni nadchodzącą popularnością aktorzy, chcieli, rzecz jasna, jak najlepiej spełnić swoje zadanie w wielkiej machinie produkcyjnej. Liczył się każdy dolar i każda sekunda, co w momencie pracy nie zwiastowało niczego podejrzanego. Aktorzy nie mieli wspólnych prób, przez co dopiero na pierwszym z ujęć mogli zweryfikować czy chemia między ich postaciami będzie wiarygodna. Wszelkie próby zacieśnienia relacji między obsadą, odbywały się poza okiem kamery, w części wspólnej, gdzie przesiadywali pomiędzy kolejnymi ujęciami. Z wyjątkiem Doktora Dooma, który miał osobną garderobę, jednak biorąc pod uwagę niechęć do reszty F4, to całkiem zrozumiałe. Z wyjątkiem uniformów Czwórki oraz kosmicznych skafandrów, każde z ubrań noszonych przez postacie należało do aktorów. Sceny stawania się niewidzialną przez Susan, polegały na zatrzymaniu kamery, zejściu aktorki z kadru i nakręceniu pustej przestrzeni, łącząc oba ujęcia. Praca szła gwałtownie i względnie efektywnie, jednak, gdy padł ostatni klaps, domykając tym samym 21-dniowy (lub 25, zależnie od źródła) okres zdjęciowy, postprodukcja zaczęła zmieniać się w coraz większą męczarnię.

Przedłużający się montaż, dogrywanie brakujących ujęć, zaginione strony scenariusza do nagrania post-synchronów, czy niekonsekwentna warstwa audio to tylko niektóre z problemów, jakie pojawiły się w czasie powstawania Fantastycznej Czwórki. Ciężko było się jednak wycofać. W kinach i na kasetach video (z filmami Carnosaur i Little Miss Millions) pojawiały się zwiastuny nadchodzącego filmu, magazyn Film Thread opublikował obszerną relację z planu zdjęciowego, a obsada miała przygotowywać się do konferencji i spotkań z fanami. Wyznaczono choćby datę i miejsce premiery -–19 stycznia 1994 r., galeria handlowa Mall of America, w Bloomington w Minnesocie. Ciężko nazwać to prestiżową miejscówką, ale przynajmniej publiczność zobaczy film na wielkim ekranie. No, chyba iż producenci postanowią wysłać do obsady pisma zabraniające promowania filmu w jakiejkolwiek formie, a studio skonfiskuje wszystkie taśmy z filmem… Premiera została odwołana, a teorie o powodach tej decyzji powstają po dziś dzień. Oficjalna wersja mówi o niezadowoleniu przyszłego współzałożyciela Marvel Studios, Aviego Arada, co poskutkowało wykupieniem wszystkich istniejących kopii filmu za cenę zbliżoną do budżetu całej produkcji, aby Corman i Eichinger nie byli stratni. Rzekomo w trosce o jakość marki, jednak biorąc pod uwagę pozostałe produkcje spod szyldu Marvela, różnica nie byłaby zbytnio odczuwalna. Lata 90-te rządziły się jednak swoimi prawami w kwestii obiegu nośników fizycznych, dzięki czemu kolejne wycieki zaczęły zalewać rynek video nieautoryzowanymi kopiami Fantastycznej Czwórki a fani w całych Stanach Zjednoczonych (a niedługo później na całym świecie) mogli doświadczyć spotkania z członkami Pierwszej Rodziny Marvela. jeżeli nie uda Wam się znaleźć kasety na rynku wtórnym, cały film znajdziecie na YouTube. Polecam odpalić w jak najniższej jakości. Ewentualnie, możecie poczekać na odzew Marvel Studios wobec petycji złożonej w 2024 roku przez Josepha Culpa (wcielającego się w Dra Dooma) o oficjalną dystrybucję filmu, po przejęciu praw do Fantastycznej Czwórki.

