Death Metal • Re: Diabolizer - czyżby nowi bogowie technicznego grania?

brutalland.pl 1 dzień temu
Kiedy większość starej gwardii z wypiekami na twarzach zapowiadają nowe albumy i oznajmiają, iż to będzie powrót do starych lat, będzie siła, moc, potęga to przeważnie jakaś grupka ludzi i fanów w to wierzy a jak jeszcze udostępnią singielek, który finalnie okazuje się najlepszym na całym albumie to temperatura idzie mocno do góry. Niestety po premierze okazuje się, iż to łabędzi śpiew i tylko wytwórnia, która to wydaje jeszcze wierzy, iż wydali najlepszy album. Tym czasem turectwo z Diabolizer się nie chwali tylko przypierdala ciosem, iż starzy jeżeli przesłuchają to powinni zawiesić instrumenty na kołku i otworzyć kebab. Nowy album Diabolizer to kolejna po debiucie istna petarda. O nie, tu nie znajdzie się choćby średnich temp czy przynudzania wokół jakiegoś chujowego motywu. Tu jest jazda od początku do końca a słupki na equalizerze nie spadają w dolne rejony. Nie będę się tu znęcał już nad ostatnimi płytami kilku wielkich nazw bo przy Diabolizer po prostu nie istnieją!!! Jakie tu się riffowanko uskutecznia, monumentalne solówki potrafią w mgnieniu oka przejść w chaotyczne wiercenie na pełnej szybkości. Baterie przez cały album nie mają chwili wytchnienia aby ostygnąć. To nie opis nowego Morbid Angel czy innego Immolation. To album nagrany przez turectwo w XXI wieku i niemiłosiernie kosi legendy.
Z resztą wystarczy spojrzeć na fotkę ludków i koszulki jakie noszą aby mieć rozeznanie od kogo się uczyli i kogo prześcignęli.
Niemalże na półmetku rok 2025 najpewniej już można śmiało powiedzieć, iż oto najlepszy album z amerykańskim det metalem, którego nie nagrali amerykanie. Smutne to ale jakże prawdziwe. Cios to i petarda na japę.

Statystyki: autor: Hajasz — 44 min. temu


Idź do oryginalnego materiału