Chciała to załatwić po dobroci

newsempire24.com 1 miesiąc temu

— Halina Zawadzka, mówię pani ostatni raz! Albo pani wyniesie te graty z klatki schodowej, albo ja sama je wyniosę na śmietnik! — krzyczała Zenobia Kowalska, wymachując rękami przed drzwiami sąsiadki. — Co to za bezhołowie? Wózek zardzewiały, pudła stare, a teraz jeszcze rower przyprowadzili!

— Zeniu, uspokój się! — odpowiadała Halina, wychylając się zza drzwi. — Wózek wnuczce potrzebny, na działkę się wybiera. A rower Krzysiów, on przecież sport uprawia!

— Jaki Krzysio? Twemu wnukowi już trzydzieści lat! Kiedy on ostatnio na tym rowerze jeździł?

— A tobie co do tego? Nikomu nie przeszkadzamy!

— Jak nie przeszkadzacie? Wczoraj się o ten rower potknęłam, mało nie upadłam! Noga mnie do teraz boli!

Halina westchnęła i zamknęła drzwi. Wiedziała, iż Zenia tak łatwo nie odpuści. Sąsiadka była z tych, co uważają za swój obowiązek pilnować porządku w całym bloku, pouczać innych, jak żyć, i w ogóle wtrącać się nie w swoje sprawy.

A zaczęło się pół roku temu, gdy Halina przeprowadziła się do córki do miasta. Mieszkanie dostała po teściowej – niewielkie, ale przytulne. Córka Kinga namawiała, żeby mama sprzedała dom na wsi i zamieszkała bliżej.

— Mamo, no co ty tam sama siedzisz? — przekonywała. — Sklep daleko, lekarz daleko, a jak coś się stanie? Tu masz przychodnię pod nosem, i ja będę częściej wpadać.

Halina długo się opierała. Dom był jej gniazdkiem, gdzie z mężem spędziła prawie czterdzieści lat. Każdy kąt przepełniony wspomnieniami. Ale zdrowie zaczęło szwankować, więc w końcu się zgodziła.

Przeprowadzka okazała się kłopotliwa. Tyle rzeczy nazbierało się przez lata! Halina nie mogła zmusić się do wyrzucenia tego, co jeszcze mogło się przydać. Wózek, w którym woziła wszystkie wnuki, półki na książki, które mąż sam zbijał, stare fotografie w ramkach.

— Mamo, no gdzie ty to wszystko pakujesz? — denerwowała się Kinga. — Przecież masz maleńkie mieszkanie!

— Znajdę miejsce — upierała się Halina. — To pamiątki!

I rzeczywiście, część rzeczy musiała zostawić na klatce. Tymczasowo, oczywiście. Wciąż miała zamiar posegregować, coś oddać, coś wyrzucić, ale jakoś czas nie nadchodził.

Zenobia od razu zaczęła okazywać niezadowolenie. Najpierw aluzjami, potem wprost.

— Halina Zawadzka, a długo u was ten skansen będzie stał? — pytała, wskazując na wózek.

— Już niedługo posprzątam — odpowiadała Halina. — Po prostu czasu brak.

— Czas wszyscy mamy taki sam — ripostowała sucho Zenia.

Halina nie lubiła konfliktów. Zawsze starała się żyć w zgodzie, nie kłócić z sąsiadami. Na wsi wszyscy się znali, pomagali, wpadali w odwiedziny. Tu było inaczej. Ludzie żyli jak za murami, na klatce się witali, i tyle.

— Słuchaj, Zeniu — postanowiła spróbować dogadać się — może nie ma co się kłócić? Naprawdę niedługo posprzątam. Córka obiecała pomóc, ale ma teraz zaległości w pracy.

— Ile jeszcze można czekać? — nie ustępowała Zenobia. — Już pół roku minęło!

— Nie pół roku, tylko cztery miesiące — poprawiła Halina.

— Bez różnicy! Chciałam po dobroci, a wy nie rozumiecie!

Wtedy drzwi sąsiedniego mieszkania uchyliły się i wyjrzała siwa głowa Marianny Nowak.

— Dziewczyny, co się stało? — zapytała cicho.

— No właśnie, Marysiu — zwróciła się do niej Zenia — Halina klatkę zasypała gratami, a sprzątać nie chce!

— Nie mówiłam, iż nie chcę! — zaprotestowała Halina. — Powiedziałam, iż posprzątam!

— Kiedy? — naciskała Zenia.

— No jaki pies na kość! — nie wytrzymała Halina. — Przecież nikomu te rzeczy nie przeszkadzają!

— Mnie przeszkadzają! — wrzasnęła Zenia. — I nie tylko mnie! Marianna, niech pani powie, czy to normalne, żeby na klatce był skład złomu?

Marianna zmieszana spojrzała na obie sąsiadki.

— Nie wiem — bąknęła. — Mnie jakoś specjalnie nie przeszkadza…

— No widzisz! — ucieszyła się Halina. — Marysia to rozumny człowiek!

— Marysia się boi prawdę powiedzieć! — warknęła Zenia. — A ja mówię jak jest!

— Dziewczyny, proszę was — poprosiła Marianna. — Sąsiadki jesteście…

— Dobrze — zgodziła się Halina. — Nie kłóćmy się. Zeniu, obiecuję, iż do weekendu wszystko posprzątam. Dobrze?

— Do weekendu? — powtórzyła Zenia. — A dziś jaki dzień?

— Wtorek.

— To masz cztery dni. jeżeli w niedzielę zostanie tu choć jeden grat, sama wszystko wyniosę.

— Jak śmiesz? — oburzyła się Halina. — To moje rzeczy!

— A klatka wspólna! — cią— A klatka wspólna! — odcięła Zenia i trzasnęła drzwiami, podczas gdy Halina i Marianna wymieniły się porozumiewawczym spojrzeniem, wiedząc, iż w końcu, mimo wszystko, znajdą sposób, by żyć po sąsiedzku w zgodzie.

Idź do oryginalnego materiału