Kucem będąc bardzo podobała mi się debiutancka For the Security. Oczywiście nie dlatego, iż to dość nietypowy, a na pewno wyprzedzający czas zakręcony death/grind, tylko dlatego, iż "ładnie nakurwiają". Z piętnaście lat temu, jak założyłem sobie konto na Allegro, to choćby próbowałem licytować u niejakiego Tropicza pierwsze, zdaje się, wydanie tego albumu. Ostatecznie nie kupiłem, potem mój gust poszedł w innym kierunku a takie Disharmonization to w ogóle mi się nie podobało, także dlatego, iż "mało nakurwiają i jakieś takie dziwne". Co zresztą było błędnym odbiorem, bo nakurwiają tam całkiem sporo.
Teraz mam prawie odwrotnie. To znaczy, nie tak, iż mi się debiut w ogóle nie podoba, bo jednak dość ciężko przejść obojętnie obok tego właśnie zakręconego i nieoczywistego napierdolu. Może lecieć, nie przeszkdza. Faktem jest natomiast, iż sporo słychać w tej muzyce tego, co będzie na drugim pełniaku. Pozawijane pętelki na garach, czasem jakieś dziwadło na wieśle się uaktywni a całość ma taki psycho-dziwaczny pogłos gdzieś z tyłu.
Na Disharmonization jest już jazda na pełnej. Tak na teraz, na dzisiaj, to dla mnie chyba jedna z ciekawszych płyt z szeroko pojętego "zakręconego metalu śmierci". Zawsze chętnie do niej wracam, kiedy nabiorę ochoty na takie dziwne granie. Brzmi to, jakby wzięli psycho-death-grind z For the Security, zdjęli z niego blachę, wyjęli chłodnicę i zbiornik na płyn do spryskiwaczy i wlali w to od serca awangardowego, psychodelicznego, jazzowego metalu/rocka. Potem przyspawali z powrotem i na pełnej piździe ruszyli w świat. Chorobliwy i dziwaczny klimat. Niekoniecznie opresyjny

Tej trzeciej płyty nigdy w życiu nie słyszałem.
Statystyki: autor: DiabelskiDom — 37 min. temu