*Zapisane w moim pamiętniku…*
„Urodź dla mnie. Wiesz przecież, iż ja nie mogę mieć dzieci…”
Pierwszy dzień na uniwersytecie zaczęła się od wykładu. Lena długo błądziła po korytarzach, zanim znalazła adekwatną salę. Ledwo zdążyła usiąść w ostatnim rzędzie, gdy wszedł wykładowca. Przedstawił się i wyjaśnił, czym będą zajmować się przez rok. Mówił, iż pytania na egzaminach będą pochodzić właśnie z jego wykładów – nie ma ich w podręcznikach. Radził przyjść teraz, zamiast przed sesją szukać odpowiedzi w internecie.
Wtedy otworzyły się drzwi i do sali wpadła olśniewająco wystrojona dziewczyna. Wykładowca natychmiast się do niej odwrócił.
— Na wykład? Jak się nazywasz? — spytał surowo.
— Halina Nowak — odparła bez zawahania, uśmiechając się zuchwale.
— No dobrze, tym razem daruję, Halina. Następnym razem postaraj się nie spóźniać. Opóźnionych nie wpuszczam. — Spojrzał na zamilkłą salę. — Dotyczy to wszystkich! Nie będę powtarzał, o czym mówiliśmy. Zapytajcie kogoś później. Siadaj. A zatem…
Dziewczyna przebiegła w stronę pierwszego rzędu, starając się nie stukać obcasami. Lena przesunęła się, robiąc miejsce.
— Cześć. Co on tu gadał? Straszył? — szepnęła ta jaskrawa, przypominająca rajskiego ptaka studentka.
— Cicho, wyrzuci cię — syknęła Lena.
Na przerwie się poznały. Halina, nazywana przez wszystkich „Halką”, mieszkała pod Warszawą i dojeżdżała pociągiem. Tego ranka źle obliczyła czas. Lena przyjechała z Lublina, mieszkała w akademiku.
Halka była żywiołowa, lekko podchodziła do nauki, nie przejmowała się ocenami. Dziwiła się, iż Lena potrafi całymi dniami ślęczeć nad książkami.
— Jaka różnica, czy dyplom będzie niebieski, czy czerwony. Ważne, żeby dobrze wyjść za mąż, ułożyć sobie życie — mawiała.
— Obiecałam mamie, iż będę się uczyć. Wychowywała mnie sama. Też zaczęła studia, zakochała się, zaszła w ciążę. A ten chłopak, mój ojciec, obiecał małżeństwo, ale nie dotrzymał słowa. Gdy się urodziłam, mama rzuciła studia. Boi się, iż powtórzę jej los. Wiem, jak ciężko było. Chcę, żeby była ze mnie dumna.
— No tak. Wysuszysz się nad książkami. A kiedy będziesz żyć? — nie ustępowała Halka.
— Jak skończę studia, wtedy zacznę — zaśmiała się Lena.
Mimo różnic zostały przyjaciółkami. Lena chodziła na wszystkie wykłady, pożyczała notatki Hali. Pomagała jej w nauce, przykrywała nieobecności. A Halka biegała na tańce, spotykała się z chłopakami. Wielu próbowało otworzyć Lenie oczy: „Wykorzystuje cię!”.
— No i co? Przyjaźń rzadko bywa bezinteresowna. Jeden zawsze coś bierze od drugiego — odpowiadała spokojnie.
Na czwartym roku Halka zakochała się i kompletnie zaniedbała studia. Gdyby nie Lena, wyrzuciliby ją z uczelni. Na początku ostatniego roku zaszła w ciążę.
— Chciałam cicho zrobić aborcję, ale Staś się dowiedział i tak wrzeszczał… Wychodzę za mąż. Będziesz moją świadkową. I nie protestuj! — oświadczyła.
Przed Nowym Rokiem odbyło się huczne wesele, a przed egzaminami Halka urodziła synka. Na sesję przychodziła ledwo żywa. Wykładowcy z litości stawiali tróje.
Lena dostała czerwony dyplom i chciała wracać do Lublina.
— Co?! Z takim papierem w Warszawie wszystkie drzwi stoją otworem! A co ty tam będziesz robić? Jak ja bez ciebie? Pogadam ze Staśkiem. Jego ojciec ma firmę, weźmie cię do pracy.
— Mama czeka…
— Twoja mama się nie rozpłynie. Będzie dumna! Zarobisz, zdobędziesz doświadczenie. Po Warszawie oderwą cię z rąk wszędzie! Staś ma kolegę, nawiasem mówiąc — wolnego. Obiecałaś, iż po studiach zaczniesz żyć. Nie puszczę cię! Ech, gdyby nie dziecko, mogłybyśmy się wyszaleć…
— Tak nie mów. Dzieci gwałtownie rosną, jeszcze się zabawimy. Przecież chciałaś się ustatkować — prawda? Masz męża, mieszkanie. A dziecko to szczęście — pocieszała Lena.
Została w WarszawPo latach, gdy mała Agatka spytała, dlaczego ma trzy babcie, wszystkie trzy spojrzały na siebie, splotły dłonie i w końcu Lena, z uśmiechem pełnym ciepła, zaczęła opowiadać jej historię o tym, jak czasem życie splata ludzkie losy w sposób dziwniejszy niż najpiękniejsza bajka.