Chagall: król koloru. Kochamy jego talent, ale też życiorys. Nigdy nie osiadł na laurach | Król koloru

polityka.pl 22 godzin temu
Zdjęcie: Aoki Holdings


Sztukę jednych artystów się ceni, prace innych się lubi. Do tych drugich z pewnością należy Marc Chagall. Dlatego jego retrospektywa w wiedeńskiej Albertinie przyciąga tłumy. Za co lubimy Chagalla? Na pewno za jego życiorys. Sympatię budzi fakt, iż już jako dziecko wiedział, iż chce zostać malarzem. I mimo iż warunki społeczne (ojciec – tragarz ryb, matka – szwaczka, wielodzietna rodzina, rygorystyczne wobec Żydów prawa cesarstwa rosyjskiego) na artystyczną karierę dawały mu raczej niewielkie szanse, dopiął swego. Żył długo, bo blisko sto lat. Do tego w ruchu. Najpierw rodzinny Witebsk, później Petersburg, Paryż, Moskwa, znowu Paryż, ucieczka w ostatniej chwili (1941 r.) do Nowego Jorku, powrót do Francji, tym razem w okolice Saint-Paul-de-Vence.

Empatię na pewno budzi filmowa wręcz historia jego miłości do Belli. Poznali się w 1909 r. i podczas pierwszego pobytu w Paryżu Chagall bardzo za nią tęsknił. Porzucił więc obiecująco rozwijającą się karierę, wrócił do Rosji, by wziąć z nią ślub. To był mezalians – Bella pochodziła z bardzo zamożnej rodziny, odebrała staranne wykształcenie, udanie zaczęła karierę akademicką i… aktorską. A śmierć Belli w 1944 r. z powodu głupiego braku dostępu do penicyliny (bakteryjne zapalenie gardła) każe nam patrzeć na Chagalla z dużą czułością. Na wystawie jest kilka prac, którymi upamiętnił ukochaną. Od efektownej „Mojej narzeczonej w czarnych rękawiczkach” (1909 r.), przez pełne lirycznego uniesienia „Urodziny” i „Podwójny portret z kieliszkiem wina” z lat 1917–18, po pożegnalną „Scenę wiejską (w cieniu marzeń)” z 1944.

Kunstmuseum Basel„Autoportret”, 1914 r.

Lubimy i podziwiamy Chagalla także za jego pracowitość, która nigdy nie pozwoliła mu osiąść na laurach. Wiedeńską wystawę otwiera obraz „Dom w parku”, modernistyczny z ducha, ale dość konwencjonalny pejzaż z 1908 r. Zamyka zaś „Święta Rodzina” z 1980 r. To 72 lata udokumentowanej drogi twórczej, tak intensywnej, iż dziś kuratorzy nie mają przynajmniej bólu głowy, czym zapełnić wystawy mu poświęcone.

Idź do oryginalnego materiału