Już 16 listopada rozpocznie się tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE. Święto sztuki operatorów filmowych przyzwyczaiło toruńską publiczność do blichtru, czerwonego dywanu oraz wielkich gwiazd. Impreza hojnie dofinansowana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, kasę miejską Torunia oraz Energę (spółkę skarbu państwa) w tym roku boryka się jednak z niemałymi problemami. O co dokładnie chodzi w tej nierównej walce jednego człowieka z całym światem? Postaramy się poniżej wyliczyć najważniejsze tematy.
Odkąd festiwal zamienił Bydgoszcz na Toruń, stale podnoszonym tematem było miejsce festiwalowe. Do dziś najważniejsze wydarzenia festiwalu realizowane są w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki. Mieszcząca 800 osób sala koncertowa rokrocznie zostaje zaopatrzona w ekran kinowy. Wątpliwy komfort i dyskusyjna jakość projekcji oczywiście nie umykają organizatorom – od wielu lat podnoszony był temat budowy Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage – nowego serca filmowego tej części Europy. Bogata wizualizacja z gigantyczną Złotą Żabą z czasem zaczęła się materializować. W 2019 roku podpisano umowę w sprawie utworzenia i współprowadzenia Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage. Prezydent Torunia Michał Zaleski, dyrektor festiwalu Marek Żydowicz oraz ówczesny Minister Kultury Piotr Gliński zaczęli wdrażać w życie plan budowy, który oszacowano wówczas na 600 milionów złotych.
Czy Toruń potrzebuje tak wielkiej inwestycji? To pytanie stało się oczywiście kością niezgody oraz tematem licznych protestów (również mieszkańców Torunia). Ambitne plany okazały się jednak (i tutaj cytat z Ministerstwa Kultury po zmianie władzy w październiku 2023 roku) „nierealne”. W październiku filmowy świat obiegł komunikat Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który wezwał do wstrzymania budowy nowej stolicy filmu. Nowy resort zwraca uwagę na konieczność weryfikacji założeń całego projektu. Możemy więc zaryzykować stwierdzenie, iż Europejskie Centrum Filmowe Camerimage nie powstanie. W miejscu wyśnionego IMAXa pozostaną skromne Jordanki.
Wiatr wiał w oczy twórców festiwalu nie tylko z Warszawy. Wrocław oraz Poznań (lub mówiąc szerzej Ameryka i Wielka Brytania) także potraktowały Toruń chłodnym spojrzeniem. Listopadowe wielkie święto sztuki operatorskiej musi liczyć się z konkurencją. Odbywający się w podobnym terminie American Film Festival zyskał młodszego brata w postaci poznańskiego British Film Festivalu. Stało się więc jasne, iż rozpocznie się mały „wyścig zbrojeń” – każdy festiwal będzie chciał przyciągnąć widzów właśnie do siebie. British Film Festival postawił na efekt świeżości i efektowne pokazy specjalne. American Film Festival w walce o premiery filmowe wcale nie wpadł słabo na tle EnergaCAMERIMAGE. Wrocławskiemu festiwalowi udało się zorganizować polskie premiery filmów nagrodzonych Złotą Palmą (Anora), weneckim Złotym Lwem (W pokoju obok) oraz filmy głośne takie jak Maria Callas, The Brutalist czy The End. EnergaCAMERIMAGE może pochwalić się specjalnym pokazem Wicked (film, który dzień wcześniej będzie pokazywany w multipleksach), kinowym pokazem Blitz (które niedługo potem trafi na Apple TV) oraz prawdopodobnie jednym w Polsce pokazem Nickel Boys. W walce o polskie premiery Camerimage po prostu przegrało. Fakt, Camerimage stawia na gości. Do tego tematu jednak wrócimy.
Złośliwi napisaliby, iż jedni mają premierę Złotego Lwa, a inni premierę filmu, na planie którego zastrzelono operatorkę filmową. Odkładając jednak docinki na bok, nie sposób zignorować kontrowersje wokół światowej premiery filmu Rust, która będzie miała miejsce w Toruniu. Niezaznajomionym z głośną sprawą pokrótce przypominamy: w trakcie realizacji filmu Rust doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego doszło do śmierci operatorki Halyny Hutchins. Użyta w trakcie realizacji filmu broń nie została odpowiednio przygotowana, w wyniku czego w trakcie realizacji sceny Alec Baldwin śmiertelnie postrzelił Hutchins. Gdy EnergaCAMERIMAGE ogłosiło pokaz Rust, który, co więcej, będzie sygnowany frazą „seans ku pamięci Halyny Hutchins” rozpoczęła się medialna burza. Nie sposób nie zrozumieć głosów krytycznych – rozwijanie czerwonego dywanu przed producentami filmu, którzy (pośrednio lub nie – to temat na inne dywagacje) przyczynili się do śmierci członkini ekipy realizacyjnej jest wątpliwe etycznie i zwyczajnie niesmaczne.
