Deszczowa piosenka

aleksandra.jursza.net 1 tydzień temu

Wiem tylko jedno: „Deszczowa piosenka” to zajebisty film. I jeżeli macie kino domowe, to szykujcie się na przeżycie.

Jeszcze wczoraj się zastanawiałam, czy się wypaliłam, czy może pasja do kina poszła w kąt, czy o co chodzi… otóż, okazało się, iż trafiałam na złe filmy. Potrzebowałam po prostu obrazu, który ma w sobie energię, PASJĘ, który płynie i oferuje przeżycie. Tak, „Deszczowa piosenka” sprawiła, iż znowu z euforią podchodzę do recenzowania!

Chyba dość trudno wyrazić konkrety wobec „Deszczowej piosenki”. Nie dlatego, iż jest to skomplikowana historia – wręcz przeciwnie. Widzimy kilku aktorów, którzy mieli (nie)szczęście uczestniczyć w wielkiej, historycznej zmianie. Ten film zdaje się być głosem pokolenia, które przeszło od kina niemego do dźwiękowego. Ale też jak najbardziej jest opowieścią o miłości. I szczerze mówiąc, ta miłość ubrana w proste rozwiązania jest cudowna; aż wzrusza.

Ja się nie znam na musicalach, ale miałam wrażenie, iż w całość włożono mnóstwo pracy. Od świetnych strojów, przez choreografię – uważam, iż wybitną, zwłaszcza w przypadku „Good morning” (!), przez śpiew… Ten film jest genialny. I jest sztuką. Tak, bo sztuka rządzi się emocjami; a tu widz zostaje w emocjach. I nieważne, czy to radość, czy wzruszenie, czy satysfakcja – po prostu to jest coś, co czujesz i słowa niekoniecznie są w stanie to wyrazić.

Myślę, iż ta produkcja ma różne warstwy i one będą się zmieniać z każdym kolejnym seansem. Już w połowie stwierdziłam, iż to jest film wszechczasów. Przynajmniej dla mnie, bo zamierzam sobie go przypominać za każdym razem, kiedy zdechnie mi pasja do kina. Bo się okazuje, iż – niestety – dzisiejsze filmy to w większości gówno, które nie chce płynąć.

„Deszczowa piosenka” to komedia, która była nominowana do dwóch kategorii Oskarów 1953. Pierwsza – najlepsza aktorka: Jean Hagen (grała Linę) i druga, najlepsza muzyka. Hagen przegrała z Glorią Grahame, która wystąpiła w „The Bad and the Beautiful”. A muzyka przegrała z filmem, o którym dziś nikt już raczej nie pamięta – „With a Song in My Heart”. Nie wiem, czy on jest dobry, ale na IMDB ma 6.7, więc podejrzewam, iż raczej średniak.

Co do aktorów, to choć w głównej roli wystąpił Gene Kelly (jako Don Lockwood), to bardziej świeci jego przyjaciel – Donald O’Connor (jako Cosmo Brown), który genialnie tańczył, przez co Kelly ledwo za nim nadążał.

Nie mniej, to właśnie „Singin’ in the Rain” przeszło do historii. I dlatego jeszcze raz zachęcam Was, byście przygotowali kino domowe i wjechali w to przeżycie. Niesamowite.

Idź do oryginalnego materiału