„Fantastyczna Czwórka” / fot. 20th Century Studios

Na przełomie tysiącleci landszaft zdążył się diametralnie zmienić, a filmy na podstawie komiksów zaczęły zyskiwać zauważalną popularność. Co jednak ciekawe, Avi Arad zaczął pokładać wiarę w sukces znacznie droższej i “większej” wersji historii F4 jeszcze w latach 90-tych, przez co od razu po anulowaniu projektu Cormana rozpoczęto przymiarki do kolejnej wersji filmu. Przez listę potencjalnych kandydatów na stołek reżyserski przewinęli się chociażby Chris Columbus (Kevin sam w domu, Harry Potter i Kamień Filozoficzny), Peyton Reed (Ant-Man), Raja Gosnell (Scooby-Doo) czy Peter Segal (Naga broń: 33 i ⅓). Ostatecznie wybór padł na Tima Story’ego, który zaimponował producentom swoim filmem Taxi oraz znajomością oryginalnych komiksów. Lokując w Fantastycznej Czwórce stukrotnie większy budżet, 20th Century Fox wypuściło do kin kolejny nijaki film superbohaterski. Z kronikarskiego obowiązku tutaj również powinienem wspomnieć o liście kandydatów do głównych ról, bowiem kilku z nich poradziło sobie zawodowo znacznie lepiej bez filmu Story’ego w portfolio. Do roli Susan Storm rozważano Christinę Aguilerę, w Reeda Richardsa mógł wcielić się sam Mads Mikkelsen, a rolę Doktora Dooma planowano powierzyć Robertowi Downey Juniorowi. Wygląda na to, iż ten ostatni musiał po prostu poczekać jeszcze 20 lat na swoją szansę. Ostatecznie w tytułową drużynę wcielili się Ioan Gruffudd (Reed Richards), Jessica Alba (Sue Storm), późniejszy Kapitan Ameryka Chris Evans (Johnny Storm) oraz Michael Chiklis (Ben Grimm), a ich arcywrogiem został Julian McMahon.

Scenariusz filmu, podobnie jak angaż reżyserski znacząco ewoluował, jednak ostateczną zmianę wymusiła premiera Iniemamocnych Brada Birda. Superbohaterska historia o rodzinie, w skład której wchodzą blondwłosy i młody lekkoduch, nadludzko silny facet z sercem na dłoni, kobieta potrafiąca stawać się niewidzialna i tworzyć pola siłowe, oraz będąca głosem rozsądku rozciągająca się osoba? Brzmi znajomo. Zakładam, iż konieczne zmiany w scenariuszu to między innymi wykreślenie jakiejkolwiek więzi rodzinnej między postaciami, żeby nikt nie uznał przypadkiem obu filmów za dobre. A dzięki temu, tylko jeden z nich okazał się fantastyczny. To ostatni raz, kiedy zdobędę się na ten żart, obiecuję. Jakość produktu końcowego nie jest tu jednak najważniejsza, biorąc pod uwagę ile pieniędzy wpakował w film Avi Arad. Cóż, opłaciło się. Film Story’ego zarobił w box office aż 333 miliony dolarów, co wręcz natychmiastowo skłoniło Fox do rozpoczęcia prac nad kontynuacją. Narodziny Srebrnego Surfera trafiły na ekrany kin już dwa lata później, nie satysfakcjonując producentów wynikiem finansowym. Wynik wynosił 300 milionów, jednak spadek zainteresowania względem “jedynki” był wyraźnie widoczny. Mimo podpisania przez aktorów kontraktu obejmującego trzy filmy i wyraźnego zainteresowania z ich strony, decyzja została podjęta. Trzecia część nie powstanie. Jednak w 20th Century Fox obowiązywały również inne umowy.

