Amerykańska legenda
W praktyce rzecz opowiada w dużym skrócie historię pięciu pierwszych lat kariery Dylana: od przyjazdu do Nowego Jorku, aż po głośny i przełomowy występ na Newport Folk Festival w 1965 r. Scenariusz oparto na książce Elijah Wooda „Dylan Goes Electric!”. A ta śledzi wątek „zdrady”, której miał się dopuścić młody Dylan traktowany jako zbawiciel przez folkowe środowisko, kiedy w połowie lat 60. zaczął grać z elektrycznym zespołem, docierając z nim do uważanego za świątynię ruchu Newport. Jest to więc niezły film zrobiony z niczego. Bo próżno tu szukać jakiegoś naturalnego dramatu na planie życiowym. Pod tym względem podtrzymuje fikcję i tajemnicę, którą przez lata budował Dylan. Świetnie udokumentowane są za to wątki dotyczące jego kariery na tle epoki. To w istocie nakręcony za 65 mln dol. i zatrudniający gwiazdy ekranu film o historii muzyki.
Od pierwszych do ostatnich scen dostajemy historię o tym, jak tajemniczy przybysz z Minnesoty z zera staje się bohaterem, legendę dość powszechną. Dylana poznajemy, gdy przyjeżdża stopem do Nowego Jorku, by spotkać chorego na pląsawicę Huntingtona Woody’ego Guthriego, swojego idola i autora „This Land Is Your Land”, ludowego hymnu lewicującej części Ameryki (napisanego w opozycji do odbieranej jako konserwatywna pieśni „God Bless America”).