Niełatwe to zadanie, recenzować dodatek do gry, o fabule którego opowiadać zbytnio nie można, a praktycznie wszystko, co zostało już na łamach Filmwebu napisane przed przeszło rokiem na temat "Diablo IV", dałoby się śmiało powtórzyć tutaj. Ale nie oznacza to, iż "Vessel of Hatred" to tylko i wyłącznie powtórka z rozrywki. Bo choć sama konwencja gry uniemożliwia jakąkolwiek rewolucję (a i byłaby ona przecież niepożądana), to zespół odpowiedzialny za omawiany tytuł dwoił się i troił, aby podlać światu Sanktuarium trochę miodu.
Ale też "Vessel of Hatred" doprawiono łyżką dziegciu, bo zawartości fabularnej jest tu stosunkowo niewiele. Szkoda, bo kraina Nahantu, przypominająca prekolumbijskie lasy dżungla zainfekowana złem Mefisto, przyniesionym tutaj przez Neirelę, to świat interesujący i chciałoby się spędzić w nim więcej czasu. Widzimy bowiem, jak gęsty, lepki mrok pochłania niegdyś tętniącą życiem krainę, wykoślawia wszystko, co dawniej czyste i dobre. Mamy tu mroczne ścieżki prowadzące przez gęstwiny, rajskie polany muśnięte palcem piekieł, ptasi trel przypominający jęki potępionych. To tam rzuci nas "Vessel of Hatred", którego atrakcją jest nie tylko zupełnie nowy obszar do eksploracji, ale i powiązana z nim klasa Spirytysty.
Oczywiście możemy ją wybrać już na etapie kampanii podstawowej (można też ją pominąć), ale fabularnie jest związana z Nahantu, gdzie człowiek to jedność z florą i fauną. Dlatego też Spirytysta potrafi przywoływać zwierzęce bóstwa, na podobieństwo których modeluje swoje umiejętności. Czyni to z nowej klasy bodaj najbardziej elastyczną i daje mnóstwo możliwości uszycia swojego bohatera na miarę. Wyjściowo klasa ta dysponuje niespożytymi pokładami energii i ponadprzeciętną zręcznością, ale wybór swoistego profilu ma najistotniejsze znaczenie dla preferowanego przez nas stylu gry. Po krótce: moce goryla zapewnią nam siłę i wytrzymałość czołgu, orzeł pozwoli razić na dystans, jaguar przemykać między wrogami jak strzała i zadawać śmiertelne ciosy, a dzięki skolopendrze zatrujemy im ciała i głowy. Poszczególne ataki przypisane bóstwom da się jednak mieszać, nie wybierając konkretnej specjalizacji, przez co Spirytysta staje się klasą ciekawą do grania; to niemalże pakiet 4-in-1, ale nie dyskontowy.
Inne nowości to między innymi kolejne questy poboczne (nadal jednak działające na tych samych zasadach, czyli pójdź, zabij, przynieść), świeżutkie potwory do ubicia (w tym nowy gatunek stworzeń zrodzonych ze smolistej substancji będącej emanacją zła Mefisto), drepczące nam przy nodze kotowate (a jeździć można na kocie bojowym niczym He-Man), kontrolowani przez konsolę najemnicy towarzyszący graczowi w boju (również podzielonych na poszczególne klasy, od półdemona miotającego płomienie do kowala szarżującego tarczą) oraz rozległe podziemia z pomniejszymi bossami i lootem, no i lokacje umożliwiające podejmowanie kooperacyjnych zadań, choć niektórych z tych rzeczy przetestować nie mogłem, bo odpalą się dopiero po premierze dodatku. Ale "Vessel of Hatred" usprawnia również i podstawkę.
Pozostałe klasy otrzymały nieznane wcześniej umiejętności, dorzucono nieobecne uprzednio legendarne przedmioty i glify, a do tablic mistrzowskich system przerzuci nas dopiero po osiągnięciu poziomu sześćdziesiątego. Dodatek to również, zgodnie z zapowiedziami i oczekiwaniami, początek nowego sezonu, sezonu Narastającej Nienawiści, który przyniesie nowych, olbrzymich przeciwników niosących na grzbiecie portale do piekieł. przez cały czas nie są to zmiany wywołujące trzęsienie ziemi, ale tych chyba nikt się nie spodziewał, to raczej sposób na zatrzymanie przekonanych już fanów, dorzucenie świeżej zawartości, aby gracze nie myśleli choćby o przerzuceniu się na inny tytuł. "Vessel of Hatred" to coś w rodzaju pretekstu, aby znowu usiąść do gry, aby przedłużyć życie i tak przecież żywotnego "Diablo IV". Można kręcić nosem na cenę gry, która, zależnie od wersji, wynosi na tę chwilę ponad sto pięćdziesiąt złotych za tę bazową i może się wydać nieadekwatna do długości kampanii. Nie odstraszy to zagorzałych graczy, bo ci będą prawdopodobnie bardziej zainteresowani rzeczami do zdobycia i podbicia, ale komu zależy na fabularnym rozwinięciu historii z "Diablo IV", ten może poczuć się lekko zawiedziony.
Nie zmienia to faktu, iż kto jak kto, ale Blizzard potrafi przytrzymać przed ekranem i uczynić swój tytuł równie nieśmiertelnym, co Mefisto. Szczęśliwie "Vessel of Hatred" to nie marketingowy myk mający na celu wyciągnięcie nam z portfela paru groszy (z ponownym podkreśleniem, iż cena wyjściowa jest deczko zbyt wysoka), ale przemyślany dodatek z opcjami, które mogą odmienić dotychczasową rozgrywkę, a samo Nahantu to jeden z ciekawszych graficznie regionów rozległego przecież świata "Diablo IV". I może dlatego towarzyszy mu uczucie niedosytu.
