
Czas by kth. to efekt ubiegłorocznego 24 godzinnego maratonu komiksowego, który odbył się w Bibliotece Poznańskiej. Liternictwo tytułu obiecuje pewną psychodelię w środku, jednak daleko jej od tej kojarzonej z popkulturą lat 70.
Katarzyna Klas wybrała się na poznański maraton na zaproszenie przyjaciółki. Wsiadła w pociąg a droga wlokła jej się niemiłosiernie (o czym sama wspomina). Trudy podróży nie sprawiły, iż zdążyła lepiej przygotować się do pracy. Tematem przewodnim poznańskiego wydarzenia został 'czas'. Artystka stwierdziła, iż doba to zbyt mało czasu by przygotować coś cool na ten temat, a jednocześnie to nie ten etap jej życia, by przez 24 godziny rozmyślać wyłącznie o przemijaniu. O czym więc stworzyć komiks? Może poszwędać się trochę między ludźmi, posłuchać o czym mówią i przelać to na papier?Tak, Klas stojąc na poznańskim dworcu nie miała pomysłu czym zapełnić kartki podczas maratonu. Można powiedzieć, iż poszła po linii najmniejszego oporu, gdyż scenariusz tworzyli na bieżąco inni, ona tylko skrzętnie dorysowywała kreski. I co z tego, skoro spod jej ręki wyszedł piękny oniryczno-psychodelizujący zapis dnia?
Rozmowy, spotkania, sytuacje. Z gwaru artystów biorących udział w evencie, Katarzyna wybrała kilka losowych dialogów. Pozbawionych kontekstu, jakby podsłuchała je w trakcie trwających rozmów. Dzięki czemu urzekają swoją enigmatycznością. Czemu zaproszeni goście mówią o lizaniu stóp? Czym jest zrezygnowany róż? Czy 50 zł na Warchlaki to sporo? Co łączy Ricky Martina i Enrique Iglesiasa? Niekoniecznie się dowiemy. Ale też nie o odpowiedzi chodzi. kth. postanowiła w Bibliotece zatrzymać czas. Zrobić printscreeny emocji panujących podczas maratonu. Zawiesić w niebycie strzępy zdań i połączyć je w szkielet ukazujący tamtejszą atmosferę. Udało się - z tych skrawków rozmów można wywnioskować o niebanalności umysłów, które przez najbliższą dobę miały okazję nadwyrężać nadgarstki.
Klas w te 24 godzin wymęczyła 18 stron. Ale za to jakich?! choćby pracując szybko, Katarzyna nadała kadrom taki stopień realizmu, iż zgaduję iż wszyscy uczestnicy bez problemu rozpoznają siebie na stronach. Zastosowała mocno zgaszoną paletę kolorów - co nadało kadrom klimat onirycznego odrealnienia. Ogonki dymków dialogowych potrafią zakręcić się w precelki nadając tym samym słowom dodatkowego posmaku artystycznego absurdu. Ale przede wszystkim zachwyca przestrzeń - miks prostych, geometrycznych linii różnych zakamarków Biblioteki i dostojności malujących się na skupionych twarzach uczestników. Światło, cień, czas, napięcie - odwzorowanie tych wszystkich ulotnych rzeczy Klas, choćby pod presją, opanowała do perfekcji.
Na ostatniej stronie autorka stwierdza, iż te 24 godzin gwałtownie zleciało i bawiła się dobrze. Czytelnik odkładając zina na półkę jest w stanie w to uwierzyć!










