Bo Poznań tętni kulturą

kulturaupodstaw.pl 3 tygodni temu
Zdjęcie: fot. Łukasz Gdak


Sebastian Gabryel: Jak smakuje „Dynks” według przepisu Mike’a Urbaniaka i jego zespołu? A jeżeli nazwa waszego magazynu pochodzi od drugiego znaczenia tego słowa, to czym jest to „coś, czego mówiący nie umie nazwać”?

Mike Urbaniak: Nasz magazyn nie jest potrawą, a raczej – jeżeli już mamy trzymać się kuchennych metafor – bogato zastawionym stołem, na którym można znaleźć rozmaite dania i smaki, często zaskakujące. Jego nazwa pochodzi od tego drugiego znaczenia, mocno zakorzenionego w gwarze poznańskiej. Bardzo nam się podoba zarówno samo słowo „dynks”, jak i jego definicja. Również w kontekście współczesnej kultury, która często wymyka się kategoryzacji, jest niedefiniowalna i niejednokrotnie trudna do nazwania.

SG: Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o rychłej premierze „Dynksa”, wiele osób zdziwiło się, mówiąc: „Jak to, przecież mamy już w Poznaniu taki magazyn”. Jak na to patrzysz? Czy „Dynks” stanowi konkurencję dla „IKS-a”, czy raczej jest formą wzajemnego uzupełniania się?

Dynks – screen z dynks.poznan.pl

MU: Ja słyszałem głosy dokładnie odwrotne, wyrażające smutek z powodu braku nowoczesnego, internetowego magazynu o życiu kulturalnym Poznania. Oczywiście „IKS” nie jest dla nas żadną konkurencją. Zresztą byłoby rzeczą niemądrą, gdyby miasto finansowało z publicznych pieniędzy konkurujące ze sobą wydawnictwa. My działamy inaczej, interesują nas nieco inne tematy, nie wychodzimy w papierze, nie jesteśmy informatorem i część tekstów zamawiamy u autorów spoza Poznania, bo ciekawi nas zewnętrzne spojrzenie na miasto. Stawiamy na jakościowe, pogłębione dziennikarstwo, co oznacza długie teksty, długie podcasty i długie materiały wideo. Funkcjonowanie „IKS-a” i „Dynksa” widzę jako komplementarne.

SG: Twoja wizja „Dynksa” od początku była klarowna, czy może pomysł na niego ewoluował do samego końca?

MU: Ten pomysł od początku był klarowny. Widzieliśmy, co chcemy zrobić, po co, jak i dla kogo. Używam liczby mnogiej, bo pracowaliśmy nad „Dynksem” wraz z Małgorzatą Kempą, dyrektorką Estrady Poznańskiej, a potem z naszym powiększającym się zespołem.

SG: Załóżmy, iż jest poznaniak, który o „Dynksie” jeszcze nie słyszał – dlaczego według ciebie powinien po niego sięgnąć? Po jakich obszarach poznańskiej kultury się poruszacie i w jaki sposób wyróżniacie się w tym na tle innych?

Dynks – screen z dynks.poznan.pl

MU: „Dynks” jest magazynem, który w sposób atrakcyjny i przystępny opowiada o życiu kulturalnym miasta. Jest w pełni responsywny, przystosowany do wszelkich urządzeń elektronicznych. Można go wygodnie czytać na komputerze, tablecie czy telefonie. Ponadto jest zintegrowany nie tylko z mediami społecznościowymi, ale także z platformami streamingowymi – wszystko po to, by można było „Dynksa” czytać, słuchać i oglądać tak, jak lubimy najbardziej. Interesuje nas kultura rozumiana nie tylko w kategoriach sztuki, ale także kultura dnia codziennego – to, jak spędzamy wolny czas, co jemy i jak się ubieramy.

SG: A jak w ogóle oceniasz obecny stan kultury w Poznaniu? Pytam, bo nie ma wątpliwości, iż jesteś jej uważnym obserwatorem, a sam „Dynks” reklamowany jest jako magazyn, który „mocno wierzy w siłę kultury i w Poznań – jedno z najfajniejszych polskich miast”. Z pewnością znajdą się tacy, którzy powiedzą, iż do wielu miast wciąż nam daleko, iż często nie nadążamy, iż zawsze coś nas omija.

MU: Na to pytanie nie da się odpowiedzieć krótko, bo kultura jest obszarem skomplikowanym i zróżnicowanym.

Dynks – screen z dynks.poznan.pl

Poznań jest z pewnością jednym z najbardziej kulturalnych miast w Polsce i nie mówię tego jako rodowity, od zawsze dumny z miasta poznaniak, ale jako poznaniak naturalizowany, który sześć lat temu wybrał Poznań na miejsce do życia.

