Córko, nie myśl złego! Nie jestem bezdomny. Nazywam się Jan Kowalski. Przyjechałem do córki. Trudno mi o tym mówić
Do Nowego Roku zostało kilka godzin. Wszyscy współpracownicy dawno rozbiegli się do domów, ale Kasi nikt nie czekał
Żeby nie wychodzić do pracy drugiego stycznia, postanowiła zrobić wszystko zawczasu.
W domu czekały na nią przygotowane wcześniej sałatki, owoce i butelka wina.
Nie miała dla kogo się stroić. Chciała tylko zdjąć buty na obcasie i włożyć miękką piżamę.
Tak się złożyło, iż z Tomkiem rozstali się kilka miesięcy temu, a rozwód był tak trudny, iż Kasia nie spieszyła się z nowym związkiem.
Teraz było jej wygodnie samej
Tomek próbował ją odzyskać, dzwonił kilka razy, ale Kasia nie chciała zaczynać od nowa. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, za dużo było między nimi trudności.
Nawet nie chciała o nim myśleć to przeszłość, po co psuć sobie święta.
Kasia wysiadła z autobusu. Jeszcze kilka kroków i będzie w domu.
Przed klatką na ławce zauważyła starszego mężczyznę. Obok niego stała mała choinka.
Pewnie do kogoś w gości! pomyślała.
Przywitała się, a on skinął głową, nie podnosząc wzroku.
Wydawało jej się, iż w jego oczach błysnęły łzy, ale uznała, iż to tylko odblask świateł, i wbiegła do klatki.
Wieczorem zrobiło się chłodno, a Kasia wzdrygnęła się.
Po prysznicu włożyła ulubioną puchową piżamę, nalała kawę i podeszła do okna.
Dziwne, ale starszy pan wciąż siedział na ławce.
Minęła już ponad godzina, a on tam jest. Do Nowego Roku dwie godziny. jeżeli przyszedł w gości, to dlaczego siedzi na zewnątrz? I ten błysk w oczach! zastanawiała się.
Nakryła stół, zapaliła lampki na choince, ale myśli wciąż wracały do samotnego staruszka.
Po pół godzinie znów wyjrzała. Mężczyzna wciąż tam siedział.
Może mu coś jest? Jeszcze się przeziębi.
Szybko narzuciła płaszcz i wyszła na zewnątrz.
Podeszła do ławki i usiadła obok niego.
Spojrzał na nią i odwrócił wzrok.
Przepraszam, wszystko w porządku? Zauważyłam, iż pan tu długo siedzi. Jest zimno. Może mogę jakoś pomóc?
Starzec westchnął:
Nic, córeczko. Wszystko w porządku, posiedzę jeszcze chwilę i pójdę.
Dokąd?
Na dworzec. Wrócę do domu.
To nie ma sensu. Nie chcę pana jutro znaleźć na tej ławce. Proszę wstać! Proszę, chodźmy do mnie. Ogrzeje się pan, a potem pojedzie tam, gdzie trzeba.
Ale
Żadnych ale! Chodźmy!
Kasia wiedziała, iż gdyby widziała ją teraz jej przyjaciółka Ania, to pewnie zrobiłaby wielkie oczy Ale Ani tu nie było, a zostawić starego człowieka nie mogła.
Dziadek wstał z ławki i wziął choinkę.
Mogę zabrać?
Oczywiście, dlaczego nie?
W mieszkaniu starzec skromnie postawił choinkę w przedpokoju, rozebrał się.
Każdy ruch sprawiał mu trudność widać było, iż trochę zmarzł.
Usiadł w kuchni, Kasia nalała herbaty, a on długo rozgrzewał dłonie na kubku. Wypił kilka łyków i podniósł wzrok.
Córko, nie myśl złego! Nie jestem bezdomny. Nazywam się Jan Kowalski. Przyjechałem do córki. Trudno mi o tym mówić
Z jej matką rozstaliśmy się dawno temu. To moja wina, poznałem inną kobietę.
Zakochałem się jak młodzieniec, nic więcej nie widziałem
Najpierw ukrywałem, potem żona dowiedziała się o mnie i Marysi, zaczęły się kłótnie, aż w końcu trzasnąłem drzwiami i poszedłem do tej, którą kochałem
Córka miała wtedy pięć lat.
Na początku przychodziłem, próbowałem pomagać, ale Elżbieta, moja była żona, była bardzo dumna. Nie przyjmowała niczego ode mnie, choćby alimentów nie chciała. Postanowiła pokazać, iż sama wychowa córkę.
Próbowałem pomagać przez moich rodziców, przez nią, ale ona na nic się nie zgadzała! Nic!
Zaczęła nastawiać córkę przeciwko mnie.
Pewnego razu przyszedłem do przedszkola, chciałem dać córce zabawki, ale uciekła, nie chciała ze mną rozmawiać, powiedziała, iż jestem dla niej obcy.
Wtedy zrezygnowałem, przestałem się pojawiać w jej życiu. Wyjechaliśmy z Marysią z miasta. Próbowałem wysyłać Elżbiecie pieniądze dla córki, ale zawsze je odsyłała.
W końcu przestałem. Zrozumiałem, iż Elżbieta niczego ode mnie nie przyjmie.
Dziesięć lat temu wróciliśmy z Marysią do tego miasta. Moich rodziców już nie było, więc zamieszkaliśmy w ich mieszkaniu.
Później je sprzedaliśmy, kupiliśmy mały dom na wsi, niedaleko miasta, i tam żyliśmy.
Z dziećmi nam nie wyszło
Dwa lata temu odeszła Marysia, i zostałem sam.
Nie wiem po co, dziś poszedłem do córki Nie liczyłem na przebaczenie.
Nie widziałem jej od lat. Mieszka w tym samym mieszkaniu, co kiedyś.
Kupiłem choinkę, przyszedłem do córki, ale nie wpuściła mnie
Rozumiem to
Po co przyszedłem? Co chciałem zobaczyć? Jestem dla niej obcy. Na co liczyłem?
Przecież niczego nie potrzebuję mam dom, dobrą emeryturę, mógłbym pomagać córce, bo to jedyna osoba, z którą mnie coś łączy!
Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Elżbieta pozwoliła mi widywać się z córką i być częścią jej życia!
Wyszedłem z mieszkania córki i długo szedłem, nie wiedząc dokąd. Tak trafiłem tutaj. Usiadłem na ławce i jakby zamarłem. choćby ruszać się nie chciałem. Pewnie tak bym i został
Ale los zdecydował inaczej! Chyba jeszcze jestem tu do czegoś potrzebny Dziękuję, córko, już się rozgrzałem, pójdę, poczekam na autobus i wrócę do domu.
Gdzie pan pójdzie w środku nocy? Autobus będzie dopiero rano, a za pół godziny Nowy Rok. Niech pan zostanie, pościelę panu na kanapie, a rano pojedzie.
Jan Kowalski spojrzał na Kasię.
Bardzo mi nie po drodze, córeczko! Mało kto teraz wpuściłby obcego. Szczerze mówią