Utrzymanie praw do marki Fantastycznej Czwórki wymagało od studia wypuszczania do kin kolejnego filmu w jasno określonym przedziale czasowym. Z resztą jak pamiętacie, było tak już w przypadku pierwszej adaptacji. By nie utracić lukratywnej własności intelektualnej na rzecz rosnącego w siłę Disney’a i ich MCU, 20th Century Fox musiało stworzyć nową Fantastyczną Czwórkę przed konkretnym deadlinem. Realia rynku lat 2010-tych podyktowane były niemal wyłącznie oszałamiającym sukcesem trylogii o Mrocznym Rycerzu w reżyserii Christophera Nolana, przez co większość superbohaterskich rebootów próbowała osiągnąć to samo. Każdorazowo z mizernym skutkiem. Do realizacji tego zadania wyznaczono aspirującego debiutanta, Josha Tranka. Dwudziestosześcioletni wówczas reżyser zdążył wyrobić sobie nazwisko dzięki bardzo entuzjastycznemu przyjęciu jego filmu Kronika i byciu najmłodszym reżyserem dla filmu okupującego pierwsze miejsce w box office. Po otrzymaniu angażu Trank włączył w swój projekt Jeremy’ego Slatera, dobrze zaznajomionego z oryginalnymi komiksami scenarzystę, który nadrabiał braki reżysera w znajomości postaci. Co jednak istotne, Trank ani myślał zmieniać ten stan rzeczy. Mimo pożyczenia mu kilku komiksów z prywatnej kolekcji Slatera, ten uznał, iż zupełnie go nie zainteresowały, a Avengers, których scenarzysta potraktował jako dobry “szablon” do opowiedzenia historii, rzekomo nienawidził. kooperacja zapowiadała się zatem niezwykle owocnie. Od samego początku Trank był znacznie bardziej zainteresowany pierwszym aktem historii, chcąc stworzyć znacznie mniej superbohaterską historię, kosztem realistycznego horroru. Inspirując się filmami Cronenberga zamierzał pokazać okropne i nienaturalne efekty kosmicznego promieniowania, co oczywiście nie podobało się władzom studia. By przepchnąć jakiekolwiek autorskie pomysły, Trank zabronił Stalerowi kontaktować się z producentami w pojedynkę, pełniąc rolę niezbędnego pośrednika w negocjacjach, dostarczając tylko niewielkie części scenariusza. A tego powstało aż 18 wersji, co przekładało się na ok. 2000 stron tekstu.

„Fantastyczna Czwórka” / fot. 20th Century Studios

W pierwotnych planach Slatera znalazły się m.in. fundacja Baxtera dla młodych geniuszy, eksplorowanie Strefy Negatywnej, spotkanie z potężnym Annihilusem, który rzekomo miałby zabić Victora (zmieniając po rzecz jasna w Dra Dooma), wypuszczenie wielkiego potwora na miasto, militarną sekwencję walki z armią Doombotów, latający samochód i zapowiedź sequela z Galactusem w roli głównej. Oczywiście tak wielka ilość składowych znacząco powiększyłaby budżet filmu, który Trank przewidywał jako skromny i osadzony w rzeczywistości. Niemożliwość dojścia do porozumienia sprawiła, iż po sześciu miesiącach Slater opuścił projekt, zastąpiony przez nowych scenarzystów zatrudnionych przez Fox. Czego jeszcze domagał się Trank? Zamiany rasy rodziny Storm, na co studio przystało połowicznie, obsadzając w roli Johnny’ego Michaela B. Jordana. Silny nacisk kładł również na rolę Reeda Richardsa, aby powierzyć ją Milesowi Tellerowi. O ironio, panowie ponoć regularnie niemal skakali sobie do gardeł, nie mogąc znaleźć nici porozumienia, co prawie skończyło się bójką. Wytwórnia miała coraz mniej cierpliwości, więc i budżet postanowiono znacząco zredukować. Wiele scen akcji niemal całkowicie wycięto, lub pozbawiono realizacyjnego rozmachu, co wymagało nie tylko późniejszych dokrętek (nietanich, rzecz jasna) ale także kolejnych modyfikacji scenariusza. W skład ekipy ratunkowej weszli Simon Kinberg (X-Men: Mroczna Pheonix), Matthew Vaughn (Kingsman) oraz Drew Goddard (dokrętki do World War Z). Dodatkowo, próbę przemontowania całości powierzono Stephenowi Rivkinowi, który nie bacząc na sugestie Tranka, miał zrobić z filmu cokolwiek strawnego zdaniem studia. A gdyby tych atrakcji było mało, to realizowanie dokrętek na ostatnią chwilę, wywołało kilkukrotny konflikt terminów z dużą częścią obsady. Dlatego w niektórych sekwencjach Miles Teller oraz Toby Kebbell zostają zastąpieni przez dublerów, a wcielająca się w Sue Strom Kate Mara nosi niezbyt przekonująca perukę, która musiała ukryć ścięte na potrzeby innego filmu włosy. Co zatem mogło pójść nie tak?

