Cannes 2023 (V): La dolce vita, czyli nowe filmy Alice Rohrwacher i Wima Wendersa

boxoffice-bozg.pl 1 rok temu

Informacja o nowym filmie Alice Rohrwacher w Cannes była dla mnie jedną z najważniejszych, jeżeli nie najważniejszą podczas kwietniowej konferencji prasowej festiwalu. Autorka Szczęśliwego Lazzaro i Cudów to mistrzyni realizmu magicznego i aktualnie najciekawsza włoska reżyserka. W tym roku do Cannes przywiozła La chimerę, jej najbardziej romantyczny film, ale też uroczą komedię.

Dziejąca się w Toskanii lat 80. La chimera (ocena: 8)opowiada historię Arthura (Josh O’Connor), byłego archeologa, który aktualnie wiedzie życie posępnego gangstera. Gdy widzimy go w filmie po raz pierwszy, Arthur dopiero co wyszedł z więzienia. Wcześniej poznał arystokratkę (Isabella Rossellini) i zakochał się w jej córce, Benjaminie. Teraz Benjamina już jednak nie żyje, co zmusza Arthura do niecnych czynów, by spotkać ją ponownie, a przynajmniej połączyć się z nią duchowo. Arthur zakłada gang i dzięki wykrywającej antyki różdżki jest w stanie odgadnąć położenie zakopanych skarbów Etrusków, a potem sprzedać je za ogromne pieniądze.

La chimera to największy pod względem skali i prawdopodobnie budżetu film Rohrwacher. Niektórymi elementami może wręcz przypominać Indianę Jonesa, którego nowa część też była pokazywana na tegorocznym Cannes, wszystko jednak Włoszka robi lepiej niż James Mangold. La chimera toczy się w fantastycznym tempie, jest pełna energii, a także humoru (najzabawniejszy film Rohrwacher) i cudownych dla oka sekwencji montażowych. Swoją nieuchwytnością i werwą świetnie oddaje postać Arthura, dla którego wszystko. co się w życiu liczy jest niewidoczne i nienamacalne (Benjamina). Z Rohrwacher po raz kolejny współpracowała genialna operatorka Helena Louvart, której zdjęcia (kręcone w 35mm, 16mm i super 16mm) znowu okazały się wybitnymi i idealnie pasującymi do historii oraz stylu autorki Cudów. Pozostaje jedynie żal, iż tegoroczne jury nie doceniło La chimery, sprawiając zatem, iż królowa włoskiego kina po raz pierwszy wyjechała z Cannes z pustymi rękami.

Z pustymi rękami z Lazurowego Wybrzeża nie wyjechał za to Wim Wenders (nagroda aktorska dla Koji Yakusho), dla którego Cannes 2023 to niespodziewanie wielki comeback i powrót do chwały. Poza konkursowym i nagrodzonym Perfect Days przywiózł też przecież umieszczony w pokazach specjalnych dokument w 3D Anselm. Ale zajmijmy się tym pierwszym. Perfect Days (ocena: 5) opowiada o toczącym samotne życie Hirayamie, na co dzień trudniącym się czyszczeniem tokijskich (jakże pięknych) toalet. W większości scen filmu Wendersa obserwujemy Hirayamie szczęśliwego, skrupulatnie wykonującego swoją pracę, czasem w akompaniamencie jego ulubionych piosenek, które są dominującym elementem w tym dziele i dla mnie to było sporym problemem.

Mówiąc wprost: nie kupiłem Perfect Days, choć rozumiem założenie: chęć pokazania, iż choćby najnudniejsze prace potrafią sprawiać radość, iż życie w rutynie potrafi być piękne i przyjemne, jeżeli czyta się Faulknera, słucha hitów pop lat 60 i po prostu chwyta każdy dzień. Dla mnie to jednak było mało prawdziwe, przekoloryzowane i przestylizowane. Sceny snów Hirayamy w czerni-bieli są pięknymi ujęciami, patrząc na nie osobno, ale nie były dla mnie spójne z całym dziełem. Piosenki (choćby tytułowe Perfect Day) wzruszają i poruszają, ale ich kumulacja w pewnym momencie sprawiła, iż miałem wrażenie, iż oglądam teledysk, a nie film fabularny. Perfect Days to ostatecznie jeden z tych filmów, które bardzo mocno próbuje być arthousem, ale ostatecznie staje się wręcz jego parodią. Chwalona przez wielu widzów finałowa scena niestety idealnie się w to wpisuje.

Idź do oryginalnego materiału