Właśnie padł kolejny. Tym razem dotyczy on sprzedaży biletów na występy gwiazd rocka. Ustanowiła go brytyjska formacja Coldplay ze swoim tournée „Music of the Spheres”. W ciągu ponad dwóch lat muzyków tej kapeli obejrzało na scenie w różnych częściach świata blisko 8,8 mln widzów. Za bilety na 153 widowiska zapłacili 946 mln dolarów. Takich przychodów z koncertów rockowych wcześniej nie było. Więcej, bo ponad miliard, przyniosło trwające w tej chwili tournée Taylor Swift, ale ona reprezentuje muzykę pop.
Tymczasem trasa Coldplay wciąż trwa i ma zakończyć się 16 listopada. Tuż za tym zespołem jest Elton John, którego pożegnalne tournée w latach 2018 – 2023 pod nazwą Farewell Yellow Brick Road zakończyło się wynikiem 939 mln dol. Trzecie miejsce zajmują muzycy U2, których trasa „360” (2009 – 2011) zaowocowała kwotą 736,4 mln dol.
Troska o środowisko a koncerty
A mało brakowało, żeby grupa Coldplay odwołała koncerty. Głównie w trosce o środowisko. Występy zanieczyszczają atmosferę i potęgują efekt cieplarniany. Zarówno przez samoloty, w których podróżują fani oraz wykonawcy, jak i przez zabiegi organizacyjne, których każde widowisko wymaga. Ponadto członkowie Coldplay uważają, iż ich koncerty niepotrzebnie zużywają tak potrzebny wszystkim prąd.
Ostatecznie jednak występują, ale podczas trasy promują ekologię i wytwarzają, z pomocą fanów, niezbędny do przeprowadzenia koncertów prąd. Służą do tego ustawione przed estradą elektrorowery. Kiedy widzowie pedałują, generują prąd. Dodatkową energię dostarczają kinetyczne platformy, również rozstawione przed estradami. Widzowie na nich skaczą, generując prąd. A robią to chętnie, bo przy hitach Coldplay trudno ustać w miejscu.
Grupę tworzą byli studenci University College London (UCL) – Chris Martin (wokalista śpiewający barytonem i falsetem), Jonny Buckland (gitara), Guy Berryman (bas) i Will Champion (perkusja). Podwaliny pod zespół stworzyli Martin i Buckland, którzy w 1996 roku założyli duet Pectoralz. Kiedy dołączyli do nich Berryman i Champion, zmienili nazwę na Starfish. Jednak swoją pierwszą małą płytę „Safety” (1998) podpisali Coldplay. Nazwa ta bardziej przypadła im do gustu, więc przy niej zostali.
Muzyczne inspiracje
„Pierwszą grupą, w której się zakochałem, była A-ha, ta od piosenki «Take On Me»” – opisuje wokalista Coldplay swoje muzyczne inspiracje. „Mam zamiar wyrazić moje przywiązanie do ich utworów tatuażem. Będę miał na ramieniu logo grupy. Później przypadły mi do gustu piosenki Michaela Jacksona. Słuchałem też muzyki kościelnej i polubiłem kapelę James. Kiedy zaczynaliśmy jako Coldplay, byłem pod wrażeniem twórczości U2 i Radiohead. Można usłyszeć wpływy muzyki tych grup w naszych wczesnych nagraniach. A kiedy internet eksplodował, słuchałem wszystkiego, co wpadło mi w ucho”.
Członkowie Coldplay nie mają cech estradowych gwiazd. Nie przyozdabiają twarzy wymyślnym makijażem i nie noszą ekstrawaganckich strojów. Martin choćby nie ma szczególnie charakterystycznego głosu, jak niektórzy frontmani grup rockowych.
„Rzadko prezentujemy covery, bo nie jesteśmy w tym dobrzy” – twierdzi lider Coldplay, który nie wierzy w swój talent wokalny. „To właśnie dlatego gramy głównie nasze kompozycje. Zacząłem pisać piosenki, kiedy miałem kilkanaście lat, bo stwierdziłem, iż nie wychodzi mi śpiewanie obcych utworów”.
Debiut
Grupa zadebiutowała albumem „Parachutes” (2000). Płytę dostrzeżono nie tylko w Wielkiej Brytanii. Docenili ją także członkowie amerykańskiej Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji, która przyznaje nagrody Grammy. Autorzy płyty otrzymali złoty gramofon – symbol tego wyróżnienia – w kategorii „Najlepszy album alternatywny”. Później otrzymali Grammy jeszcze sześć razy. Mimo braku cech szczególnych muzycy Coldplay odznaczają się estradową charyzmą i grają piosenki, które przyciągają uwagę. O ile na pierwszych longplayach przeważały brzmienia pop-rockowe, nierzadko w łagodnych klimatach, czego przykładem przebój „Trouble”, o tyle później muzycy urozmaicali aranżacje o style synth-pop, electropop, a choćby wkraczali w rejony dźwięków rodem z kosmosu. Tak jest na najnowszym albumie grupy promowanym aktualną trasą.
Nie tylko zaskakuje ona urządzeniami do generacji prądu. Ma też oryginalny przebieg. Rozpoczęła się 18 marca 2022 roku na Kostaryce. Później zespół odwiedził m.in. Republikę Dominikany i Meksyk, żeby wreszcie trafić do Europy. Tournée nie ominęło Polski. Fani, którzy tupali na Narodowym do rytmu przebojów „Yellow”, „Viva La Vida”, „Clocks” i „Higher Power”, generując w ten sposób energię, prawdopodobnie do dziś pamiętają, żeby wyłączyć w domu zbędne oświetlenie.
„Koncert to jedyne takie wydarzenie, podczas którego różni ludzie gromadzą się w pokoju” – mówił Martin, kiedy w lipcu br. tournée „Music of the Spheres” dotarło do Finlandii.
Podobnie jak dziwne – choć proekologiczne – są działania zespołu na koncertach, równie niecodzienne i nie dla wszystkich zrozumiałe są jego muzyczne plany. Martin przewidywał, iż w 2025 roku grupa Coldplay przestanie nagrywać. Do tego czasu miała wydać jeszcze tylko trzy longplaye. „Później pozostaniemy razem i będziemy koncertować” – uspokajał fanów wokalista. „Ale nasza historia albumów zostanie zakończona. To tak samo jak dzieje Harry’ego Pottera. One też w pewnym momencie się kończą”.
Pierwsza z zapowiadanych płyt będzie miała tytuł „Moon Music” i ukaże się 4 października 2024 roku. Wersja CD powstanie w 90 proc. z poliwęglanu pochodzącego z recyklingu oraz z odpadów konsumenckich. Czy dwa pozostałe longplaye uda się muzykom stworzyć do przyszłego roku? „Nadal myślimy o trzech albumach, ale ich nagranie może zająć nam trochę więcej czasu” – koryguje wcześniejsze zapowiedzi Martin.