Co Gmail zrobił z pocztą e-mail

cyberfeed.pl 2 miesięcy temu


Gdy Gmail pojawił się po raz pierwszy w 2004 rokupomysł posiadania czegoś, co wydawało się niekończącą się przestrzenią na pocztę e-mail, był rewolucyjny. Większość płatnych usług udostępniała kilka megabajtów przestrzeni, a tutaj Google obiecał pełny gigabajt (który wówczas wydawał się ogromny) za darmo. Przełączyłem się na Gmaila w 2005 roku, niedługo po jego pierwszym wprowadzeniu (przynajmniej kwiecień tego roku to najwcześniejszy e-mail, jaki znalazłem na moim pierwszym koncie) i ja – wraz z działka innych użytkowników — od tamtej pory nie oglądałem się wstecz.

Od dwudziestu lat Gmail jest moją główną aplikacją do obsługi poczty e-mail i nauczyłem się dostosowywać ją do własnych potrzeb. Stworzyłem na przykład reguły, które automatycznie umieszczają niestandardowe etykiety na odpowiednich e-mailach (etykiety takie jak Konwencje, Książki lub w pierwszych miesiącach pandemii covid-19 Maski). Od razu dodaję gwiazdkę do każdej wiadomości, którą uważam za istotną i zwykle pamiętam, żeby sprawdzić ją później. „Odkładam” przypomnienia o rachunkach, aby pojawiły się ponownie na tydzień przed terminem płatności. Staram się też być na bieżąco z nowymi funkcjami (i po królewsku wkurzyłem się na Google’a wycofywanie swojej fajnej aplikacji Inbox).

Jednak z biegiem lat Gmail dodał mnóstwo funkcji, które reklamuje jako „ulepszenia”, ale niektóre z nich wydają mi się irytujące. Na przykład funkcja autouzupełniania sugeruje słowa lub frazy, których możesz używać w wiadomościach e-mail podczas pisania, co, jak sądzę, może być przydatne, ale często jest to uciążliwe, ponieważ proponowany język zakłóca mój tok myślenia. Co gorsza, wyszukuje reklamy rzeczy, których nigdy nie będę potrzebować i umieszcza je na górze mojej listy e-mailowej. (I nie, Google, nie mam zamiaru „dostosowywania” mojego konta.) Ostatnio mógłbym obejść się bez ciągłych sugestii, żebym wypróbował funkcje sztucznej inteligencji Google, kiedy jestem w stanie doskonale pisać własne e-maile, dziękuję bardzo.

Jednak ostatnio sprawdzałem, iż mam osiem kont Gmail: dwa konta osobiste, z których w tej chwili korzystam do większości moich e-maili; konto firmowe dla Krawędź; jedno konto, którego używam do testowania aplikacji; trzy konta, które założyłem jako freelancer dla firm, w których już nie pracuję; i jeden, który… cóż, zapomniałem, dlaczego go stworzyłem. (I to nie obejmuje trzech, które niedawno usunąłem po napisaniu artykułu jak znaleźć stare i zapomniane konta.)

Ale jak wspomniałem, ja przełączony do Gmaila w 2005 r. — co oznacza, iż ​​korzystam z poczty e-mail znacznie wcześniej. (Nadal pamiętam mój oryginalny adres CompuServe z końca lat 80., co było po prostu serią liczb oddzielonych przecinkiem.) Na półce w moim biurze mam kilka starych dysków twardych, w większości wypełnionych na wpół zapomnianymi plikami i e-mailami czekającymi na ponowne odkrycie. Tych e-maili nie ma w Gmailu. W ogóle nie są w chmurze. Jedynymi osobami, które mają ich kopię, są moi korespondenci i ja — innymi słowy, jest to adekwatnie prywatna komunikacja jeden na jeden. Któregoś dnia, gdy będę miał czas, będę mógł je przynieść, przeczytać i zdecydować, czy chcę je zatrzymać. I jeżeli tak nie zdecyduję, nikt – ani nic – nie będzie w stanie ich przeczytać, przeszukać ani zeskrobać.

Dawno, dawno temu, przed chmurą

W mrocznych wiekach, przed Gmailem, Yahoo Mail i innymi bezpłatnymi aplikacjami opartymi na chmurze, większość e-maili była wysyłana albo za pośrednictwem usług płatnych, albo w otoczonych murem ogrodach. W pierwszym przypadku płaciłeś usługodawcy za konto e-mail i pobierałeś pocztę do aplikacji działającej tylko na Twoim komputerze — aplikacji o nazwie takiej jak Pine, Eudora, Pegasus Mail lub Thunderbird.

W większości przypadków nikt nie skanował Twojego e-maila, żeby dowiedzieć się, kiedy ostatni raz kupowałeś buty, czy kupowałeś ubezpieczenie samochodu lub czy ostatnio kupowałeś prezenty dla nowego dziecka swojego krewnego. Nikt nie zbierał tych informacji i nie sprzedawał ich dostawcom, aby mogli umieszczać reklamy na Twoich listach e-mailowych lub zaskakiwać Cię dodatkowymi wiadomościami promocyjnymi. Twój e-mail znajdował się wyłącznie na Twoim komputerze. Po pobraniu i usunięciu z serwera był tylko Twój — możesz go zapisać, usunąć lub stracić.

