Bonnie ”Prince” Billy – The Purple Bird

nowamuzyka.pl 2 godzin temu

Nad kuchennym stołem.

Która to już solowa płyta amerykańskiego songwritera, tekściarza i aktora Willa Oldhama jako Bonnie ”Prince” Billy? Czternasta? Nagrał też prawie drugie tyle z wieloma innymi twórcami (Bill Callahan, Matt Sweeney, Emmett Kelly) czy zespołami (Tortoise, Bitchin Bajas). Na tej pokaźnej liście są też albumy sprzed ery „Księcia”, czyli podpisywane jako Palace Brothers, Palace Music i Palace Songs. W dodatku 15 stycznia ”Prince” Billy obchodził 55. urodziny.

Bonnie ”Prince” Billy, fot. Jessica Fey

W tym roku mija 26 lat od ukazania się „I See a Darkness” – jak dla mnie najważniejszego wydawnictwa w całej jego dyskografii. Na drugim miejscu wskazałbym „Beware” (2009) albo wcześniejszy krążek „Ease Down the Road” (2001). A czy najnowszy album „The Purple Bird” przebija lub chociaż zbliża się do „I See a Darkness”? Niestety, gdyż w żadnym calu nie podchodzi poziomem, przekazem i świeżością. I w zasadzie tę recenzję mógłbym zakończyć w tym miejscu, gdyby nie fakt paru dobrych momentów i jednej wyjątkowej kompozycji.

Postaram się też w kliku słowach nakreślić okoliczności powstawania „The Purple Bird”, aby jakoś umiejscowić w czasie i przestrzeni proces. Materiał został nagrany w Nashville z producentem Davidem „Ferg” Fergusonem przy wsparciu muzyków sesyjnych. To ich dopiero druga taka głęboka kooperacja na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Warto przypomnieć fakt sesji do albumu Johnny’ego Casha „American III” z Rickiem Rubinem, gdzie Ferg wspierał ich jako inżynier dźwięku. Cash wówczas wykonał cover utworu „I See A Darkness”.

I jak donoszą wieści prasowe to ten zestaw piosenek został napisany głównie przy kuchennym stole Ferga, a sam producent jest uznawany za współautora siedmiu z dwunastu utworów na „The Purple Bird”. Mało tego, tytuł płyty wywodzi się od rysunku wykonanego przez Ferga kiedy był dzieckiem, drugoklasistą.

„Ta płyta, „The Purple Bird”, jest podobnym wspólnym wysiłkiem, ale współpracownikiem jest producent, David Ferguson. To gigantyczny człowiek, epicka muzyczna siła, drogi przyjaciel. Nasza wspólna praca nad tym albumem była wynikiem lat dzielenia się ciężkimi chwilami i wielkimi radościami, piosenkami i historiami, tworzenia muzyki razem i osobno” – wspomina Bonnie ”Prince” Billy.

W poszczególnych nagraniach słyszmy też innych muzyków, inne głosy niż samego lidera. Ale po kolei. Zatem pod jakimi tytułami ukryły się te najbardziej zapamiętywalne fragmenty? W mojej skali emocji, oceny takim momentem jest otwierająca piosenka „Turned to Dust (Rolling On)” z ładną gitarą elektryczną Russa Pahla, dobrymi aranżacjami i przemawiającymi refrenami. Przy „London May” naprawdę miałem ogromną nadzieję, iż w końcu jest wcielenie „Księcia” na jakie czekałem – mroczny bard do szpiku kości. I ta kompozycja nieźle pasuje do moich oczekiwań, gdzie mamy znakomite partie fortepianu albo piękne wokale ”Prince’a” Billy’ego dotykające odpowiedniego poziomu melancholii.

Czar gwałtownie prysł przy country’owym „Tonight With The Dogs I’m Sleeping”. I chyba już wiem, co się kryje za określaniem przypisywanym temu materiałowi: „właściwa płyta z Nashville”. Ponoć na początku sesji Ferg powiedział Oldhamowi: „Nie chcę robić albumu country, po prostu rób swoje, Will”. Wyszło jakby na odwrót, bo jest tu jednak sporo country’owego sznytu regularnie dostarczanego przez „Prince’a” Billy’ego w ostatnich latach. I doceniam ten kierunek avant country jaki zabłysnął aksamitno-ciemnym blaskiem w „Boise, Idaho” z głosem w chórkach Brit Taylor. Rasowe country wraca w „The Water’s Fine” – wypada złapać się pod pachy i potańczyć w kowbojkach wystukując nimi na drewnianej podłodze radosne echo westernowych pląsów. Podobną bladość przynoszą piosenki „New Water” i „Guns Are For Cowards”. W tej drugiej to tak wręcz festynowo-jarmarkowo i dużo piwnej piany.

W „Downstream” zaśpiewał choćby country’owy wokalista John Anderson. Na docenienie zasługują tu partie skrzypiec Stuarta Duncana. Wśród tych najciekawszych fragmentów wskazałbym również na bardzo ładną balladę „One of These Days (I’m Gonna Spend the Whole Night With You)” i opowieść w „Sometimes It’s Hard to Breathe”. A ten najlepszy utwór? To zdecydowanie „Is My Living in Vain?” – kwintesencja ”Prince’a” Billy’ego jakiego lubię najbardziej. Intymność, oszczędność, świetne aranże instrumentów z mandoliną Pata McLaughlina na czele. No i na koniec znów skaczemy roześmiani od ucha do ucha, albo – jak kto woli – zalegamy na ławka w rytm rozkołysanego country w „Our Home” z udziałem mandolinisty Tima O’Briena.

Czas pokaże czy „Purple Bird” będzie taką płytą, do której z chęcią podejdziemy wiele razy. Obawiam się, iż niestety będzie to jedna z wielu pozycji w dyskografii Amerykanina. Co za tym przemawia? Po prostu niczego unikatowego nie udało się tu stworzyć ”Prince’ Billy’emu – poza oczywiście dwoma, trzema znakomitymi nagraniami – by dać nam powód do stanu odurzenia muzyką, zatopić się w niej bez reszty. Wyszła średnia amerykańska krajowa z oznakami przebudzenia. Być może te najciekawsze kompozycje z „Purple Bird” usłyszymy na dwóch i jedynych polskich koncertach „Księcia” w warszawskim Pardon, To Tu. Można już zakupić choćby bilety na 20 i 21 maja. A tymczasem niech frunie ptasi tabun kurzu!

Domino Recording | styczeń 2025


Strona wytwórni: https://www.dominomusic.com/uk

FB: http://www.facebook.com/DominoRecordCo

Idź do oryginalnego materiału