Gdy rok temu, w piątek 6 grudnia, tygodnik "Polityka" poinformował o śmierci Stanisława Tyma, media natychmiast przypomniały, iż był świetnym aktorem komediowym, błyskotliwym satyrykiem, reżyserem, twórcą kabaretowym, autorem spektakli, scenariuszy, książek, felietonów i skeczy. Ale jeżeli zostanie zapamiętany z tego, iż zawodowo zajmował się rozśmieszaniem Polaków, to będzie to dla niego bardzo niesprawiedliwe. Bo ogromne poczucie humoru w cale nie było najważniejszą z jego zalet.
Jakie były te ważniejsze? Katarzyna Stoparczyk w książce „Tym. Człowiek szczery na trzy litery zwróciła uwagę na istotny szczegół. „Stanisław umiera 6 grudnia 2024 roku. W dniu Świętego Mikołaja, kiedy ludzie obdarowują się nawzajem i okazują sobie życzliwość” – napisała. Święty Mikołaj to biskup, który zasłynął z pomagania potrzebującym i troski o innych ludzi. Dokładnie to samo można powiedzieć o Tymie. Z jedną różnicą. Święty biskup wspierał jedynie ludzi. Tym otaczał opieką także zwierzęta. Swój dom na Suwalszczyźnie zmienił w przytułek dla porzuconych psów, które ratował. „Stanisław staje w obronie życia. Zawsze. Szanuje każdy jego przejaw” – napisała w swojej książce Stoparczyk. Jako przykład podała scenę, kiedy to Tym nie pozwolił koledze zabić muchy, bo – jak przekonywał – ona też ma prawo żyć.
„Lubię się śmiać, rozśmieszać. Ale dowcip bierze się z pesymizmu”
Szacunek do życia Tym miał od dzieciństwa. Urodził się w roku 1937, gdy miał dwa lata, wybuchła wojna. Jego tata poszedł walczyć, więc Staś i jego siostra byli pod opieką mamy. Mieszkali wtedy w Warszawie, w której codziennością były łapanki i uliczne egzekucje. Kilkuletni Tym przez te lata napatrzył się na śmierć, choć jego mama Romana robiła wszystko, by uchronić dzieci przed okropieństwami wojny. Nie zawsze jej się udawało.
Jedną z takich sytuacji opisała w swojej książce Stoparczyk. „Mały Staś zaczyna biec. Chce nadążyć za mamą, która wciąż przyspiesza. Nagle matka chwyta jego twarz w dłonie, próbując zasłonić mu oczy. A on widzi i tak. Tych dwoje, do których zapuka Gestapo, a oni w rozpaczy skoczą z balkonu swojego mieszkania. I tę krew, która wartko popłynie rynsztokiem, udając deszczówkę”.
Czytaj także: Stanisław Tym popularność zdobył w „Rejsie”, wykreował wiele postaci. Dziś media obiegła informacja o jego śmierci
Potem jeszcze wielokrotnie był świadkiem ulicznych egzekucji. Nauczył się, jak łatwo jest stracić życie. kilka brakowało, by sam je stracił. To właśnie w czasie wojny po raz pierwszy dało o sobie znać to wyjątkowe szczęście. Gdy 1 sierpnia 1944 roku wybuchło Powstanie Warszawskie, Staś z mamą zeszli do piwnicy jednej z kamienic w Śródmieściu. Wyszli z niej tylko raz, gdy mama chciała ich wykąpać. Tym wspominał, iż wieczorem zabrała jego i siostrę do ich mieszkania. Ta kąpiel miała być chwilą oddechu od dusznej piwnicy, ale prawie skończyła się tragedią. Gdy Staś i jego siostra pluskali się w balii, obok kamienicy eksplodował pocisk. Wybuch był tak potężny, iż woda z wanienki wylała się na podłogę. Romana gwałtownie ubrała dzieci i wróciła z nimi do piwnicy. Wyszli z niej dopiero po kapitulacji powstania.
Wojna go zmieniła. Sprawiła, iż przedwcześnie wydoroślał. „Dla mnie świat od początku życia był szalenie dotkliwy, morderczy, niebezpieczny. Wydaje mi się, iż z charakteru jestem skrajnym pesymistą i to mi pozwala z tego wszystkiego żartować. Bo nie mam innej szansy. Przejmować się tym nie mogę, traktować serio - też nie” – powiedział kiedyś. Powtarzał też, iż ten pesymizm nie pozwala mu wierzyć w to, iż ten „okropnie ponury” świat kiedykolwiek stanie się lepszy. A mimo to przez całe życie starał się go naprawiać, pomagając innym.
