Podtrzymuję swoje zdanie o tej kapeli, wyrażone kilka postów wyżej, ale mam wrażenie, iż z płyty na płytę zaczyna brakować im pomysłów na chwytliwe, przebojowe riffy. Po usłyszeniu
Rat God miałem ochotę zajebać deskorolkę kochankowi Espedała i pojechać nią po dnie Atlantyku do samej Tampy, natomiast ta ostatnia płyta jest po prostu przyjemna w słuchaniu jeżeli akurat najdzie człeka ochota na pop metal o horrorach. Wciąż to lepsze od wielu zespołów z mozołem orzących lifemodowe poletko, ale w tym nie ma psa. Co wydawnictwo, to mniej żywiołowości w graniu.Jakby się panom wyczerpywała formuła. Mimo wszystko słucha się jednak przyjemnie, rozwesela ta muzyka niczym słoneczko w wiosenny poranek. Jest skocznie, jest przaśnie, nóżka sama tupie i gówienko chlupie w dupie. Rozrywka gwarantowana. Ale jeżeli dalej będą tak coraz bardziej nudni, to następna odsłona przygód maniakalnego mordercy z okładki może być już niestrawnym zakalcem.
Statystyki: autor: TITELITURY — minutę temu