Można by pomyśleć, iż Toby’emu Foxowi okropnie trudno będzie podnieść poprzeczkę, jaką zawiesiło Undertale. Chyba każdy przyzna, iż jest to jedna z najoryginalniejszych gier indie, która po prostu zmieniła branżę. Gdy Fox oficjalnie zapowiedział Deltarune, oczekiwania graczy – w tym moje – były potwornie wręcz wysokie. A jednak, znając już zagrywki Toby’ego, podczas napisów końcowych byłem po prostu w szoku. Nieważne, czego oczekujesz, zostaniesz zaskoczony i to w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Zdziwiłem się, gdy zdałem sobie sprawę, iż rozdział pierwszy do Deltarune wyszedł prawie 7 lat temu. Minęło sporo czasu. Toby w tym miesiącu zaś zaserwował nam w końcu grę w pełnej wersji. Mam świadomość, iż do końca całej historii wciąż daleka droga, ale nie mogłem się powstrzymać od zagrania tych 4 rozdziałów, które już same w sobie oferują prawie 20-godzinną zabawę. Może się to wydawać całkiem krótko, ale zapewniam – dawno żadna gra nie wzbudziła we mnie tylu skrajnych emocji. Od wybuchów śmiechu, aż po emocjonalną pustkę z powodu tragizmu historii. Nowy tytuł Toby’ego to niezwykłe doświadczenie, które trudno zapomnieć.
Zobacz również: Tytani. Świat Bestii. Tom 1 – recenzja komiksu
Na początku ważna informacja. Deltarune dzieję się w równoległym świecie Undertale, przez co nieraz spotkamy bohaterów znanych z gry z 2015 roku, ale w kompletnie odmiennej formie. Graczowi będzie dane sterować Krisem, który mieszka wraz z matką, Toriel, w małym miasteczku. Pewnego dnia w szkole protagonista musi przynieść nauczycielowi kredę ze szkolnego schowka razem z dziewczyną z klasy – Susie. Krótka wycieczka po przedmiot gwałtownie zamienia się w niezapomnianą przygodę, gdy bohaterowie przypadkowo wchodzą do Mrocznego Świata – alternatywnej rzeczywistości pełnej mroku i niebezpieczeństwa. Na swej drodze napotykają dziwną postać zwaną Ralsei. Jest on księciem ciemności, który – jak się okazuje – czekał na nas całe swoje życie, by pomóc nam w walce z mrokiem. Według przepowiedni (znanej jako Legenda Deltarune) jesteśmy bohaterami, którzy przywrócą porządek między światłem a ciemnością.
Podobnie jak w poprzedniej grze Toby’ego Foxa już od pierwszych minut zauroczą nas świetnej jakości dialogi, choćby z postaciami, które spotykamy tylko raz w całej grze. Prawie każdy NPC ma coś interesującego do dodania w sprawie lore Deltarune, a jak nie, to powie chociaż coś zabawnego, co zawsze na plus. Najbardziej wyróżnia się jednak nasza trójka głównych bohaterów – Kris, Susie i Ralsei. Już w pierwszym rozdziale gracz bardzo się do nich przywiązuje, a to dzięki czasowi poświęconemu, by powoli rozwinąć ich osobowości oraz ukazać ich motywacje i problemy. Kris to cicha osoba, która próbuje odzyskać wolność wyboru (odebraną przez… samego gracza). Susie to fioletowy gad budzący strach choćby wśród dorosłych, zaś Raisei to słodki, ale tajemniczy człowiek-koza, który wie o wiele więcej, niż nam mówi. Są to trzy bardzo różniące się persony, które na początku może nie będą tworzyć świetnej drużyny, ale z czasem zostaną wielkimi przyjaciółmi.

A jaka przygoda ich czeka? No cóż, z pewnością pełna wrażeń! Rozdział 1 może rozczarować swoim krótkim czasem (niecałe 3 godziny), małą różnorodnością wrogów czy finalnym bossem, ale następne godziny gry to istne arcydzieło. Już 2. rozdział prowadzi nas do bogatego w bohaterów i szalone lokacje Cyber-Świata, w którym rządzi Królowa. I jest ona po prostu przekomiczna, zaś jej dialogi oraz relacje z różnymi postaciami – genialnie ukazane. Tutaj pojawi się też więcej uczniów z klasy Krisa, dzięki czemu nie tylko lepiej poznajemy naszego protagonistę, ale również będziemy mieli okazję zobaczyć początki romantycznych wątków. Toby Fox przebija tutaj zdecydowanie swoją kreatywnością Undertale.
Rozdziały 1-3 to głównie zabawne interakcje i przygody z humorem, a poważniejszych tematów nie ma jakoś dużo. Jednak wszystko zmienia się przy ostatnim, 4. rozdziale, gdzie bohaterowie dowiadują się, z jak potężnym przeciwnikiem się mierzą i iż gotów on jest zabić ich bliskich. To też najdłuższy epizod – trwa prawie 8 godzin. Dostajemy w tym czasie wiele nowych informacji o ogólnym lore świata i odkrywamy najskrytsze sekrety bohaterów. Dawno nie poczułem tyle smutku, jak podczas finalnych 20 minut gry, dołujących gracza wybitnymi, smutnymi scenami oraz jednym, prostym pytaniem – czy da się oszukać przeznaczenie?