„Stanisław daje szansę każdemu”
Wbrew temu, czego doświadczył w czasie wojny i potem, w latach stalinizmu, Tym wierzył, iż każdy człowiek z natury jest dobry. „Ogólnie rzecz biorąc, mam amerykański stosunek do ludzi, czyli jeżeli kogoś nie znam, to zakładam, iż jest w porządku. Zdarza mi się rozczarować, ale tym bardziej doceniam, jeżeli się nie rozczaruję” – wyznał w jednym z wywiadów. Potwierdzili to jego przyjaciele, z którymi rozmawiała autorka jego biografii. Krystyna Janda powiedziała, iż Tym nie zrywał znajomości. „Chyba tylko wówczas, kiedy człowiek okazywał się świnią. A choćby wtedy Staś dawał mu szansę, choć niestety nie każdy z tej szansy korzystał. Stanisław daje szansę każdemu” – stwierdziła aktorka.
Tych, których poznawał bliżej, z którymi się przyjaźnił, traktował tak, jak Mały Książę traktował Różę. Czuł się za nich odpowiedzialny, bo ich „oswoił”. „Doświadcza tego także żona Stanisława, Anna Kokozow-Tym. (…) Para rozstaje się wiele lat przed śmiercią Stanisława. Dyskretnie, poza blaskiem ciekawskich fleszy. Anna umiera 4 lipca 2023 roku, wcześniej ciężko choruje. Stanisław dba o nią do końca jej życia, zapewniając kobiecie także bezpieczeństwo finansowe. I choć dawno nie ma wobec niej zobowiązań, wciela w życie słowa lisa, który w słynnej powiastce filozoficznej Antoine’a de Saint-Exupéry’ego wypowiada do Małego Księcia słowa: „Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś” – pisze w biografii satyryka Katarzyna Stoparczyk. Tak samo traktował przyjaciół. choćby pod koniec życia, gdy był już schorowany i słaby. Codziennie dzwonił, a każdą rozmowę zaczynał od pytania, czy wszystko w porządku i czy na pewno nie trzeba im w czymś pomóc. A gdy nie było w porządku, pomagał.
Czytaj również: Z byłą żoną rozstał się w nieznanych okolicznościach. Jeszcze bardziej tajemniczy był jego związek z Anną Nastulanką...
Dla mieszkańców wsi Zakąty, do której Tym przeprowadził się w 1978 roku, był jak Anioł Stróż. Pomagał im w polu, z wyjazdów do Warszawy przywoził prezenty, troszczył się o nich. „Stanisław traktuje sąsiadów jak rodzinę. Dba o ich zdrowie, a kiedy trzeba, umawia wizyty lekarskie w Warszawie. (…) Jest uważny na potrzeby innych ludzi. Kiedy ze zdrowiem jednej z sąsiadek jest źle, a miejscowi lekarze nie mają pomysłu, jak ją leczyć, Stanisław przekonuje, by poddała się operacji w Warszawie. Kiedy ta w końcu się zgadza, wszystko pomaga załatwić. Dzisiaj kobieta cieszy się, iż dała się Tymowi do tego pomysłu namówić, ponieważ operacja uratowała jej życie” – czytamy w książce „Tym. Człowiek szczery na trzy litery".
Ostatnia podróż z ukochaną mamą
Sąsiedzi z ukochanej wsi odwdzięczali mu się za to, iż się nimi opiekował. Traktowali go jak „swojego chłopa” i wspierali w trudnych momentach. Takich jak wtedy, gdy Tym w 2008 roku znów otarł się o śmierć. Lekarze wykryli wówczas u niego raka żołądka. Rokowania nie były optymistyczne. "Miałem trzy procent szans na przeżycie. Ale te trzy miałem. Wycięli mi żołądek i zrobili nowy z jelita cienkiego. Siedemnaście lat już z nim żyję" - opowiadał w jednym z ostatnich wywiadów. Po operacji wrócił na Suwalszczyznę, a mieszkańcy jego „ukochanej wsi” otoczyli go opieką.
