Diuna: Proroctwo to bardzo skomplikowane przedstawienie. Jasne, częścią tego jest fakt, iż ma tak wiele postaci, fabuł i wątków przeplatających się w każdej scenie. Ale mówiąc wprost, bardzo trudno jest wyjaśnić ludziom, czy podoba mi się ten program, czy nie. Mówiąc prościej: oglądanie tego wydaje się przykrym obowiązkiem, pisanie od linijki do linijki nie jest szczególnie zabawne, interesujące ani wciągające – a jednak dla każdej dudniącej postaci lub nudnej linijki serial wprowadził także krótki wątek fabularny lub Budowanie wszechświata Dune, którym nie mogę powstrzymać się od fascynacji.
Ale serial nie może w nieskończoność opierać się na oparach tych pomysłów, a w obliczu zbliżającego się finału pierwszego sezonu wydaje mi się, iż istnieją dwie ścieżki naprzód. Diuna: Proroctwo. I zgodnie z modą franczyzową, tylko wąska i skomplikowana ścieżka pozwoli wyjść na drugą stronę czystą.
[Ed. note: This post contains spoilers for Dune: Prophecy season 1 episode 5.]
Przyszłość serialu – a przynajmniej nasze oznaki tego, jaka może być – wszystko zależy od Desmonda Harta (Travisa Fimmela). Pierwsza opcja i ta, w którą obawiam się, iż serial zmierza, to prosta opcja, w której Desmond Hart jest proto-Kwisatz Haderach; pierwszy rzut oka Bene Gesserit mają mężczyznę o nadprzyrodzonych zdolnościach i bezpośrednią inspirację dla nich do pracy nad równie potężnym mężczyzną, którego zamiast tego mogą kontrolować.
Ta wersja serialu byłaby prosta i przejrzysta i zdecydowanie zbyt łagodna dla świata takiego jak Dune. jeżeli to wszystko, czym naprawdę jest Desmond Hart, niezwykle łatwo byłoby zobaczyć, jak potoczy się reszta serialu. Wojna na Arrakis, o której opowiada odcinek 5, oznaczała, iż Fremeni odnieśli zwycięstwo dzięki Bene Gesserit, a Mikaela (Shalom Brune-Franklin) patrzyła ze smutkiem na swój lud są karmieni kłamstwami na temat Lisan al Gaib. Zakon nauczył się okiełznać Głos i pod koniec serialu stał się doskonale rozpoznawalny dla fanów filmów Denisa Villeneuve’a. Innymi słowy, Diuna: Proroctwo byłby Solo: historia Gwiezdnych Wojen uniwersum Diuny, krótka przygoda, która w jakiś sposób całkowicie wyjaśnia historię wszystkich zaangażowanych w nią osób, zmniejszając przy tym wszechświat i okradając go z tajemnicy.
Druga wersja Desmonda i cały serial jest bardziej niechlujny. Nazwiemy to ścieżką midichlorianów. W tym przypadku serial musiałby przestać łączyć kropki. Niech ujawnienie wspólnej krwi Desmonda, Harkonnenów i Atrydów, będzie ujawnieniem wyłącznie dla Tuli i publiczności, a nie czymś bardziej znaczącym dla wszechświata. Jasne, te dwa rody mają do odegrania rolę w planie Bene Gesserit mającym na celu stworzenie Kwisatz Haderach, ale nie musi to być częścią fabuły tego serialu.
Dałoby to szansę na Diuna: Proroctwofinał pierwszego sezonu, który otworzy drzwi do większych, dziwniejszych części wszechświata Dune. Mogłoby nam pokazać Gildię Kosmiczną i jej dziwacznych Nawigatorów Gildii; mogłoby to naprowadzić na myśl o kompleksie, masową wojnę na Arrakisi małe wskazówki dotyczące rodzaju zmagań, które zmusiłyby Bene Gesserit do ewolucji do tajnej organizacji, pod jaką ich znamy kiedy serial zaczyna się na dobre. Tak jak Widmowe zagrożeniejednorazowa wzmianka o midichlorianach, co Diuna: Proroctwo obecnymi potrzebami jest budowanie świata w oparciu o pytania bez odpowiedzi i bez odpowiedzi, a nie dzięki zbyt prostych faktów. jeżeli w tym sezonie wszystko będzie nakryte do dziwniejszego wszechświata, jego niezgrabność będzie łatwa do wybaczenia.
Oczywiście midichloriany mają dla fanów science fiction nieco negatywne konotacje jako zdrada eleganckiego budowania świata Gwiezdne Wojny„oryginalna trylogia; Diuna: Proroctwo nigdy nie miało tak być. Chcę powiedzieć, iż w tym momencie tak naprawdę możemy mieć nadzieję, iż prequele Gwiezdnych Wojen będą ambicjami, które nieustannie rozszerzały swoją galaktykę w dobry i zły sposób, zamiast ciasny korporacyjny nacisk czasu Disneya z dotychczasową serią, która po prostu zmniejszyła ją i mocniej zwinęła z każdym wpisem.
Ale żeby odejść od wszystkich analogii do Gwiezdnych Wojen: Dune to seria, która zawsze była najlepsza, gdy była najdziwniejsza i najbardziej ambitna. Oryginalna książka to arcydzieło przedstawiające jeden z najlepszych i najciekawszych światów science fiction, jakie kiedykolwiek stworzono. Nie jest dobrze wykonana ze względu na staranność połączenia wszystkich nitek, ale raczej ze względu na bałagan, który Frank Herbert pozostawił na krawędziach, małe nitki, które można później wyciągnąć, gdy tylko przyjdzie mu na to ochota.
I Diuna: Proroctwopomimo wszystkich nudnych scen i zbyt ważnych kwestii, jakie miał do tej pory, wciąż jest w stanie stworzyć te cudownie postrzępione krawędzie w swoim pierwszym sezonie. Ale żeby tego dokonać, finał będzie musiał być duży, niechlujny i ambitny w sposób, który serial jak dotąd jedynie gestykulował.