Z gigantyczną, niespotykaną wcześniej na skalę polskich festiwali filmowych negatywną recepcją spotkał się z list otwarty dyrektora festiwalu Marka Żydowicza zamieszczony w Cinematography World. Żydowicz zasugerował, iż wzbogacenie programu o filmy reżyserowane przez kobiety oraz posiadające kobiety na stanowisku operatora skutkowałoby wzrostem liczby „przeciętnych filmów”. Brytyjskie Stowarzyszenie Operatorów Filmowych gwałtownie wydało oświadczenie, w którym uznało jego wypowiedzi za mizoginistyczne oraz bazujące na głębokim uprzedzeniu. Stanowisko BSC gwałtownie poparło Amerykańskie Stowarzyszenie Operatorów Filmowych oraz kolejne organizacje.
Marek Żydowicz gwałtownie wystosował list otwarty do stowarzyszenia będący odpowiedzią. On również okazał się jednak problematyczny. Żydowicz na drugi dzień musiał wystosować drugie oświadczenie, w którym precyzuje swoje słowa. Proszę jednak o nieuśmiechanie się pod nosem w trakcie czytania tej sytuacji – sprawa jest poważna!
W odpowiedzi do BSC Żydowicz napisał, iż cała sytuacja to nieporozumienie. Na stronie festiwalu czytamy: „Naprawdę, szczerze uważam, iż skierowane w opublikowanym na stronie BSC apelu, zarzuty skierowane wobec mnie są zdecydowanie chybione, a choćby uważam je za obraźliwe. Gdyby były prawdziwe to ten festiwal dawno już by nie istniał. Szacunek do drugiej osoby jest priorytetem moim, naszego festiwalu”. Żydowicz poprosił także o „nieużywanie pod jego adresem epitetów”, które nie sprzyja partnerskiej współpracy. Słowa „przepraszam” oczywiście zabrakło. Na dalsze negatywne reakcje nie trzeba było długo czekać.
Po dwóch dniach Żydowicz wystosował kolejne oświadczenie. Tym razem Marek Żydowicz przeprosił, jednak nie za swoje słowa a za „nieporozumienie”. Zapewnił, iż w przyszłości nie dopuści do tego rodzaju niejednoznaczności. „Nie było moją intencją deprecjonowanie osiągnięć twórczyń i twórców filmowych, które bardzo doceniam i szanuję. Nie ma w tym wypadku znaczenia, czy był to efekt złego doboru słów, czy tłumaczenia z języka polskiego na angielski” – napisał dyrektor Camerimage.
Na głośne reakcje znów nie trzeba było długo czekać. Dzień po oświadczeniu Żydowicza doszło do pewnego przełomu, który być może wpłynie na przyszłość całego festiwalu. EnergaCAMERIMAGE jak wiadomo stoi gośćmi. Przewodniczącą jury (wciąż) jest Cate Blanchett. Oprócz niej Toruń odwiedzą między innymi Łukasz Żal (autor zdjęć między innymi do Strefy intersów i Idy), Ed Lachman (Carol, Maria Callas), Greig Fraser (Diuna: część druga, Batman). Widomo już, iż nie dołączy do nich Steve McQueen, który zbojkotował festiwal. Reżyser Blitz nie przyjedzie do Torunia. W swoim stanowisku dla Hollywood Reporter reżyser podkreśla, iż przyczyną jego decyzji były słowa Marka Żydowicza. Przez jego oświadczenia do Torunia nie przyjedzie nagrodzony Oscarem reżyser, którego film miał otworzyć festiwal, a on sam miał otrzymać specjalną nagrodę. Kilka godzin później The Hollywood Reporter na Twitterze zacytował reakcję Żydowicza na rezygnację Steve’a McQueena. Dyrektor festiwalu Camerimage ponownie przeprosił oraz stwierdził, iż ta sytuacja może stać się szansą na rozmowę o wspólnej przyszłości.
Co wydarzy się dalej? Cate Blanchett wciąż nie zabrała głosu. Na ten moment wszystko wskazuje na to, iż przyjedzie to Torunia i ramię w ramię z Markiem Żydowiczem otworzy festiwal. Pewne jest jedno: tegoroczne problemy Camerimage z pewnością przełożą się na kształt wydarzenia w kolejnych latach. Przerwanie budowy wielkiego centrum festiwalowego, liczne kontrowersje oraz wzrastająca konkurencja na stałe osłabią toruńską imprezę. Prawdę mówiąc, to trochę przykre, iż tak hojnie dotowany festiwal, który przez lata cieszył się specjalnymi względami władzy (przez co miał nieco oczywiście nieco łatwiej) jest w tej chwili w tak mizernej kondycji. Pieniądze oraz czas zainwestowane w projekt Camerimage mogą okazać się stracone, a misja wytworzenia w Polsce festiwalu na miarę Cannes, Berlinale i Wenecji klęską. Ogromny skandal jaki wywołały wypowiedzi dyrektora festiwalu powinny skłonić organizatorów do rewizji własnych priorytetów. To sytuacja trudna choć jednoznaczna – masowa krytyka branży operatorów filmowych spotkała się z jednoznaczną agresją i brakiem pokory. Czy da się w taki sposób organizować tak wielką imprezę branżową? Z drugiej strony, czy festiwal znajdzie odwagę i możliwość by odsunąć pomysłodawcę, założyciela oraz szefa wszystkich szefów?
korekta: Anna Czerwińska