Budka Suflera gra już 50 lat! Wywiad z Tomaszem Zeliszewskim

popkulturowcy.pl 5 miesięcy temu

Historia Budki Suflera sięga początków lat 70., jednak za oficjalną datę rozpoczęcia działalności zespołu uznaje się rok 1974. Oznacza to, iż kultowa grupa świętuje w tym roku 50 lat na scenie. O bogatą przeszłość oraz intensywnie zapowiadającą się przyszłość miałam przyjemność zapytać Tomasza Zeliszewskiego, perkusistę i menagera Budki Suflera.

Zuza Graczyk: Na wstępie chciałabym Wam pogratulować. Mało który polski zespół może pochwalić się 50-letnim stażem, a dokładnie w tym roku przypada ten jubileusz.

Z racji, iż jest Pan jednym z 2 członków pierwotnego składu wciąż obecnych w zespole, chciałabym spytać, co skłoniło Panów do reaktywacji Budki Suflera po zakończeniu działalności i 5 latach przerwy?

Tomasz Zeliszewski: Graliśmy 40 lat w trybie absolutnie ciągłym. Bez żadnej przerwy. 40 lat to dużo. Wyraziliśmy zgodę na, wydaje nam się, wiarygodną i szczerą sugestię, może choćby prośbę, jednego z kolegów – Krzyśka Cugowskiego. Padły 3 argumenty. Pierwszym było to, iż nie młodniejemy i mamy już swoje lata. Instrumentem wokalisty jest jego organizm, jego struny głosowe, i jest kilka zakładów, które by naprawiały ten instrument. Jest to argument mocno trafiający do kumpli, do przyjaciół.

Drugi argument brzmiał mniej więcej tak: no panowie, mam dwóch dorosłych synów, którzy też uprawiają ten zawód, dopóki my – Budka będziemy istnieć, to ja z nimi nic nie będę mógł zrobić, choćby pomóc jako ja, jako człowiek, ojciec, artysta. Jest to argument wzruszający, ale i wiarygodny. A trzecim powodem było: no, wiecie chłopaki, marzy mi się… mam jakiś swój, taki osobisty skrawek muzyki – każdy go ma. Dopóki my istniejemy, to gramy to, co gramy, co jest wypadkową naszych upodobań, talentów i jakichś wykreowanych w sobie stylistyk. Wszystko to było wiarygodne, więc – nie rozwodząc się i żeby nie zrobić z tego wywiadu czegoś zupełnie nie o muzyce – postawmy kropkę. Zapytała Pani dlaczego, więc odpowiadam: graliśmy 40 lat bez przerwy i zdecydowaliśmy się na „break”, choćby jeżeli zakończyłby się on całkowitym końcem kariery. Czas, który biegł – miesiąc czy dwa – pokazał nam jednak coś innego.

Zarówno ja, jak i żyjący wtedy Lipko oraz Mietek Jurecki i ci wszyscy muzycy Budki, którzy ją wtedy tworzyli od prawie samego początku… zdaliśmy sobie sprawę, iż jest to naiwność, sądzić, iż można zmienić swoje życie aż tak bardzo, żeby przestać po prawie pół wieku być muzykiem, który działa jawnie, jeździ po świecie, gra koncerty, nagrywa płyty. Bo tylko to jest ważne. To, czy jest się bogatym, czy biednym, to jest fakt zupełnie bez znaczenia. To mogę zrozumieć ja i mi podobni, którzy ten zawód wykonują. Ma znaczenie, o ile pozwala nam płacić rachunki, kupować płyty, które uwielbiamy, i inwestować w scenę, w instrumenty, w elektronikę, która jest potrzebna, w nowe technologie – w to wszystko, co jest nam potrzebne na scenie. Dotarło do nas, nie w teorii, ale w praktyce, iż to jest prawda. Ten zawód jest jak narkotyk, nie ma od tego ucieczki. Rok, dwa pauzy… tak się nie da żyć. My musimy zacząć znowu grać, bo zwyczajnie zwariujemy.

ZG: Rozumiem, 40 lat to naprawdę kawał historii. Trzeba przyznać, iż sporo się wydarzyło od samego 2019 r. Zaczęło się dobrze – od zaprezentowania singla Gdyby jutra nie było, potem jesienna trasa koncertowa. Jednak śmierć nieodżałowanego Romualda Lipki była bardzo bolesna. Miesiąc później nastąpił lockdown, kolejne zawirowania w składzie zespołu, 2 wydane albumy studyjne. Co sprawiło, iż udało Wam się przetrwać ten trudny czas, i po nocy przyszedł dzień, a po burzy spokój?

TZ: Odejście Romka to oczywiście dramat. Bo pomijając fakt, iż to jest człowiek, który od zawsze był z Budką Suflera, to jest to był on dostarczycielem muzyki, kompozycji. Bo Romuald Lipko był wielkim kompozytorem na polskim rynku. On powodował, iż Budka Suflera miała największy skarb w tej branży, a przynajmniej jeden z największych skarbów, mianowicie – piosenki. Drugim takim skarbem są dobre teksty. Trzecim takim skarbem jest talent i zmysł kreacyjny samej muzyki, czyli kraina dźwięków. Romek skupiał w sobie przynajmniej 2 z tych obszarów. Był wizjonerem w studio, na próbach, a przede wszystkim był kompozytorem. Był wizjonerem także w układaniu pięknych melodii i miał gen harmonii.

Harmonia to coś, co na dzisiejszym rynku być może dla wielu słuchaczy nie jest najważniejsze, ale tak naprawdę to ona jest najważniejsza. To jest coś niezwykłego, coś, co jest solą i co nas przyciąga do głośnika, do muzyki, do dźwięku, choćby o ile nie do końca wiemy, dlaczego tak jest. Jest tak, dlatego iż piękna muzyka to piękna harmonia. To nie ma znaczenia, czy rozumiemy muzykę Prokofiewa, Händla, Bacha, Mozarta, klasyków, ale musimy przyznać – znamy ją. Nie znamy jej z obowiązku, bo nam ktoś kazał, tylko znamy ją, bo nasze wnętrze, nasza dusza otwiera drzwi, by ją usłyszeć. Nie zamykamy się przed nią. Możemy choćby uważać, iż nie jesteśmy jej fanami i mówić wszem wobec, iż jej nie lubimy, ale tak do końca nie jest. To powodują prawdziwi artyści, piękno samej muzyki opartej na harmonii, na bogactwie dźwięków, na współbrzmieniu. Tak to już jest. Przyznaję, iż nie wiem, dlaczego tak jest, ale jest.


KONTYNUUJ CZYTANIE TEKSTU BUDKA SUFLERA GRA JUŻ 50 LAT. WYWIAD Z TOMASZEM ZELISZEWSKIM NA NASTĘPNEJ STRONIE!

Idź do oryginalnego materiału