Brutalista – uczucia w betonie zaklęte [RECENZJA FILMU]

panodkultury.com.pl 5 godzin temu
Read Time:4 Minute, 2 Second

Film „Brutalista” (The Brutalist) zdobył już ponad 20 nagród, m.in. trzy Złote Globy, Srebrnego Lwa w Wenecji czy Srebrną Żabę podczas EnergaCamerimage. I prawdopodobnie zostanie zasypany Oscarami. Czy jednak rzeczywiście to arcydzieło? A może reżyser Brady Corbet jest sprytnym architektem, który mami nas w zbudowanej dla siebie świątyni?

„Brutalista” z zewnątrz to prosta i surowa budowla. Minimalistyczna, twarda, bez elementów wykończeniowych. Węgierski architekt żydowskiego pochodzenia László Tóth (Adrien Brody) przeżył II wojnę światową i obóz koncentracyjny. W 1947 roku udaje mu się uciec do Stanów Zjednoczonych. Już pierwsze spojrzenie na odwróconą do góry nogami Statuę Wolności jest ostrzeżeniem – amerykański sen zamieni się w koszmar. Buduje się amerykańskie imperium, a Tóth wraz z żoną i siostrzenicą stają się niepasującymi cegiełkami w tej brutalistycznej konstrukcji.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

Brutalista – Adrien Brody dostanie Oscara, ale…

László Tóth przybywa do USA z bagażem traum, których Ameryka nie uleczy. Zderza się z murem kapitalizmu, antysemityzmu i rasizmu. Do tego, gdy bogacz Harrison Lee Van Buren (Guy Pearce) zleca mu zaprojektowanie centrum duchowo-kulturalnego, budowla staje się obsesją Tótha. Dominuje nad amerykańskim krajobrazem, a kolejne historie rozgrywają się w cieniu betonowej bryły. Brutalistyczna forma jest odzwierciedleniem wewnętrznych deformacji bohaterów. Pomnikiem traum i bólu, który grozi zawaleniem.

Film Brutalista, Adrien Brody

Tóth to protagonista tragiczny. Emigrant Odyseusz, artystyczny Syzyf. Wyniszczyła go wojna, wyniszczył go Holokaust, a teraz wyniszcza go Ameryka. Żyd zmuszony jest projektować katolicką świątynię. Buduje domy, ale sam jest bezdomny. Adrien Brody wspina się na aktorskie wyżyny, Oscar jest pewny, ale to nie on jest najjaśniejszą gwiazdą „Brutalisty”. Gdy jego udręka to już za mało, na scenę wkracza żona Tótha, Erzsébet (Felicity Jones), trawiona przez większy tragizm. Gdy Brody gimnastykuje się z węgierskim akcentem, posyła cierpiętnicze spojrzenia, szprycuje się narkotykami, Jones skromniejszymi środkami wywołuje większy emocjonalny ferment. Walczy o większą stawkę.

Brutalista, Adrien Brody i Felicity Jones

W końcu tym, co z miejsca zachwyciło Brody’ego, odtwórcę głównej roli, w pierwotnym scenariuszu, było to, jak bardzo losy jego bohatera przypominały historię rodziny jego matki – fotografki Sylvii Plachy, która przypłynęła razem z rodzicami do Nowego Jorku w 1958 roku, opuszczając Węgry tuż po krwawo stłumionej rewolucji z 1956 roku.

– pisze Zwierciadlo.pl.

The Brutalist – realistyczna fikcja dla studentów filmoznawstwa?

„Brutalista” doskonale udaje film biograficzny. Architekt László Tóth nigdy nie istniał. Brady Corbet swoje dzieło zdefiniował jako „virtual history” i hołd dla architektów, których dzieła przepadły w pożodze II wojny światowej. Latami pracując nad „The Brutalist” studiował m.in. dzieła Jeana-Louisa Cohena, który badał związek powojennych traum z powojenną architekturą. Okazało się, iż żaden znaczący żydowski architekt, który przeżył Holokaust, nie osiedlił się w Ameryce po wojnie, by tam tworzyć. Wielu z nich, np. Estonian Louis Kahn, Mies van der Rohe i Marcel Breuer, przybyło do USA przed II wojną światową i to oni stali się fundamentem dla postaci Tótha.

The Brutalist, Harrison Lee Van Buren (Guy Pearce)

Judy Becker, projektantka produkcji „The Brutalist”, zdradziła, iż zainspirowały ją grafiki w „Fortune” z lat 30. i 40. XX wieku, Instytut Salka Louisa Kahna, Kościół Światła Tadao Ando w Ibaraki w Japonii, a także Muzeum Sztuki Chichu Ando w Kagawie oraz Kaplica Rothko w Houston. Nie ukrywa, iż uległa też wpływom Bauhausu. Znawcy architektury i sztuki awangardowej będą mieli używanie, doszukując się licznych inspiracji i smaczków, a także analizując dzieła Totha na ekranie.

„Brutalista” to również bogate złoża dla studentów filmoznawstwa. Będą próbowali usytuować ten obraz rosnącej Ameryki pomiędzy takimi dziełami jak „Aż poleje się krew”, „Ojciec Chrzestny”, „Przeminęło z wiatrem” i „Narodziny narodu”. Koneserzy będą zachwycać się ziarnistym obrazem z taśmy 70 mm i kręceniem w systemie VistaVision (szerokoekranowej technice filmowania poziomo). Ale co ze zwykłym widzem?

Być może „The Brutalist” to jeden z najlepszych filmów o Holokauście spośród tych, które tego Holokaustu wprost na ekranie nie pokazują.

pisze o „the brutalist” Tomasz Zacharczuk zz trojmiasto.pl.

Co „Brutalista” oferuje osobom szukającym po prostu emocji i dobrej historii? Wbrew temu co krzyczą plakaty (monumentalny, epicki film!) obejrzymy kameralny dramat, emocjonalnie klaustrofobiczny. To doświadczenie, którego we współczesnym kinie ze świecą szukać, ściskające widza i bohaterów w ciasnych kadrach. Trwa 3,5 godziny, ale wciąga i pochłania się go na jednym wdechu. I na szczęście, choć Corbet nie uniknął momentów onanizowania się własnym dziełem, to nie świątynia próżności jak „Megalopolis”, waląca się pod własnym ciężarem.

„Brutalista” to nie budowla bez wad. Narracja stoi ponad refleksją. Niczym belgradzka Wieża Genex, gdzie ekspresja dominuje nad funkcjonalnością. Scenariusz to korowód myśli niedokończonych. Film, którego sekretu niestety odgadniemy sami, a zostaje on w epilogu topornie opisany przez jedną z postaci.

Czy „Brutalista” jest arcydziełem? Brady Corbet nakręcił film zachowujący się jak arcydzieło.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

Idź do oryginalnego materiału