Była żona mojego męża zdecydowała, iż dzieci powinny spędzić wakacje z ojcem. A mnie ktoś o to zapytał?

przytulnosc.pl 2 miesięcy temu

Kiedy mój mąż oznajmił, iż jego dzieci będą spędzać u nas weekend, nie powiedziałam ani słowa, ale wewnątrz mnie wszystko się gotowało. Nie tylko to, ona również nalegała, aby mój mąż odprowadzał je do szkoły, bo ona potrzebuje odpoczynku. I tak, gdy tylko ci nastolatkowie przekroczyli próg naszego mieszkania, moje życie zmieniło się w prawdziwe piekło.

Chłopcy to już nie są małe dzieci. Młodszy ma 12 lat, a starszy 15. Choć mieszkają z nami tymczasowo, mój mąż przez cały czas regularnie płaci alimenty. Twierdzi, iż to rekompensata za to, iż jego była żona w maju wysłała ich na wakacje na własny koszt.

Od początku wiedziałam, iż mój mąż ma dzieci, i to mnie nie przerażało. Myślałam, iż to mnie nie dotknie. Co więcej, była żona ciągle próbowała wpłynąć na moje relacje z dziećmi, wypełniając ich głowy bzdurami o mnie. Irena obwiniała mnie za rozwód, choć nie miałam z tym nic wspólnego. Grała rolę ofiary, mimo iż nią nie była. Już od trzech lat obrażała mnie i próbowała odzyskać Szymona, ale jej wysiłki były daremne. Gdyby jej nie zdradził, sama nie złożyłaby pozwu o rozwód.

Zostawiła go w najgorszym momencie, gdy był chory, a ona wolała bawić się z innymi mężczyznami. Jego brat i mama opiekowali się nim, podczas gdy ona choćby go nie odwiedziła w szpitalu. Później oświadczyła, iż nie chce żyć z inwalidą. Szymon musiał wrócić do rodziców. Sąsiedzi szeptali za jego plecami, opowiadając, jak żona go zdradza. W końcu złożył pozew o rozwód, zostawiając jej cały wspólny majątek.

Gdy tylko dowiedziała się o jego relacji ze mną, zrobiła wszystko, żeby mnie wyeliminować. Ale Szymon gwałtownie się od niej odwrócił. Teraz mieszkamy w moim mieszkaniu i wychowujemy naszego syna. To jednak nie powstrzymało Ireny — przywiozła swoje dzieci do nas. Te dzieci, które mnie nienawidzą i nie szanują.

A ja muszę się nimi opiekować? Mieszkają z nami od miesiąca, a ja czuję, iż tracę rozum. Jak można żyć z dziećmi, które cię nienawidzą? Zachowują się tak, jakby mnie nie było. Kłócą się, są bezczelni, potrafią choćby popchnąć mnie lub mojego syna, a potem, gdy mąż jest w pobliżu, wszystkiego się wypierają. Zaproponowałam mężowi, żeby wysłał je do swoich rodziców, ale oni odmówili, wiedząc, jak trudne są ich wnuki. Teść niedawno miał udar i potrzebuje spokoju, co z takimi nastolatkami jest niemożliwe.

Wiele osób obwinia mnie o wszystko. Mówią, iż wiedziałam, na co się piszę. Może Irena powinna była oddać dzieci ojcu i zapomnieć. Ale kiedy wychodziłam za mąż za Szymona, wszystko wyglądało inaczej. Co robić dalej, nie wiem. Nie radzę sobie z tymi dziećmi. Szymon spędza całe dni w pracy, więc na pomoc z jego strony nie ma co liczyć. Ostatnio jego dzieci zaczęły kraść drobne sumy pieniędzy, ale to wciąż kradzież. Przy ojcu zachowują się jak aniołki.

Gdyby to zależało ode mnie, wyrzuciłabym je z domu. Ale nie chcę się rozwodzić. Bardzo kocham Szymona, a mój syn zasługuje na pełną rodzinę.

Z każdym dniem moja cierpliwość i siły maleją, spędzając czas w towarzystwie tych dzieci. Są jak z innego świata, świata, gdzie panuje chaos i bałagan. Moje próby nawiązania z nimi jakiejkolwiek relacji kończą się niepowodzeniem — odrzucają mnie jako swoją nową macochę, z otwartą pogardą.

Irena, była żona mojego męża, przez cały czas pozostaje cieniem, który przyćmiewa nasze życie. Jej dzieci stały się przedłużeniem jej złości i nienawiści do nas. Są jak jej poplecznicy, gotowi wypełniać jej polecenia, choćby nie wiedząc dlaczego.

Mój mąż, choć dostrzega mój smutek i cierpienie, jest bezsilny, by coś zmienić. Również cierpi z powodu tej sytuacji, ale jego dzieci są jego krwią, jego ciałem, i nie może ich odrzucić tak jak ja. W swojej bezradności tylko przynosi nowe troski, pozwalając tym dzieciom niszczyć naszą rodzinę, jak złodzieje włamujący się do naszego domu.

Dni zlewają się w jedno długie męczenie, i nie widzę końca tego koszmaru. Mój własny syn, mój mały chłopiec, rośnie w atmosferze nienawiści i agresji, a ja nie mogę go ochronić. Stoję na skraju przepaści, skazana na niekończące się cierpienie i rozpacz.

Gdzie jest wyjście z tego piekła? Nie widzę go. Rozwód to nie wyjście, to tylko więcej cierpienia i niezgody. Nie mogę po prostu uciec, zostawiając męża i mojego syna w ruinach. Ale życie w tym piekle staje się coraz trudniejsze z każdym dniem, każdym spojrzeniem pełnym nienawiści i pogardy.

Moja dusza jest zmęczona, moje serce złamane, i nie wiem, jak kontynuować tę walkę. Utknęłam w tym koszmarze, skazana na wieczne cierpienie.

Idź do oryginalnego materiału