Co pokaże warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w nowej siedzibie | Fundamenty i nadbudowa

polityka.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Marta Ejsmont


Blisko dwie dekady czekało warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej na docelową siedzibę. Jak spożytkowało te minione lata i co zaoferuje pod nowym dachem od 25 października? Zacznijmy od krótkiego przypomnienia krętej ścieżki lokalowej. MSN powołano do życia w 2005 r. i początkowo sprawy toczyły się tak szybko, iż aż miło było patrzeć. W 2006 r. ogłoszono konkurs architektoniczny na projekt siedziby, a w kolejnym ogłoszono jego wyniki. Poziom był wysoki, zwyciężyła wizja Szwajcara Christiana Kereza, wybrana z ponad stu propozycji. Jednak w 2012 r., po różnych perturbacjach, władze stolicy umowę z architektem zerwały. W 2014 r., już bez konkursu, powierzyły przygotowanie projektu firmie Thomas Phifer & Partners. Trzeba było kolejnych dziesięciu lat, by owa budowlana epopeja dobiegła końca. Przypomnę, iż sąsiadujący z MSN monumentalny Pałac Kultury i Nauki stawiano przez niecałe cztery lata.

Z perspektywy odbiorców sztuki najbardziej istotne wydają się dwie rzeczy: wystawy czasowe oraz kolekcja stała. Tytuł historycznie pierwszej wystawy przygotowanej przez MSN był średnio zachęcający i brzmiał raczej jak zaproszenie na seminarium uniwersyteckie: „Kiedy rano otwieram oczy, widzę film. Eksperyment w sztuce Jugosławii w latach 60. i 70.” (2008 r.). Wydaje się, iż orientowano się wówczas na koncepcję muzeum jako rodzaju ośrodka badawczego sztuki Europy Środkowo-Wschodniej. A zamykanie się w kokonie regionalnych branżowych fascynacji nie wróżyło placówce społecznego sukcesu.

Przełom przyniosła zorganizowana w 2012 r. wystawa „Nowa Sztuka Narodowa”. Intrygujący temat i interesujący dobór prac sprawiły, iż po raz pierwszy o wystawie w MSN pisało się i mówiło naprawdę dużo, nie tylko w środowisku sztuki współczesnej. Wcześniej dbano i rozbudowywano wizerunek muzeum jako instytucji eksperckiej, badawczej, nieco elitarnej. Tym pomysłem MSN udowodnił, iż ważna jest także druga „nóżka”, dla której fundamentami są popularność, masowość, dostępność, choćby pewna doza blockbusterowego sznytu.

Idź do oryginalnego materiału