Czarny Szekspir i rewolucyjna siła teatru – wywiad z Jackiem Mikołajczykiem

popkulturowcy.pl 1 rok temu

Czarny Szekspir – tytuł co najmniej intrygujący. I taką właśnie postacią jest główny bohater najnowszego musicalu Teatru Syrena. O Irze Aldridge’u, produkcji spektaklu oraz działalności i planów Syreny rozmawiałam z Jackiem Mikołajczykiem – reżyserem, autorem tekstu piosenek i libretta do Szekspira a także zastępcą dyrektorki ds. artystycznych. Premiera spektaklu już 4 marca.

Kinga Senczyk (KS): Dlaczego w ogóle powstał spektakl Czarny Szekspir?

Jacek Mikołajczyk (JM): Ten spektakl powstał z odkrycia, iż był ktoś taki jak Ira Aldridge i był związany z Polską. I to w sposób bardzo mocny, ponieważ zmarł w Łodzi w 1867 roku i jest tam pochowany. Ja o tym nie wiedziałem. Większość osób w Polsce również o tym nie wie, choćby te związane z teatrem, historycy czy teatrolodzy.

Trafiłem na niego przypadkiem. To się adekwatnie nadaje na anegdotę. Do Polski, na uniwersytet, na którym wtedy pracowałem, przyjechał z gościnnymi wykładami profesor Andy White ze Stanów Zjednoczonych. Opiekowałem się nim w czasie jego pobytu. Zapytałem, gdzie chciałby pojechać, do jakiego miasta. Powiedział, iż chce wyruszyć do Łodzi na grób Aldridge’a, żeby uczcić jego pamięć. Zdziwiłem się bardzo, ale pojechaliśmy tam i znaleźliśmy rzeczywiście grób aktora na przepięknym cmentarzu przy Ogrodowej. I tak się zaczęło.

Im więcej dowiadywałem się o Irze, tym szerzej mi się otwierały oczy. Bo to nie był po prostu zwykły aktor, który zmarł w Polsce, jeden z wielu. To była naprawdę wielka figura w teatrze anglosaskim. Żeby mieć swój fotel z nazwiskiem w Royal Shakespeare Company, trzeba być naprawdę zasłużonym. Takich osób jest zaledwie 33.

Potem jeszcze doszedł drugi element. Kiedy zacząłem czytać biografię Aldridge’a, bardzo mnie zainteresowało to, iż okoliczności jego śmierci nie są do końca wyjaśnione. Kiedy zmarł, wzbudziło to lekką sensację, trochę konsternację. Pojawiły się również podejrzenia, iż być może chodziło o coś więcej niż po prostu o przyczyny naturalne. Że być może maczały w tym palce służby austriackie. Ponieważ Aldridge jako wędrowny aktor jeździł z miasta do miasta i z kraju do kraju, był trochę podejrzany dla ówczesnych władz. Miał też kontakty z różnymi podejrzanymi elementami typu rewolucjoniści czy powstańcy. Np. przyjaźnił się z Tarasem Szewczenko – ukraińskim działaczem niepodległościowym, który spędził parę lat w więzieniu w Rosji. No więc ta tajemniczość postaci Aldridge’a bardzo mnie zainteresowała. To jest przestrzeń dla artysty do tego, żeby puścić wodze fantazji i opowiedzieć ciekawą historię.

Fot. Krzysztof Bieliński

KS: Dlaczego ludzie przychodzili oglądać Irę Aldridge’a?

JM: Przychodzili zobaczyć czarnego aktora grającego Szekspira. A Ira wykorzystywał to i traktował jako narzędzie w dyskusji o statusie swoim i nie tylko swoim. We własnym pamiętniku tłumaczy swoje założenia. Granie przez czarnego aktora ról szekspirowskich było znaczące. Większość Europejczyków uważała przedstawicieli czarnej rasy za osoby o niższym poziomie intelektualnym niż biali. Z drugiej strony, Szekspir jest największym osiągnięciem kultury i literatury europejskiej. Więc skoro czarny aktor potrafi zagrać Szekspira i zostaje uznany za równego białym artystom, to znaczy, iż intelektualnie stoi na tym samym poziomie, co biali. A skoro tak, to dlaczego biali trzymają w niewoli czarnych? Z tego wynika, iż niewolnictwo nie ma uzasadnienia. W sumie logiczne, prawda?

KS: Z naszego ahistorycznego punktu widzenia jest to oczywiste, ale pewnie dla ówczesnych ciężko było to przyjąć.

JM: adekwatne nie. I to jest paradoks, iż to tak świetnie działa w teatrze. Bo, powtórzę, dlaczego ludzie przychodzili oglądać Aldridge’a? On nie bał się tego, iż reklamuje własne występy trochę jak cyrkową atrakcję, iż „dzikus z Afryki” będzie teraz grał Szekspira. Ludzie początkowo faktycznie przychodzili zobaczyć tego „dzikusa” – oh, jakie to będzie zabawne. Przychodzili i widzieli, iż to jest świetny aktor. I tyle. Kiedy widzieli go w teatrze, przestawali myśleć, iż jest czarny. To ich przekonywało, zaczynali rozumieć, iż to nie jest problem. Teatr ma w sobie bardzo fajną siłę oswajania inności.

KS: A jak dawno miała miejsce ta anegdotyczna część tej historii? Czy ten pomysł długo dojrzewał?

JM: To był bodajże rok 2013. Po wizycie prof. White’a byłem w Anglii kilka razy i przy okazji zacząłem szukać informacji o Aldridge’u. Natomiast pomysł, żeby zrobić musical inspirowany jego biografią, pojawił się jakieś dwa lata temu.

Fot. Krzysztof Bieliński

W swoim poprzednim musicalu z historią w tle, Bitwie o tron, temat traktowałem dosyć lekko. Natomiast w momencie, kiedy historia zaczęła się dziać na naszych oczach, wybuchła druga faza pandemii i wojna w Ukrainie, to nagle odechciało mi się myśleć w ten sposób o historii. Że możemy podchodzić do niej tylko w sposób żartobliwy i ironiczny. Nagle na wydarzenia XIX-wieczne spojrzałem zupełnie inaczej. Jest to fascynująca epoka pod względem towarzyskim, obyczajowym, gospodarczym.

Ten „ustabilizowany” świat, gdzieś pod powierzchnią pulsował. Ciągle się spodziewano, iż zaraz coś się wydarzy. To był system naczyń połączonych: jeżeli wybuchało powstanie w Paryżu, to zaraz potem coś się działo w Belgii. Pomyślałem sobie, iż to jest coś, co my teraz doskonale rozumiemy. Wybucha wojna w Ukrainie, a protesty są w Warszawie, Berlinie, Pradze i Paryżu. Pojechałem wtedy akurat do Londynu i zobaczyłem, iż Brytyjczycy reagują tak jak my – całe miasto jest niebiesko-żółte. Tak działała również XIX-wieczna Europa.

Idź do oryginalnego materiału