Mówię to także jako dziennikarz kulturalny, który przez długie lata pracował w Warszawie w ogólnopolskich mediach, przez cały czas z nimi współpracuje i co roku przejeżdża kulturalną Polskę wzdłuż i wszerz. Pogląd, iż „do wielu miast wciąż jest nam daleko”, jest zwyczajnie nieprawdziwy, a narracja o tym, iż gdzie indziej jest o wiele lepiej, występuje wszędzie. Tymczasem prawda jest taka, iż Poznań – obok Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Trójmiasta i Katowic – należy do najważniejszych kulturalnych metropolii w Polsce, więc nie ma co bręczeć. Oczywiście zawsze jest coś do zrobienia, to jasne.

Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak to możliwe, iż nie ma w Poznaniu nowoczesnego centrum muzyki, gdzie siedzibę miałyby filharmonia, Orkiestra Kameralna Polskiego Radia „Amadeus” i nasze chóry, albo dlaczego architektoniczna ikona, jaką jest znakomicie położona Arena, nie może doczekać się renowacji, stając się nowoczesną halą widowiskowo-sportową.

Należę również do grupy osób, które do śmierci nie wybaczą Poznaniowi braku muzeum sztuki współczesnej, choć bardzo doceniam to, co próbuje w tej materii robić Marek Wasilewski, na potrzeby Arsenału chcący przejąć drugi z modernistycznych pawilonów na Starym Rynku.

SG: Mówiąc stricte o muzyce – ze swojej perspektywy widzę to tak, iż mamy świetną mapę klubową, całkiem interesujący i różnorodny repertuar festiwalowy, ale brakuje nam naprawdę dużych, stadionowych koncertów z udziałem zagranicznych gwiazd. Nie mamy sytuacji, jaką obserwujemy choćby w o połowę mniejszych Gliwicach, gdzie w lipcu przyjeżdżają The Smashing Pumpkins, a kilka miesięcy później możemy pójść na Bullet For My Valentine. Czy to jakaś pięta achillesowa kultury w Poznaniu?

MU: Wielkie koncerty międzynarodowych gwiazd nie mają wiele wspólnego z kulturą, która mnie interesuje, i która jest fundamentalnie ważna dla codziennego życia miasta i jego mieszkańców. To są raczej wydarzenia z kategorii promocyjno-turystycznej. Oczywiście to też jest ważne, by ten ruch turystyczny był, by przyjezdni wydawali u nas pieniądze… Poznaniacy też pewnie chętnie poszliby na koncert Beyoncé czy Justina Timberlake’a, ale organizowanie takich wydarzeń należy do komercyjnych podmiotów, a nie do miasta.

Rozumiem, iż są jakieś powody, dla których operator naszego stadionu nie stara się o takie wydarzenia. Jestem kategorycznym przeciwnikiem jakiegokolwiek współfinansowania takich wydarzeń z publicznych pieniędzy.

Dynks – screen z dynks.poznan.pl

One powinny być przeznaczane na przykład na budowanie nowoczesnych domów kultury w dzielnicach odległych od centrum, tak jak teraz dzieje się to na Antoninku. Może i do połowy mniejszych Gliwic przyjeżdżają The Smashing Pumpkins, ale mnie bardziej interesowałaby codzienna oferta kulturalna w tym mieście, a ta – tak mi się zdaje – jest umiarkowana.

SG: Jesień zbliża się wielkimi krokami – to zawsze dobry moment dla konsumentów kultury. Jak zamierzasz ją spędzić jako jeden z nich? A może inaczej – co „Dynks” szczególnie poleca naszej uwadze na najbliższe miesiące?

MU: O tym, co najciekawszego dzieje się w Poznaniu, od 4 października będzie informował nasz cotygodniowy dynksletter – warto się do niego zapisać już teraz na naszej stronie dynks.poznan.pl. A gdybym miał wybrać coś konkretnego, to bardzo czekam na pierwszą odsłonę British Film Festival, organizowanego przez Estradę Poznańską. Czekam też na premierę „Querelle” Jeana Geneta w reżyserii Piotra Pacześniaka w Teatrze Polskim, która zainauguruje teatralny Queer Fest, czekam na wystawę Michaela Kurzwelly’ego w Arsenale, czekam na otwarcie knajpianego Betonhausu w parku Wilsona i zawsze czekam na kolejny koncert Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia „Amadeus”, bo jestem jej oddanym fanem!

Dynks (dynks.poznan.pl) – nowy magazyn o kulturze w Poznaniu. Stworzony z inicjatywy Estrady Poznańskiej, jego misją jest opowiadanie o ludziach, miejscach i wydarzeniach, które kształtują unikalną kulturę tego miasta. Jak podkreśla redaktor naczelny Mike Urbaniak, powstał w odpowiedzi na zanik kultury w tradycyjnych mediach oraz potrzebę stworzenia przestrzeni do głębszych, merytorycznych dyskusji o kulturze. Zespół redakcyjny dąży do dostarczania wysokiej jakości treści, w tym podcastów i materiałów wideo, pomagając czytelnikom lepiej orientować się w bogatej ofercie kulturalnej Poznania.

Idź do oryginalnego materiału