"Chaos" z Tomem Hardym już na Netfliksie. Mamy recenzję

filmweb.pl 3 dni temu
Zdjęcie: plakat


Na ten film czekaliśmy od lat, dając Garethowi Evansowi olbrzymi kredyt zaufania chociażby za imponujący "Raid", po którym wciąż świszcze nam w głowach. "Chaos" nie miał jednak łatwo, a jego realizacja trwała ponad cztery lata. I oto jest! "Chaos" właśnie zadebiutował na platformie Netflix. Pozostaje poczekać do wieczora, uzbroić się w popcorn i cieszyć spektaklem. Satysfakcja gwarantowana?

Jak pisze w swojej recenzji Gabriel Krawczyk: Evans jak nikt inny rytmizuje przemoc. Kamera jest tu pełnoprawnym uczestnikiem makabrycznej choreografii, niemal walczy w krótkim dystansie, podbijając siłę uderzeń, lekceważąc grawitację, mieszając pion z poziomem. Ale autor ma też kilka innych uwag. Fragment recenzji filmu "Chaos" znajdziecie poniżej. Cała jest dostępna na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

Na ekranie Timothy Olyphant, Forest Whitaker i Tom Hardy czujący się jak ryba w wodzie jako poturbowany detektyw na drodze do odkupienia.

recenzja filmu "Chaos", reż. Gareth Evans | Netflix


Tańce kuksańce połamańce
autor: Gabriel Krawczyk

Jeśli stare grzechy mają długie cienie, wiadomo już, czemu tu tak ciemno. Korupcja w policji, konszachty u władzy, narkomania i przemoc wszędzie indziej. ale oto przez labirynt szarych ulic przemyka on. Bohater? Raczej bieda-Batman w bieda-Sin City. Walker (Tom Hardy), szorstki detektyw o ciężkich pięściach i posiniaczonym sumieniu, żonę dawno do siebie zniechęcił, kilkuletnią córkę nieraz już zawiódł, w robocie ledwie go tolerują. Choć zdarzało mu się kompromitować policyjny etos, ma nasz glina przydatne w fachu talenty i kontakty. Ma też niestety długi do spłacenia. Gdy więc ubiegającemu się o reelekcję burmistrzowi (Forest Whitaker) zaginie syn uwikłany w gangstersko-policyjną intrygę, smycz na szyi Walkera boleśnie się zaciśnie. By znaleźć młodego, trzeba będzie zejść do półświatka i opróżnić niejeden magazynek. Kłykcie znów się pozdzierają, ale to sumienie oberwie najmocniej.


Neo-noir z niskim pomrukiem Hardy'ego przeplatanym koncertem na karabiny maszynowe, a za kamerą twórcy "Raid", jednego z najlepszych filmów kopanych XXI wieku… Brzmi jak przepis na arcydzieło gatunku? Gatunek gatunkowi nierówny. Kto indonezyjskie battle royale potrafił zamienić w kinetyczną poezję, niekoniecznie poradzi sobie z wielowarstwową intrygą, w której główna postać ujawnia moralne dylematy, metropolia chce być pełnoprawnym bohaterem opowieści, a fabularną stawkę kreuje się dzięki dialogów. I rzeczywiście, w "Chaosie" Gareth Evans zaledwie odbębnia sprawdzone tropy. Satysfakcjonują go gotowce.

Wojna gangów i skorumpowanych glin (z Timothym Olyphantem na czele) sprawia więc wrażenie niepotrzebnie zawiłej: plątanina wątków cierpi na długą ekspozycję, w dodatku brak jej odrobiny narracyjnej kreatywności. Obejrzeliście kilka kryminałów, więc żaden zwrot akcji Was nie zaskoczy. Postacie (jest ich legion) nie mają historii. Ich obecności na ekranie w większości brakuje treści, co czyni je figurami w nudnej szachowej rozgrywce. Przy nadmiarze wewnętrznych monologów i zdrad, które trzeba raz po raz wyjaśniać, owa charakterologiczna nijakość boli tym bardziej. Walker snuje z offu cyniczną opowieść o szwankujących wartościach, ale Evansowi-scenarzyście do Raymonda Chandlera daleko. Brutalna mowa ciała w scenach akcji mówi o bohaterze ciekawsze rzeczy niż pokazowa niechęć do ludzi i świata przeplatana zautomatyzowanym bluzgiem. O dziwo, bez iskry napisany glina jest bardzo w guście Toma Hardy’ego. Imponujący fizycznością, burkliwy aktor budzi napięcie samą niechlujną obecnością. Dziki zwierz w każdej chwili może się przecież przebudzić.

Całą recenzję filmu "Chaos" można przeczytać TUTAJ.

Zwiastun filmu "Chaos"








Idź do oryginalnego materiału