Czas jednak przejść do najciekawszego elementu Deltarune, czyli rozgrywki. Na początku gracz myśli, iż system walki jest całkiem podobny do Undertale, tylko iż teraz nie walczymy samotnie. Prędko jednak dowiadujemy się, jak bardzo Toby Fox bawi się konwencją systemu turowego. Ale wpierw – podstawy, które są bardzo proste. Mamy do wyboru dwa różne sposoby na wygranie potyczek. Możemy po prostu zabić przeciwników lub spróbować oszczędzić ich, unikając niepotrzebnego rozlewu krwi. Wybór naszego typu rozgrywki ma duże znaczenie dla fabuły i rozwoju postaci, dlatego warto się zastanowić, jaką ścieżką planujemy iść.
Ja osobiście wybrałem pacyfistyczną drogę i grało mi się po prostu wyśmienicie. By oszczędzić naszych oponentów, musimy wykonać wszelakie czynności, by nas bardziej polubili lub stracili ochotę na dalszą walkę. Takim przykładem może być rozsądna argumentacja, przytulanie, śpiewanie lub bardziej dziwne akcje jak taniec, oferowanie pomocy medycznej czy… zmniejszanie głośności gry. Nie ma tu nudy, jeżeli chodzi o różnorodność walk, a jak pisałem, często Toby przesuwa wręcz granice walk turowych, tworząc odświeżający gameplay.
Deltarune oczywiście nie samą turówką częstuje grającego. Już w rozdziale 2 dostajemy walkę z głównym bossem w formie… starych gier bokserskich, polegających na unikaniu uderzeń oponenta i biciu go w osłonięte punkty. Ale to dopiero początek, bo 3. rozdział wprowadza cały zestaw świetnych, wciągających minigierek. Bohaterowie będą mogli zagrać w pikselową grę typu Legend of Zelda, wystąpić w programie kulinarnym, rozwalić miasto jako Susiezilla czy choćby być gwiazdą rocka.
Co do ostatniego rozdziału, to tam znajdziemy kompletnie nową mechanikę wspinania się. I jestem zaskoczony, jak świetnie Toby umiał zastosować elementy zręcznościowe w tej grze . Nieraz będziemy mieli do czynienia z trudnymi etapami wymagającymi krótkiego czasu reakcji. W rozgrywce po prostu wszystko działa i wszystko zostało wykonane po prostu perfekcyjnie. Nie ma szans poczuć monotonii ani w jednym momencie.

Wielki upgrade zaliczono także, jeżeli chodzi o warstwę audiowizualną, choć nie ma co się dziwić. Przy Undertale Toby Fox wszystko robił sam, a tutaj ma już na szczęście zespół, który pomaga mu w sprawach graficznych. Dlatego też nieraz po prostu będziemy stać przez parę minut i doceniać m.in. pięknie wykreowane krajobrazy Cyber-Świata czy olbrzymie lokacje kościelne. jeżeli chodzi o level designy, występuje tu wielka różnorodność, a sama ich wielkość jest naprawdę szokująca. Fani lizania ścian w grach będą tu w siódmym niebie – jest wiele różnych ścieżek pobocznych i zagadek do rozwiązania (które niestety są dziecinnie łatwe). Eksploracja jest niezwykle przyjemna, nie tylko przez świetny design lokacji , ale też dlatego, iż po prostu opłaca się wszędzie chodzić. Dostajemy nie tylko mnóstwo dobrych przedmiotów, ale również choćby sekretne walki z bossami, które często są wysokiej jakości.
Nie warto zapominać także o jakże wybitnej ścieżce dźwiękowej, która pokazuje, iż Toby to nie tylko fenomenalny scenarzysta, ale także kompozytor. Muzyka do Deltarune to po prostu mini dzieło sztuki, którego można by słuchać godzinami bez przerwy. Takie utwory jak Hammef of Justice, Neverending Night czy Until Next Time zapadają w pamięć. Soundtrack idealnie dopasowuje się do danych lokacji czy scen, budząc w widzu jeszcze więcej emocji.
Zobacz również: MotoGP 25 – recenzja gry

Deltarune już samymi 4 rozdziałami pokazało, na co stać Toby’ego Foxa. Do końca historii zostały jeszcze 3 epizody (które wyjdą w formie darmowych aktualizacji), ale już jestem w stanie stwierdzić jedno – jest to arcydzieło. Nie ma tu żadnej jakiejś większej wady, która miałaby mi w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Na swój własny sposób jest to gra idealna, która wciągnie was na te 20 (około) godzin. Pełna zabawy i emocji rozgrywka, której po prostu nie zapomnicie. Czy jest lepsze od Undertale? Nie jestem pewien, bo by porównać, musiałbym zobaczyć finał opowieści, ale w tym momencie z dumą mogę wystawić temu tytułowi najwyższą ocenę. Wyśmienita fabuła, jeszcze lepsze postacie i boska oprawa audio-wizualna – to po prostu must-play dla fanów Undertale
Źródło obrazka głównego: kadr z gry Deltarune