„Der Pass” / „Granica zbrodni” to niemieckojęzyczny serial, w którym wszystko dzieje się baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzoooooooooooooooooooooooooooo poooooooooooooooooooooooowoooooooooooooliiiiiiiiiiiii i to jest jedyna wada tego serialu. Oczywiście, taka impreza leży w korzeniach gatunku, jakim jest kryminał detektywistyczny czy noir. Tu mamy do czynienia z rasowym kryminałem noir, zawierającym wszystkie elementy tego, co tygryski lubią najbardziej.
Ellie Stocker (Julia Jentsch) i Gedeon Winter (Nicholas Ofczarek) pracują w policji, ale ona w Niemczech, on w Austrii. Niestety, ich szlaki się przecinają przez grasujących, seryjnych morderców.
I teraz tak: serial zaczyna się widokiem trupa na pełnym mrozie, ale to nie to co myślisz. Znaczy – jasne, to jest ofiara jednego z wyrodnialców. Sęk w tym, iż „Granice zbrodni” mniej obchodzi samo polowanie na mordercę, a to, jacy są policjanci, ich charaktery, ich radzenie sobie z traumami, z bardzo trudną nie raz rzeczywistością. adekwatnie to praca w policji jest tylko pretekstem do ukazania znakomitych profili psychologicznych głównych bohaterów.
Pierwszy sezon przyzwyczaił widza do powolnego tempa, ale od razu widać było, iż „Der Pass” zawiera świetną muzykę. Jak się zdaje, w pierwszym i drugim sezonie za muzykę odpowiedzialny był Jacob Shea, a producentem wykonawczym był… Hans Zimmer. I o ile ten fakt, jak i samo brzmienie ścieżki dźwiękowej spowodowało, iż postanowiłam dokończyć „Granicę zbrodni”, o tyle w drugim sezonie to już jest odjechany poziom. Mało tego – doceniono to także w USA, gdzie Shea zgarnął nominację Hollywood Music in Media Awards (HMMA) w 2022. Zresztą, w innych kategoriach, szczególnie w krajach niemieckojęzycznych, „Granica zbrodni” była uznawana za jeden z najlepszych seriali kryminalnych w latach 2018-2022.
I o ile pierwszy sezon pozwalał krążyć między policjantami, a ofiarami, tak w drugim sezonie historia okazała się o wiele ciekawsza. Znaczy – pod względem psychologicznym, chociaż krytycy zdaje się nie do końca byli z tego zadowoleni. Bo owszem, dość późno – bo w trzecim odcinku – zbrodnia staje się ważna i prowadzi do czegoś mocniejszego.
Niestety, nieeeeeeeeeeezwyyyyyyyyyyyyyyyyykleeeeeeeeeeeeeee poooooooowoooooolneeeeeeeeeeeeee teeeeeeeeeeeeempoooooooo hiiiiiistoooooooriiiiiiiiii sprawiało, iż się wkurzałam. Z jednej strony – znakomita opowieść, ale z drugiej… rany, ja oglądam. Nie czytam, tylko oglądam! Piękne zdjęcia – a i owszem, wspaniała muzyka, a i owszem, ale co z tego, skoro na ekranie przez pięć minut widzimy szeleszczące liście i nic się nie dzieje? Wymęczyłam strasznie ten sezon, i miałam tylko jeden problem.
Zwał się on trzecim sezonem, a historia była tak dobra, iż postanowiłam kontynuować przygodę z „Der Pass”. Niestety, albo stety – twórcy nie zmienili tempa. Ja po 10 minutach już nie miałam sił obserwować dalszych przepychanek między Winterem a Stocker i postanowiłam zrobić coś, czego się nie powinno robić. A na niekorzyść sezonu przemawiała zmiana kompozytora. Owszem, przez cały czas niezła, jednakże Matthias Jakisic i Markus Kienzl musieli trochę grać tak, jak im poprzednik zagrał, a zresztą – nie wprowadzili jakiejś niezwykłej, nowej rzeczy. Co najwyżej trochę stylówka się zmienia i dam paznokcia se uciąć, iż końcówka brzmiałaby inaczej, gdyby na miejscu przez cały czas stał Shea. A może nie? Bo ostatnie momenty serialu były naprawdę klimatyczne.
Tak, przyznaję: postanowiłam ominąć wszystkie 8 odcinków i obejrzeć ostatnie 10-20 minut. Wiem, iż się tak nie robi, ale tempo było tak koszmarnie wolne, iż mój mózg tego nie mógł znieść. I wiecie, to też dlatego, iż C+ nie oferuje przyśpieszenia streamingu, jak w Netflixie. Ale ogólnie, nie żałuję przeskoku. Warto było zobaczyć te sceny.
Czwartego sezonu nie będzie, bo raz, iż krytycy zaczęli pisać o spadku jakości serialu („ofiara własnego sukcesu” – Oliver Kaever, Der Spiegel), a dwa, iż kończy się w ten sposób, iż go po prostu nie może być.
Jestem interesująca też, na jakiej podstawie polscy tłumacze stwierdzili, iż „Granica zbrodni” brzmi lepiej od „Przepustki”, bo – „Der Pass” to właśnie przepustka z niemiecka. Ale to tylko takie moje ciekawskie zapytanie.
Cóż, „Granica zbrodni” to bardzo dobry serial kryminalny, w którym powolne tempo sprawia, iż historia raczej bardziej sprawdziłaby się jako książka, niż serial. A może to po prostu kwestia tego, iż lubię szybką akcję, konkrety. Tak czy siak, muzycznie jest to mały kryształ i link do soundtracku znajdziecie w komentarzu. Rzecz jest dostępna na CANAL+ Polska.