Pomogli mu też wcześniej, gdy Tym podjął się jednej z najbardziej ryzykownych misji w swoim życiu. Było to na początku stan wojennego. W domu w Zakątach z Tymem mieszkała wówczas jego mama, którą się opiekował. I tam zmarła. Przed śmiercią powiedziała synowi, iż chce być pochowana w rodzinnej Warszawie. Katarzyna Stoparczyk w swojej książce ujawniła, iż Tym miał ogromny problem ze spełnieniem tej ostatniej woli. „W mrocznych czasach stanu wojennego ze wszystkim był problem. Jak się okazało, z firmami pogrzebowymi też. Był za to kochający syn, dla którego ostatnia wola jego matki była święta” – czytamy. Tym przewiózł ciało mamy do Warszawy własnym samochodem, drżąc przez całą drogę, by nie zatrzymał go partol milicji, bo takie spotkanie skończyłoby się dla niego więzieniem. Jak udało mu się to zorganizować, to pozostanie tajemnicą jego przyjaciół i sąsiadów z Zakątów.
Tajemnicą pozostaje też to, jak spełniono ostatnią wolę samego Stanisława Tyma. Pod koniec życia mówił, iż chce, by jego prochy spoczęły blisko jego domu nad jeziorem Wigry. Ale jego grób jest w Warszawie, na Powązkach. Tam jego fani wciąż przynoszą kwiaty, zapalają znicze, oddają hołd swojemu ukochanemu aktorowi i mistrzowi satyry. Ale mogą to też robić w Zakatach. Katarzyna Stoparczyk w swojej książce sugeruje, iż uroczysty pogrzeb satyryka w Warszawie wcale nie oznacza, iż zignorowano jego życzenie. „Zgodnie z ostatnią wolą Stanisława Tyma jego prochy spoczęły na łonie natury, nad Wigrami, wśród drzew, przy jego domu w ukochanych Zakątach. Oficjalnie nie spoczęły, bo tego zabrania polskie prawo” - czytamy. Oficjalna wersja jest taka, iż słynny aktor i reżyser został pochowany na Powązkach. A prawdziwa? To wiedzą tylko jego przyjaciele.
Sąsiadek nie wolno zjadać
Podczas tego oficjalnego pogrzebu Stanisława Tyma piękną mową pożegnał jego przyjaciel Wiktor Zborowski. „Chciałbym, żeby pierwsze, co usłyszysz, zbliżając się do bram raju, było radosne powitalne szczekanie twoich piesków” – powiedział. jeżeli to życzenie aktora się spełniło, Tyma w raju powitała ogromna wataha. Satyryk kochał psy, uważał, iż są lepsze od ludzi, bo ludzie zawodzą, a psy są niezawodne. W jego domu na Suwalszczyźnie zawsze mieszkało przynajmniej kilka czworonogów. Bo ilekroć Tym spotkał bezdomnego, rannego, wygłodzonego czworonoga, to zawsze go przygarniał. Choć od lat był wegetarianinem, zawsze nosił w kieszeniach kawałki suszonej kiełbasy. To pomagało mu zdobyć zaufanie i przekonać psa, iż z Tymem warto pójść. A gdy już Tym psa przygarnął, to albo zostawiał go u siebie, albo szukał mu dobrego domu wśród znajomych.
Jak wyznała jego druga żona Anna Nastulanka, za jeden ze swoich największych życiowych sukcesów Tym uważał to, iż udało mu się przemycić do Polski bezdomnego psa, którego znalazł na greckiej wyspie Rodos. Ratował nie tylko psy. Pani Swieta, która pomagała mu w ostatnich latach w prowadzeniu domu, miała zakaz rozwieszania lepów na muchy, a do jej obowiązków należało między innymi… dokarmianie myszy w piwnicy. Z kolei sąsiedzi z Zakąt, którzy przynosili mu mleko i jajka, dobrze wiedzieli, iż nie ma sensu proponować mu świeżych ryb złowionych w Wigrach. Tym uważał, iż ryby to jego „sąsiadki z jeziora”, więc nie może ich jeść.
„Zawsze był bardzo serdeczny, a z tego, iż był taki dla ludzi i dla zwierząt, to wnioskuję, iż do tej inteligencji, do tego wdzięku, do tego dowcipu, mądrości dochodziła jeszcze wielka dobroć" – powiedziała Magdalena Zawadzka, wspominając Stanisława Tyma w programie „Halo, tu Polsat”. Dlatego byłoby niesprawiedliwe, gdyby został zapamiętany jako satyryk i aktor z kultowego „Rejsu” czy „Misia”. Owszem, zagrał świetne role w filmach i na scenie. Ale najważniejszą odgrywał każdego dnia. Rolę dobrego człowieka.
W tekście korzystałem z książki Katarzyny Stoparczyk "Tym. Człowiek szczery na trzy litery" (Wydawnictwo Otwarte). 15 grudnia ukaże się wznowienie.











