Cannes 2025 (I): Pierwsze zachwyty festiwalu czyli „Sound of Falling” i „Sirât”

boxoffice-bozg.pl 3 godzin temu

Pierwsze dni tegorocznego festiwalu w Cannes na papierze nie zapowiadały się jakoś niezwykle imponująco, w końcu imprezę otwierali mniej znani twórcy, a w przypadku Maschy Schilinski czy Olivera Laxe’a konkursowi debiutanci. Wyścig o Złotą Palmę zaczął się jednak niczym u Hitchocka – od trzęsienia ziemi. Sound of Falling i Sirat to filmy, które wzbudziły duże emocje na Croisette i są wymieniane jako faworyci najważniejszych nagród.

Sound of Falling (ocena 8) jeszcze na długo przed festiwalem miał ogromny buzz. Plotki głoszą, iż szef festiwalu na Lazurowym Wybrzeżu Thierry Fremaux tak zachwycił się obrazem Niemki, iż w ostatniej chwili skradł film z Berlinale, gdzie miał być początkowo pokazywany. Drugi fabularny film Schilinski opowiada o kilku pokoleniach kobiet na przestrzeni dekad XXI wieku, unikając przy tym linearności. Raz widzimy historię młodziutkiej Almy żyjącej na początku wieku, by potem przejść do współczesności i Lenki. Innymi przodującymi bohaterkami filmu są Angelika w latach 80. i Erika radząca sobie w dobie II Wojny Światowej.

Schilinski łączy te wszystkie historie w sposób ultra subtelny. Do tego stopnia, iż widz musi wykazać się sporą czujnością, by wyłapać przeskoki w epokach. Nie są one bowiem w jakikolwiek sposób anonsowane. Wydaje się, iż tak płynny montaż był strzałem w dziesiątkę, bowiem dzięki temu widz odbiera historie niespokrewnionych osób jako kolektywne przeżycie kobiet, a film jawi się jako spójny, a jednocześnie niezwykle oryginalny portret o międzypokoleniowej traumie.

Tytuł, czyli „dźwięk upadania”, trafnie odzwierciedla emocjonalny ciężar zawarty w treści, czyli wewnętrzne załamanie bohaterek, po którym trudno się pozbierać. Historie, jakie poznajemy, poruszają zarówno te dobre, jak i złe strony życia. W każdej z nich wyraźnie widać, z jakimi trudnościami kobiety musiały się mierzyć w różnych epokach. Traumatyczne doświadczenia takie jak gwałt, kazirodztwo, utrata bliskich czy wymuszona sterylizacja nie były im obce. Sound of Falling to trudny, ale przepiękny, poetycki i niezwykle poruszający film o czyhającym na każdym kroku złu, ale też o zakłóceniu niewinności okresu dojrzewania. Z pewnością ogłasza on nowy kobiecy głos w kinie europejskim.

Innym dziełem, który zachwycił festiwalowiczów na początku imprezy był Sirât (ocena: 8) Olivera Laxa. To pierwszy film tej edycji, który zszokował Cannes i sprawił, iż na Croisette nie mówiło się adekwatnie o niczym innym. Galicyjski twórca zabrał widzów w skąpaną w ravie i zmysłowym tańcu podróż, która jest trochę połączeniem Emy Pablo Larraina, Mad Maxa: Fury Road i, pod kątem kreowania napięcia, Ceny Strachu Henri Georges-Clouzot.

Laxe w swoim filmie nie bierze jeńców i jest absolutnie bezkompromisowy – ukazuje bowiem ludzi wystawionych na ekstremalną próbę i nie odwraca kamery gdy dotyka ich zło. Sirât jednak najbardziej zachwyca swoją unikalną formą i neomodernistyczną narracją, która znajdzie swoich fanów głównie na festiwalach kina artystycznego takich jak Nowe Horyzonty. Wydaje się, iż ma wszystko by stać się też filmem kultowym. Czy zachwyci Jury tegorocznego Cannes i Juliette Binoche? Czas pokaże, ale ma ku temu wszelkie argumenty.

Idź do oryginalnego materiału