Ari Aster powszechnie uważany jest za jednego z ojców współczesnego horroru. Jego Dziedzictwo. Hereditary oraz Midsommar. W biały dzień zachwyciły zarówno krytyków, jak i widzów, sprawiając tym samym, iż reżyser stał się uznanym twórcą. W swoim najnowszym filmie Ari Aster bawi się gatunkami. Stworzył czarną komedię, która przeraża, a zarazem horror, który bawi.
Początkowo patrzyłam dość sceptycznie na polskie tłumaczenie tytułu najnowszego filmu Ari’ego Astera. Bo się boi wydawało mi się dość nietrafione, na siłę silące się na dwuznaczność, ponieważ główny bohater nazywa się właśnie Beau… Jednak wraz z rozwojem akcji czułam, iż tytuł jest jak najbardziej trafiony. Bo cóż można powiedzieć o wszystkich decyzjach, które podejmuje bohater? Dlaczego zachowuje się w taki sposób? Bo się boi. adekwatnie przez cały film, aż do samego końca.
Zobacz także: Renfield – recenzja filmu. Mikołajów Dwóch
Ari Aster z zamiarem tej produkcji mierzył się już od lat. Swoją karierę rozpoczął od filmu krótkometrażowego Beau z 2011 roku. Temat cały czas prześladował reżysera, aż w końcu po znakomitych horrorach przyszedł czas na czarną komedię. Nie brakuje tutaj Astera w Asterze. Wciąż jest dziwne, perwersyjnie, bardzo niepokojąco, a największymi demonami okazuje się własna psychika. Chociaż publiczność, włącznie ze mną, żywo reagowała na elementy komediowe, to jednak cały czas odczuwałam dziwny niepokój.
Już scena otwierająca film wywołuje lekkie dreszcze. Ciemność, stłumiony dźwięk oraz pomału przebijające się światło. Oto narodziny Beau, przy których słychać krzyk matki, a po „wypluciu” dziecka ciszę. Dziecko nie płacze, a kobieta zaczyna w furii krzyczeć, iż lekarze upuścili jej niemowlaka przez co uderzył się w głowę. Finalnie maluch zaczyna płakać, a akcja filmu przenosi widzów kilkanaście lat później. Poznajemy dorosłego Beau na terapii, który mierzy się ze swoimi fobiami. Przytłacza go świat, przeraża okolica, w której mieszka i we wszystkim dostrzega widmo śmierci. Do tego czekają go odwiedziny u matki, gdzie sama myśl o podróży jest dla niego koszmarem. Plus dochodzi problem w relacji z matką. Kobieta jest nadopiekuńcza, nazywa dorosłego już mężczyznę „marcheweczką”, a sam Beau sprawia wrażenie jakby dusił w sobie traumę związaną z matką. Wraz z postępem fabuły dowiadujemy się o tej niezdrowej więzi coraz więcej.
Bo się boi to prawdziwa jazda bez trzymanki. Ari Aster zadbał o to, żeby produkcja była jak najbardziej intensywna, wręcz przeładowana bodźcami. Świat, który otacza Beau jest specyficzny, przepełniony groteskowymi postaciami oraz anormalnymi zbiegami okoliczności. Można zadać sobie pytanie na ile świat, który widzimy jest tym rzeczywistym, a na ile odbiciem lęków Beau. Podróż w odwiedziny do matki staje się dla Beau okazją do konfrontacji ze swoimi słabościami oraz fobiami. W trakcie jednego ze swoich ataków paniki mężczyzna ulega przypadkowemu wypadkowi. W konsekwencji trafia pod opiekę dziwnej, nadopiekuńczej rodziny, która widzi w nim zastępcę zmarłego tragicznie syna i nie chce go wypuścić. Kiedy Beau udaje się uciec trafia w lesie na wędrowną grupę teatralną, a to jeszcze nie koniec drogi do matki…
W Boi się boi reżyser zachwyca nie tylko niebanalną fabułą, która pędzi jak rollercoaster. Dużo tutaj zabawy formą. Bez problemu można rozpoznać sceny, które są wspomnieniami Beau, a do jednej z najpiękniejszych sekwencji można zaliczyć wyobrażenie Beau swojej przyszłości, gdzie poza charakterystyczną scenografią pojawia się również przepiękna animacja. Zresztą same zdjęcia często są prawdziwą ucztą dla oczu. Wszystko co widzimy na ekranie balansuje na granicy symboli, rzeczywistości oraz wytworów wyobraźni Beau.
W rolę Beau wcielił się Joaquin Phoenix, który po raz kolejny udowodnił, iż jest jednym z najzdolniejszych aktorów w Hollywood. Ton jego głos, postawa oraz każdy najdrobniejszy gest naznaczone są strachem wobec otaczającego go świata. Phoenix na zmianę bawi, wzbudza litość czy pogardę. Mimo wszystko nie da się tego bohatera nie polubić. W jakiś swój przewrotny sposób wzbudza on wielką sympatię, przez co nie da się mu nie kibicować w podróży jego życia.
Ari Aster w Bo się boi stworzył hybrydę czarnej komedii i horroru. Nie jest to żadne nowe połączenie, ale nie można odmówić reżyserowi powiewu świeżości. Bo się boi na długo pozostanie w mojej pamięci i na pewno jeszcze nie raz i nie dwa wrócę do tego filmu. Tym bardziej, iż wydaję mi się, iż w lękach i koszmarach Beau każdy znajdzie cząstkę siebie.
Źródło obrazka głównego: kadr z filmu.