Meksykańska duchologia.
Kiedy dzisiaj wędruje się przez ulice Monterrey, ze wszystkich stron słychać nagrania wywodzące się z nurtu cumbii. Ten długowieczny gatunek narodził się już na początku XIX wieku w karaibskiej części Kolumbii, gdzie grany był przy pomocy bębnów, fletu i akordeonu. W pierwszej połowie następnego stulecia za sprawą wędrówek ludów rozprzestrzenił się po całej Ameryce Południowej. Na szczególnie podatny grunt trafił w Meksyku, asymilując wpływy tamtejszej muzyki ludowej. Wyjątkowo bujnie muzyka ta rozwinęła się w Monterrey, gdzie przeistoczyła się w następnych dekadach w styl zwany cumbia rebajada.
Jednym z didżejów grających należące doń nagrania był Sonido Dueñez. Wokół rozkręcanych przezeń imprez wytworzyła się choćby kolorowa społeczność – sonideros. Los chciał, iż podczas jednej z ludowych zabaw, gramofon Dueñeza popsuł się i płyta zaczęła grać z mniejszą prędkością. Mimo to ludzie tańczyli w ekstazie, co natchnęło didżeja do stworzenia serii mikstejpów, zawierających spowolnioną wersję cumbii. Teraz sięgnęła po nie meksykańska artystka Delia Beatriz, znana pod pseudonimem Debit. Dwa z nich stały się zalążkiem jej nowego albumu.
Beatriz zaczynała tworzyć elektronikę na długo nim latynoska muzyka klubowa zalała świat. Z jednej strony działała jako didżejka, miksując cumbię, guarachę i dembow z techno, house’m i bass music, a z drugiej – postanowiła zmierzyć się ze swym kulturowym dziedzictwem, wykorzystując go do stworzenia awangardowych kompozycji. Już mający ambientowy ton album „Animus” z 2018 roku zwrócił na nią uwagę mediów. Pojawiły się więc zaproszenia na festiwale w rodzaju Atonalu czy Unsoundu, a cztery lata później ceniona wytwórnia Modern Love wydała eksperymentalny album Debit – „The Long Count”.
„Desaceleradas” wydaje się mieć bardziej przystępny ton. Choć przez cały czas to zdecydowanie awangarda – bo Beatriz tworzy tutaj muzykę, przepuszczając akustyczne dźwięki z taśm Dueñeza przez swój syntezator ARP 2600 i poddając je granularnej syntezie. Efekty są jednak zaskakująco nośne. Raz przetworzone brzmienia akordeonu i spreparowane głosy układają się w zaszumiony ambient („Desplazos”), a kiedy indziej w pulsującą vapour wave („La ronda y el sonidero”). Jeszcze ciekawiej robi się pod koniec płyty, gdy warczące przestery i zbasowane drony układają się w niepokojącą kosmische musik („El Puente del papa”) czy choćby spazmatyczny industrial („Rebajadas”).
Choć nowy album Debit jest mocno zakorzeniony w nawiedzonych preparacjach z „The Long Count”, ma jednak bardziej muzyczny charakter. To oczywiście zasługa dźwięków z kaset Sonido Dueñez, ale też czytelniejszego odwołania się meksykańskiej artystki do zachodnich gatunków eksperymentalnej elektroniki. Słychać tu bowiem echa dokonań Williama Basinskiego z jego „Disintegration Loops” i upiornych walczyków The Caretakera, ale też wczesnych nagrań Stevena Wilsona jako Bass Communion czy choćby noise’owych koszmarów Maurizio Bianchiego z lat 80. To sprawa, iż choć artystka przywołuje tu duchy przodków, to jej nowe kompozycje stanowią pomysłowe wpisanie latynoskiej tradycji w europejskie ramy.
Modern Love 2025
www.facebook.com/ModernLovelabel

