Ale co zrobiłeś nie była pozornie nieograniczona ilość przestrzeni. Tak naprawdę dobrym pomysłem było ustawienie aplikacji poczty e-mail tak, aby automatycznie usuwała wiadomości e-mail z serwera zaraz po ich pobraniu na komputer. Dlaczego? Ponieważ Twoja usługa zapewniała określoną ilość miejsca na dysku i jeżeli pozwolisz na gromadzenie się e-maili, ilość miejsca nieuchronnie osiągnie maksimum, co też zrobiłeś nie chcę się wydarzyć. (Na przykład wtedy, gdy „tymczasowo” ustawiłem serwer tak, aby nie usuwał go po pobraniu i zapomniałem go zmienić; po miesiącu zacząłem otrzymywać telefony od osób, których e-maile do mnie zostały odesłane.)

Czy to było coś złego? Nie koniecznie. jeżeli tak jak ja jesteś zbieraczem, jest to doskonały sposób na kontrolowanie tej tendencji. Nie wspominając o tym, iż zachęcało to do natychmiastowego podejmowania decyzji o tym, co warto oszczędzać, a co nie, zamiast pozwalać, aby leżało w czymś, co można było porównać do wirtualnej piwnicy, aby pewnego dnia ponownie je zbadać.

Z drugiej strony…

Istnieją oczywiście powody, dla których Gmail i inne usługi poczty e-mail oparte na chmurze radzą sobie tak dobrze, choćby poza zwiększoną ilością miejsca na dane. Łatwość dostępu jest najważniejsza. Dostępność e-maili z kilku lat, które można przywołać w każdej chwili, jest naprawdę wygodna.

Na przykład zainspirowany napisaniem tego artykułu zacząłem przeglądać e-maile, które wymieniłem z moją mamą, która zmarła w grudniu ubiegłego roku, i od razu znalazłem jednego z 2016 roku, w którym pytała, w jaki sposób można jej przesłać faksem dokument dzięki drukarki. Moja odpowiedź wówczas:

Biorąc to pod uwagę, mając wybór, wolałbym wysyłać dokumenty pocztą elektroniczną, a nie faksować. Jest to nie tylko dużo łatwiejsze, ale oznacza, iż ​​zawsze mamy w Twoim e-mailu kopię, którą możemy wyszukać, jeżeli wydrukowana kopia zaginie.

W ten sposób mogę w tej chwili gwałtownie znaleźć e-maile od znajomych, rodziny i współpracowników dotyczące nadchodzących spotkań, odbytych wcześniej podróży lub książki, którą obiecałem pożyczyć komuś wiele lat temu. (Nie wspominając o tym, iż w tamtym czasie próba opowiedzenia mamie o korzystaniu z drukarki do odbierania faksu wymagałaby wielu godzin wyjaśnień i frustracji.)

Istnieją inne e-maile od niej i do niej, które mają bardziej emocjonalną treść i bardzo się cieszę, iż mogę je ponownie przeglądać. (I tak, ja też upewnij się, iż utworzyłem kopię zapasową na wszelki wypadek moje konto Gmail). Gdybym jednak chciała wyszukać e-maile od mojego ojca, musiałabym zacząć przeglądać niektóre z dysków twardych na mojej półce — ponieważ zmarł w 2001 r., więc wszelkie e-maile, które otrzymaliśmy, wymienione są tam. Gdzieś.

Chociaż czasami wspominam, jak radziłem sobie z pocztą elektroniczną przed Gmailem, muszę przyznać, iż szukanie e-maili mojej matki zajmowało może dwie minuty; Znalezienie dysku twardego, na którym znajdują się e-maile mojego ojca, podłączenie go i przeszukanie zajęłoby trochę czasu działka dłużej. Tak naprawdę, kiedy już znajdę jego wiadomości, czy nie byłoby sensowne przesłanie ich do magazynu w chmurze, aby uczynić je bardziej dostępnymi dla innych członków rodziny, choćby jeżeli to również sprawi, iż będą mniej prywatne? To dylemat.

Niektórzy z moich rówieśników — ci, którzy pamiętają też czasy sprzed Gmaila — prawdopodobnie będą się śmiać z pomysłu, iż choć na chwilę chciałbym wrócić do tego, co było. Nie mogę jednak powstrzymać się od od czasu do czasu zerknięcia na tę półkę w moim biurze i zastanowienia się, jakie skarby kryją te dyski twarde — skarby, których Google, Apple ani żaden inny obecny dostawca poczty e-mail w chmurze nigdy nie zobaczy. Są i pozostaną wyłącznie moje.



Source link

Idź do oryginalnego materiału