Clair Obscur: Expedition 33 – recenzja gry

popkulturowcy.pl 3 godzin temu

Rok 2025 to doprawdy wspaniały czas na granie w gry. W kwietniu premierę miała gra Clair Obscur: Expedition 33 i w mojej opinii jest to produkcja zasługująca na główną nagrodę GotY.

Clair Obscur: Expedition 33 to fenomen w branży, który dzieje się zdecydowanie za rzadko. Małe studio złożone z byłych pracowników Ubisoftu udowadnia, iż do tworzenia pięknych i wciągających gier wystarczy miłość do swojej pracy, około 30 osób, trochę czasu i brak ucisku wielkiej korporacji.

fot. kadr z gry

Napisać, iż się zakochałem w tym świecie, to jak nic nie napisać. Trudno będzie opisać moje odczucia z tej gry słowami, ale się postaram. Zacznijmy od fabuły. Świat spotkała magiczna katastrofa i został rozdarty. Opowieść zaczyna się w otoczonym z każdej strony oceanem mieście Lumiere – które jest odpowiednikiem Paryża. Mieszkają w nim zaś wyłącznie ludzie, który nie skończyli 34 lat, ponieważ w tym świecie istnieje Malarka, która co roku, malując nową liczbę na Monolicie, wymazuje z istnienia kolejny rocznik – i tak już od 67 lat. Pojawiła się zaraz po katastrofie i nikt nie wie kim, lub czym jest. Mieszkańcy nazwali to wydarzenie „Gommage”. Ludzie jednak nie poddali się i co roku wysyłają Ekspedycję w stronę Monolitu Malarki, żeby powstrzymać ją przed dalszym odliczaniem do końca ludzkości.

Ważne jest tutaj poczucie ciężaru, jaki towarzyszy „Gommage”. Widzimy to w pierwszych kilkudziesięciu minutach gry. Dzieci tracą rodziców, domy dla sierot są przepełnione, ulice pustoszeją. Nasz bohater musi natomiast pożegnać dziewczynę, którą kocha. To nie jest coś, co gracz – ani protagonista – gwałtownie zapomni. I to właśnie motywuje naszą drużynę do działania. Do poświecenia się dla tych, którzy pozostali.

fot. kadr z gry

Ta gra to klasyczny jRPG z twistem. Już tłumaczę, o co mi chodzi. W grze pojawia się 6 grywalnych postaci. Z nich tworzymy 3-osobową drużynę, przy pomocy której walczymy z przeciwnikami w systemie turowym. Dla każdej postaci zostało przygotowane osobne drzewko umiejętności, z którego wybieramy 6 używanych później w potyczkach. Do tego dochodzi jeszcze klasyczny rozwój cech, takich jak witalność, atak czy pancerz, i wybór pasywnych „run”, które dają bonusy. I tutaj pojawia się zapowiedziany twist, ponieważ, co rzadkie w tym gatunku, atak przeciwnika możemy zablokować i wyprowadzić kontrę, albo go uniknąć wciskając we właściwym czasie przycisk. Muszę też dodać, iż każda z postaci może też strzelać. Gra przechodzi wtedy w tryb wolnego celowania i pozwala nam wymierzyć w słaby punkt przeciwnika. Wprowadzenie takich mechanik do jRPG to nie tylko powiew świeżości – to także zachęta dla wszystkich, którzy narzekają, iż walki w tego typu grach są nudne.

Eksploracja odbywa się na zasadzie odwiedzania osobnych lokacji, do których docieramy na wielkiej mapie. Na początku nie mamy dostępu do wszystkich i dopiero z czasem odblokowujemy odpowiednie „narzędzia”. Lokacje to zamknięte obszary przypominające labirynty korytarzy. Nie są jednak na tyle zagmatwane, żebym się często gubił. Warto odwiedzać każdy kąt, bo gra jest bogata w sekrety i zadania poboczne. Szczególnie pod koniec fabuły. Znaleźć możemy przykładowo dzienniki z poprzednich ekspedycji, z których można się dowiedzieć dużo o historii świata. Są też ukryte memy!

fot. kadr z gry

Przechodząc do tematu grafiki, trzeba pamiętać, iż Clair Obscur: Expedition 33 to pierwsza gra studia Sandfall Interactive i dodatkowo – iż jest to produkcja AA. Mając to na uwadze, można się zachwycać. Trudno uwierzyć, iż stworzył to taki mały zespół. Ten świat jest pełen kolorów, gry światła i zapierających dech w piersiach widoków. Każde miejsce ma swój oryginalny motyw. Dostaliśmy na przykład podwodną lokację, tylko iż woda nie dotyka dna, po którym chodzimy. Nad nami pływają wieloryby, a my eksplorujemy wraki statków wśród wodorostów. Trzeba naprawdę docenić osoby odpowiedzialne za design poziomów.

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o GENIALNEJ ścieżce dźwiękowej, która od premiery towarzyszy mi nie tylko podczas gry. Soundtrack stworzył duet Lorien Testard i Alice Duport-Percier. Polecam przesłuchać przynajmniej utwory Lumiere i Monoco. Po tym będziecie wiedzieć, czego można się spodziewać po tutejszej muzyce. Jest niesamowicie zróżnicowana i jednocześnie się uzupełniająca.

Podsumowując, ta gra to dzieło sztuki. Łączy w sobie oryginalny świat, historię o niemożliwości pożegnań, przyjemną dla oka grafikę, świetny soundtrack, którego można słuchać jak zwykłego albumu i opowieść o tym, jak garstka osób pasjonująca się grami może tworzyć produkcje bijące na głowę wiele tytułów AAA. Składa się to na pozycję, od której trudno się oderwać. A to wszystko w bardzo niskiej cenie, bo gra kosztuje połowę tego, co trzeba wydać na większe produkcje.


Fot. główna: materiały promocyjne (Kepler Interactive)

Idź do oryginalnego materiału