Paul Greengrass, brytyjski reżyser, który niemal wyspecjalizował się w tworzeniu pełnych napięcia dramatów, bazujących na prawdziwych zdarzeniach, znowu opowiada o czymś, co rzeczywiście się wydarzyło. I robi to tak, iż w czasie seansu nie sposób usiedzieć w miejscu. Tym razem sięgnął po książkę Lizzy Johnson, w której precyzyjnie, godzina po godzinie, został opisany przebieg jednego z najbardziej tragicznych pożarów w historii Kalifornii. Doszło do niego w listopadzie 2018 roku, a symbolicznym bohaterem tamtych dni został pewien niepozorny kierowca szkolnego autokaru.
Autokar w ogniu
Kevin McKay (wciela się w niego dawno niewidziany Matthew McConaughey i robi to znakomicie) to życiowy nieudacznik. Jako młody i skonfliktowany z ojcem chłopak, uciekł z rodzinnego miasteczka Paradise w Kaliforni, żeby realizować własne pomysły na życie. Nie wyszło mu to zbyt dobrze, więc po wielu latach wrócił i został, żeby zaopiekować się schorowaną matką, a także odbudować relację z nastoletnim synem. Zbyt dumny, żeby pogodzić się z ojcem, zanim zrobiło się na to za późno, sponiewierany złymi wyborami, bez żadnych osiągnięć, ani poważnego fachu w rękach, za pomocą którego miałby jakieś perspektywy na przyszłość, najął się do pracy jako kierowca szkolnego autokaru i próbuje normalnie żyć. Choć nie jest to łatwe, gdy jesteś przekonany, iż absolutnie nic ci nie wychodzi.
Jednak pewnego dnia wybucha pożar i Kevin zabiera do autokaru dwudziestkę dzieciaków wraz z nauczycielką Mary (w tej roli również niezwykle autentyczna America Ferrera). Zgodnie z planem ma ich wszystkich ewakuować w bezpieczne miejsce. Tylko iż nic nie idzie zgodnie z planem. Pożar błyskawicznie się rozprzestrzenia, ogień pochłania wszystko na swojej drodze, pada łączność, rośnie panika, a uciekający samochodami ludzie całkowicie blokują drogi. Apokaliptyczny ogień osacza autokar, więc Kevin musi się wykazać maksymalną determinacją i wolą przetrwania, żeby ocalić siebie i dzieciaki. Czy jeżeli mu się uda dostanie wreszcie od życia drugą szansę, w którą tak bardzo wierzy?

Walka z żywiołem i słabościami charakteru
Od początku wiadomo, jak to się skończy, ale w żadnym razie nie zmniejsza to napięcia, które narasta od pierwszych scen. Znakomite zdjęcia – autorstwa Pala Ulvika Roksetha – często robione jakby od strony nacierającego ognia, przekonująco ukazują gigantyczną skalę tego nieprawdopodobnego pożaru i przerażającą siłę niepowtrzymanego żywiołu. Wrażenie autentyczności podkreślają również prawdziwe nagrania straży pożarnej walczącej z nacierającym ogniem oraz świetny montaż, który gęstnieje wraz z rozwojem sytuacji i staje się coraz bardziej nerwowy, niepokojący, co świetnie oddaje rosnący strach, panikę i przerażenie ludzi, którzy ze wszystkich sił walczą o przetrwanie. Warto pamiętać, iż spłonęło wtedy 85 mieszkańców Kalifornii i 18000 domów. Ofiar nie było jeszcze więcej tylko dzięki heroicznym wysiłkom strażaków, którzy w pewnym momencie przestali walczyć z ogniem, ponieważ po prostu nie dało się go powstrzymać, a zamiast tego skupili się wyłącznie na ratowaniu ludzi.
Pod względem poziomu realizacji film ten w niczym nie ustępuje najlepszym blockbusterom kina katastroficznego i podobnie jak one na szczęście nie próbuje być czymś więcej. To prosta i podnosząca na duchu opowieść o walce z żywiołem, w której zawsze jesteśmy na przegranej pozycji, ale mimo to nie wolno się poddawać, bo tylko w ten sposób możemy przetrwać. Jest to także historia walki ze słabościami charakteru, w której dla odmiany zawsze możemy wygrać, o ile tylko staniemy na wysokości zadania. Kevin dał sobie radę, chociaż kiepski był z niego materiał na bohatera. Mimo to ocalił dzieci, nauczycielkę, a także samego siebie – pod każdym względem.
Gdzie obejrzeć „Zaginiony autokar”?
Film można obejrzeć na Apple TV w ramach abonamentu.