„Córeczko, nie myśl źle! Nie jestem bezdomny. Nazywam się Mieczysław Szymański. Przyjechałem do córki. To trudno opowiedzieć”
Do Nowego Roku zostało kilka godzin. Wszyscy współpracownicy dawno rozbiegli się do domów, ale Jagody nikt nie czekał
Żeby nie wychodzić do pracy drugiego stycznia, postanowiła zrobić wszystko zawczasu.
W domu czekały na nią dwa sałatki, owoce i butelka wina, przygotowane wcześniej.
Nie miała dla kogo się stroić. Marzyła tylko, by zdjąć szpilki i włożyć miękką pidżamę.
Tak wyszło, iż z Wojtkiem rozstali się kilka miesięcy temu, a rozwód był tak bolesny, iż Jagoda nie spieszyła się z nowym związkiem.
Teraz było jej wygodnie samej
Wojtek próbował ją odzyskać, dzwonił kilka razy, ale Jagoda nie chciała zaczynać od nowa nic dobrego z tego nie wyjdzie, nie są dla siebie, zbyt skomplikowane.
Wspomnienia o nim były jak ciemna chmura po co psuć sobie święto?
Jagoda wysiadła z autobusu. Jeszcze kilka kroków i będzie w domu.
Pod blokiem, na ławce, nagle zauważyła starszego mężczyznę. Obok niego stała mała choinka.
Pewnie do kogoś w gości! pomyślała.
Przywitała się, a staruszek skinął głową, nie podnosząc wzroku.
Wydało jej się, iż w jego oczach błysnęły łzy, ale może to był tylko odblask świateł? Nie zastanawiała się długo i wbiegła do klatki.
Wieczorem zrobiło się mroźno, Jagoda wzdrygnęła się.
Po kąpieli włożyła ukochaną, puszystą pidżamę, nalała kawę i podeszła do okna.
Dziwne, ale staruszek wciąż siedział na ławce.
Minęła już godzina, od kiedy wróciłam. Do Nowego Roku dwie godziny. jeżeli przyszedł w gości, to czego siedzi na dworze? I ten błysk w oczach! myślała.
Nakryła stół, zapaliła lampki na swojej choince, ale myśli wciąż wracały do samotnego staruszka.
Po pół godzinie zerknęła przez okno mężczyzna siedział nieruchomo.
Może źle się czuje? Może zamarza?
Narzuciła gwałtownie futro i wyszła przed blok.
Podeszła do ławki i usiadła obok niego.
Spojrzał na nią i odwrócił wzrok.
Przepraszam, wszystko w porządku? Zauważyłam, iż długo pan tu siedzi. Jest zimno. Może mogę jakoś pomóc?
Staruszek westchnął:
Nic, córeczko. Wszystko dobrze, posiedzę chwilę i pójdę.
Dokąd?
Na dworzec. Wrócę do domu.
To nie ma sensu. Nie chcę pana tu rano znaleźć. Proszę wstać! Chodźmy do mnie. Rozgrzeje się pan, a potem pojedzie, dokąd trzeba.
Ale
Żadnych ale! Chodźmy!
Jagoda wiedziała, iż gdyby widziała ją teraz jej przyjaciółka Ania, zrobiłaby wielkie oczy Ale jej tu nie było, a zostawić starca nie mogła.
Dziadek wstał z ławki i wziął choinkę.
Mogę zabrać?
Oczywiście, proszę.
Weszli do mieszkania. Staruszek skromnie postawił choinkę w przedpokoju, rozebrał się.
Każdy krok sprawiał mu trudność, widać było, iż zmarzł.
Usiadł w kuchni, Jagoda nalała herbaty. Długo grzał dłonie na kubku, w końcu wypił kilka łyków i podniósł wzrok.
Córeczko, nie myśl źle! Nie jestem bezdomny. Nazywam się Mieczysław Szymański. Przyjechałem do córki. To trudno opowiedzieć
Z jej matką rozstaliśmy się dawno, to moja wina, poznałem inną kobietę.
Zakochałem się jak chłopak, niczego nie widziałem
Najpierw ukrywałem, potem żona dowiedziała się o mnie i Marysi, w domu zaczęły się kłótnie, aż pewnego dnia trzasnąłem drzwiami i poszedłem do tej ukochanej.
Córka miała wtedy pięć lat.
Najpierw przychodziłem, próbowałem pomagać, ale Hania, moja była żona, była zbyt dumna. Nie przyjęła nic, choćby alimentów nie chciała, postanowiła udowodnić, iż sama wychowa córkę.
Próbowałem pomagać przez rodziców, przez nią, ale ona na nic się nie zgadzała! Nic!
Zaczęła nastawiać córkę przeciwko mnie.
Pewnego razu przyszedłem do przedszkola, chciałem dać córce zabawki, ale uciekła, nie chciała ze mną rozmawiać, powiedziała, iż jestem dla niej nikim.
Wtedy się poddałem, zniknąłem z jej życia. Wyjechaliśmy z Marysią z miasta. Próbowałem wysyłać pieniądze Hani dla córki, ale zawsze wracały.
Przestałem je. Zrozumiałem, iż Hania nigdy nic ode mnie nie przyjmie.
Dziesięć lat temu wróciliśmy z Marysią do tego miasta. Rodziców już nie było, zamieszkaliśmy w ich mieszkaniu.
Potem je sprzedaliśmy, kupiliśmy dom na wsi, niedaleko miasta.
Z dziećmi nam nie wyszło
Dwa lata temu odeszła Marysia i zostałem sam.
Nie wiem po co, dziś poszedłem do córki Nie liczyłem na przebaczenie.
Nie widziałem jej od lat. Mieszka w tym samym mieszkaniu, co kiedyś.
Kupiłem choinkę, przyszedłem do córki, a ona nie wpuściła mnie choćby za próg
Rozumiem to
Po co przyszedłem? Czego chciałem? Jestem dla niej obcy. Na co liczyłem?
Przecież niczego nie potrzebuję mam dom, dobrą emeryturę, mógłbym choćby pomóc córce, bo to jedyna bliska mi osoba!
Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Hania pozwoliła mi widywać się z córką, uczestniczyć w jej życiu!
Wyszedłem z mieszkania i szedłem długo, nie wiedząc dokąd. Tak tu trafiłem. Usiadłem na ławce i jakby zamarłem. choćby ruszać się nie chciałem. Pewnie tak bym i został
Ale los chciał inaczej! Pewnie jeszcze do czegoś jestem tu potrzebny Dziękuję, córeczko, już się rozgrzałem, pójdę, poczekam na autobus i wrócę do domu.
Gdzie pan pójdzie w nocy? Autobus będzie dopiero rano, za pół godziny Nowy Rok. Niech pan zostanie, pościelę panu na kanapie, a rano pojedzie.
Mieczysław Szymański spojrzał na Jagodę.
Bardzo mi nie po drodze, córeczko! Mało kto teraz wpuściłby obcego Szczerze, nie chcę dziś być sam. jeżeli pozwolisz, zostanę. Rano pojadę.
Uz