Plany studia były nieprawdopodobnie ambitne, biorąc pod uwagę w jakich warunkach powstało Fant4stic. Fox planował nie tylko oficjalny sequel, ale co ważne, na wzór MCU połączyć swoje własności intelektualne ze światem F4 oraz X-Men. Zakładano pojawienie się członków Czwórki w drugiej części Deadpoola, skonfliktowanie ze sobą obu drużyn oraz co najważniejsze, sukces porównywalny z tym od Disney’a. Jednak na idyllicznych wizjach się skończyło. Niedługo po premierze Trank napisał na swoim koncie na Twitterze (obecnie X): “Rok temu miałem wspaniałą wersję tego wszystkiego. Zebrałoby to świetne recenzje. Prawdopodobnie nigdy tego nie zobaczycie. Ale taka jest rzeczywistość”. Nie, Josh, nigdy jej nie miałeś. I chyba pierwszy raz ja oraz producenci w Fox mamy to samo podejście do ich produktu.

„Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki” / fot. Walt Disney Studios

Gdybyśmy mieli rozpatrywać nadchodzącą premierę Fantastycznej Czwórki: Pierwszych kroków wyłącznie przez pryzmat autonomicznego dzieła, sukces wydaje się banalny do osiągnięcia. Po poprzednich wersjach poprzeczka jest zawieszona na poziomie krawężnika, jednak nie chodzi tylko o jeden film rozrywkowy. Po przejęciu praw do marki przez Marvel Studios i włączeniu Pierwszej Rodziny Marvela do większego świata, najnowsza inkarnacja absolutnie musi się udać. I nie mam na myśli faktu, iż już teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią o obiektywnym sukcesie, ale o tym, iż Marvel nie ma wyjścia. Marce nie przysłużyło się sięganie do campowych korzeni, istnienie w pierwszej epoce kina superhero, ani pozornie mroczny reboot. jeżeli okaże się, iż na nic zda się także pojawienie się Czwórki w ramach uniwersum, którego jest przecież fundamentem, co nam zostanie? Śmierć naturalna całego konceptu i przyznanie, iż nikt nie potrafi oddać sprawiedliwości tym wspaniałym postaciom. Informacje dot. choćby źródeł inspiracji, które docierają do mnie z różnych źródeł każą mi pokładać sporą wiarę w Matthew Shakmanie i w tym, iż pierwsze kroki, nie okażą się ostatnimi.

Korekta: Magda Wołowska

Źródła:

  • DOOMED! The Untold Story of Roger Corman’s THE FANTASTIC FOUR, reż. Marty Langford, 2015
  • The Fantastic Four: Director Josh Trank Behind the Scenes Movie Interview -2015 | ScreenSlam. YouTube, 30 lipca 2015
  • Roger Corman Tells Us About His Original 1994 ‚Fantastic Four’ That Was Never Released, LAist, 4 sierpnia 2015
  • Abad-Santos, Alex, Fantastic Four’s director says Fox made his great movie terrible. Is he right?, Vox, 12 sierpnia 2015
  • Breznican, Anthony, Why did Fantastic Four director Josh Trank slam his own movie?, Entertainment Weekly, 7 sierpnia 2015
  • Cairns, Bryan, „Filmmaker Jeremy Slater Talks Moon Knight, Mortal Kombat II, and More”, ComicBook.com, 6 czerwca 2025
  • Calloway, Neil, The Fantastic Four Film You Weren’t Meant To See, Flickering Myth, 2 sierpnia 2015
  • Patches, Matt, The post-disaster artist, Polygon, 5 maja 2020
  • Thapa, Shaurya, An oral history of Roger Corman’s unreleased Fantastic Four movie, The A.V. Club, 22 maja 2024
Idź do oryginalnego materiału