Jak doskonale wszyscy wiemy, w Polsce mamy permanentny stan reformowania edukacji i paradoksalnie, choć trwa to już tyle lat, wciąż jej model opiera się na dziewiętnastowiecznych regułach katedry z nauczycielem górującym nad równym rzędem ławek z równo usadowionymi uczniami. Półtora wieku temu świetnie się to sprawdzało, dzisiaj niekoniecznie. Półtora wieku temu w gimnazjach klasycznych uczono greki i łaciny i każdy nastolatek obudzony z głębokiego snu bezbłędnie kojarzył greckich bogów i powtarzał łacińskie maksymy.
Dziś dobrze jest znać greckie mity jako uniwersalne symbole ludzkich dążeń, postaw, możliwości i niemożliwości ich realizacji. Po to są w kanonie lektur, by w różnych sytuacjach odnosić się do nich jako uniwersalnego kontekstu kulturowego. Najwyraźniej z takiego założenia wyszły autorki przedstawienia „Mitologia. Nie chce mi się nic nie robić” Daria Kubisiak i Weronika Krówka, przywołując kilka mitologicznych postaci, których historie aż proszą się, by nimi zinterpretować dzisiejsze ludzkie relacje. Mamy więc w przedstawieniu, które z definicji dedykowane jest dla szkół, przypomnienie „Mitologii” z kanonicznego w Polsce zbioru Jana Parandowskiego i jednocześnie podpowiedź dla nauczycieli i uczniów jak takie mity możemy dziś interpretować. Stąd opowieść o Demeter i Persefonie oczywiście jest alegorią zmiany pór roku, ale równie dobrze może być symbolem trudnych relacji matki i córki we współczesnym świecie, które w życiu ciągle się „mijają”, nie mają ze sobą żadnego kontaktu. W micie zapisanym przez Parandowskiego Demeter dosłownie szuka porwanej przez Hadesa Persefony. W interpretacji twórczyń spektaklu i świetnej, odwołującej się do greckiej konwencji teatralnej w ruchu scenicznym i wokalizie roli Joanny Kasperek, matka szuka córki, dla której nie potrafi być matką. Z kolei Dagna Dywicka buduje swą postać Persefony od początku do końca bardzo konsekwentnie i wzruszająco, to młoda dziewczyna bardzo ostrożnie i z dystansem wchodząca w relacje z innymi, nauczona osobistym doświadczeniem. Mówię o tym, bo wiem jak trudno zagrać dorosłym aktorom nastolatków, by nie przekroczyć bardzo cienkiej granicy, za którą zaczyna się parodia i karykatura. Takie ryzyko istniało, ale na premierze doskonale poradzili sobie z nim wszyscy aktorzy grający nastolatków. Ten efekt może tłumił też fakt, iż autorki przyjęły konwencję mieszania poważnych treści z komicznymi, stąd uczniowskie żarty jak podśmiewanie się w namiocie podczas szkolnej wycieczki Tezeusza i Ikara z Orfeusza, który zakochał się w Eurydyce, sąsiadują z bardzo autentyczną sceną spotkania zakochanych w sobie dzieciaków.
Dialogi młodych postaci brzmią autentycznie może też dlatego, iż od początku w budowaniu przedstawienia uczestniczyli nastolatkowie z kieleckich szkół jako grupa ekspercka.
Napisana na otwarty konkurs sztuka, powtórzmy, konkretnie adresowana do nauczycieli i uczniów kolejny też raz była podczas realizacji okazją do wykorzystania nowych możliwości technicznych kieleckiego teatru po remoncie. Z kilku zapadni budowana jest na scenie góra, czyli boski Olimp, ale też aktorzy zanurzają się w Hadesie. Pierwszy raz oprócz głębi sceny zobrazowano jej wysokość dzięki ukośnym pionowym zasłonom. Ten scenograficzny pomysł Igi Słupskiej odczytałem jednoznacznie, wszak jesteśmy na wysokościach, wśród bogów. Bardzo umowne, ale i efektowne są kostiumy Hanki Podrazy łączące dzisiejsze pomysły nastolatków z elementami znanymi ze starogreckich wizerunków.
Jedyne, co drażni w przedstawieniu to jego niespójność, widać, iż autorki miały dużo pomysłów, z których trudno było im zrezygnować i w efekcie bardzo ważne sceny takie jak choćby skarga dzieci na brak czułej obecności rodziców giną gdzieś w natłoku innych scen za długiego przedstawienia.
Czy młodzież kupi ten spektakl? Czy rodzice go zrozumieją? Moim zdaniem tak, w każdym razie chciałbym, by tak było, bo jest mądry i dowcipny jednocześnie i wizualnie atrakcyjny.