Ale też "Vessel of Hatred" doprawiono łyżką dziegciu, bo zawartości fabularnej jest tu stosunkowo niewiele. Szkoda, bo kraina Nahantu, przypominająca prekolumbijskie lasy dżungla zainfekowana złem Mefisto, przyniesionym tutaj przez Neirelę, to świat interesujący i chciałoby się spędzić w nim więcej czasu. Widzimy bowiem, jak gęsty, lepki mrok pochłania niegdyś tętniącą życiem krainę, wykoślawia wszystko, co dawniej czyste i dobre. Mamy tu mroczne ścieżki prowadzące przez gęstwiny, rajskie polany muśnięte palcem piekieł, ptasi trel przypominający jęki potępionych. To tam rzuci nas "Vessel of Hatred", którego atrakcją jest nie tylko zupełnie nowy obszar do eksploracji, ale i powiązana z nim klasa Spirytysty.
Oczywiście możemy ją wybrać już na etapie kampanii podstawowej (można też ją pominąć), ale fabularnie jest związana z Nahantu, gdzie człowiek to jedność z florą i fauną. Dlatego też Spirytysta potrafi przywoływać zwierzęce bóstwa, na podobieństwo których modeluje swoje umiejętności. Czyni to z nowej klasy bodaj najbardziej elastyczną i daje mnóstwo możliwości uszycia swojego bohatera na miarę. Wyjściowo klasa ta dysponuje niespożytymi pokładami energii i ponadprzeciętną zręcznością, ale wybór swoistego profilu ma najistotniejsze znaczenie dla preferowanego przez nas stylu gry. Po krótce: moce goryla zapewnią nam siłę i wytrzymałość czołgu, orzeł pozwoli razić na dystans, jaguar przemykać między wrogami jak strzała i zadawać śmiertelne ciosy, a dzięki skolopendrze zatrujemy im ciała i głowy. Poszczególne ataki przypisane bóstwom da się jednak mieszać, nie wybierając konkretnej specjalizacji, przez co Spirytysta staje się klasą ciekawą do grania; to niemalże pakiet 4-in-1, ale nie dyskontowy.
Inne nowości to między innymi kolejne questy poboczne (nadal jednak działające na tych samych zasadach, czyli pójdź, zabij, przynieść), świeżutkie potwory do ubicia (w tym nowy gatunek stworzeń zrodzonych ze smolistej substancji będącej emanacją zła Mefisto), drepczące nam przy nodze kotowate (a jeździć można na kocie bojowym niczym He-Man), kontrolowani przez konsolę najemnicy towarzyszący graczowi w boju (również podzielonych na poszczególne klasy, od półdemona miotającego płomienie do kowala szarżującego tarczą) oraz rozległe podziemia z pomniejszymi bossami i lootem, no i lokacje umożliwiające podejmowanie kooperacyjnych zadań, choć niektórych z tych rzeczy przetestować nie mogłem, bo odpalą się dopiero po premierze dodatku. Ale "Vessel of Hatred" usprawnia również i podstawkę.
Pozostałe klasy otrzymały nieznane wcześniej umiejętności, dorzucono nieobecne uprzednio legendarne przedmioty i glify, a do tablic mistrzowskich system przerzuci nas dopiero po osiągnięciu poziomu sześćdziesiątego. Dodatek to również, zgodnie z zapowiedziami i oczekiwaniami, początek nowego sezonu, sezonu Narastającej Nienawiści, który przyniesie nowych, olbrzymich przeciwników niosących na grzbiecie portale do piekieł. przez cały czas nie są to zmiany wywołujące trzęsienie ziemi, ale tych chyba nikt się nie spodziewał, to raczej sposób na zatrzymanie przekonanych już fanów, dorzucenie świeżej zawartości, aby gracze nie myśleli choćby o przerzuceniu się na inny tytuł. "Vessel of Hatred" to coś w rodzaju pretekstu, aby znowu usiąść do gry, aby przedłużyć życie i tak przecież żywotnego "Diablo IV". Można kręcić nosem na cenę gry, która, zależnie od wersji, wynosi na tę chwilę ponad sto pięćdziesiąt złotych za tę bazową i może się wydać nieadekwatna do długości kampanii. Nie odstraszy to zagorzałych graczy, bo ci będą prawdopodobnie bardziej zainteresowani rzeczami do zdobycia i podbicia, ale komu zależy na fabularnym rozwinięciu historii z "Diablo IV", ten może poczuć się lekko zawiedziony.
Nie zmienia to faktu, iż kto jak kto, ale Blizzard potrafi przytrzymać przed ekranem i uczynić swój tytuł równie nieśmiertelnym, co Mefisto. Szczęśliwie "Vessel of Hatred" to nie marketingowy myk mający na celu wyciągnięcie nam z portfela paru groszy (z ponownym podkreśleniem, iż cena wyjściowa jest deczko zbyt wysoka), ale przemyślany dodatek z opcjami, które mogą odmienić dotychczasową rozgrywkę, a samo Nahantu to jeden z ciekawszych graficznie regionów rozległego przecież świata "Diablo IV". I może dlatego towarzyszy mu uczucie niedosytu.