Blawan – SickElixir

nowamuzyka.pl 2 dni temu

Brzydki umysł.

Kiedy młody Jamie Roberts potrzebował pieniędzy na własne zachcianki, musiał sam na nie zarobić. Dorastał w małej wsi Thurnscoe niedaleko Doncaster, więc w naturalny sposób szukał dorywczej pracy na polu. Mając czternaście lat zatrudnił się na farmie larw, gdzie codziennie w temperaturze 50 stopni karmił obrzydliwe robale zgniłym mięsem. W tunelach z folii unosił się nieprzyjemny zapach amoniaku, który towarzyszył chłopakowi długo po powrocie do domu i dokładnej kąpieli. Praca w tym dziwacznym miejscu w jakiś pokrętny sposób wykrzywiła wyobraźnię Robertsa, sprawiając iż adekwatnie od początku swej kariery na elektronicznej scenie, mniej lub bardziej świadomie epatuje swych słuchaczy dźwiękową szpetotą.

Zachwycił się klubową sceną, kiedy wyjechał na studia w Leeds. Sprawiła to nie tylko muzyka, ale też narkotyki. adekwatnie żadne wyjście do klubu nie mogło się bez nich obejść. Nakręcony ekstatyczną energią z czasem sam stanął za deckami i zaczął tworzyć własne nagrania. Zaczynał od dubstepu dla Hessle Audio, ale gwałtownie zapragnął jeszcze czegoś mocniejszego. Tym czymś stało się dla niego techno, które było jedyną sensowną ucieczką poza getto basowych brzmień. Sławę przyniósł mu jeden utwór – oparty na samplu z Fugees „Why They Hide Their Bodies Under My Garage” z 2012 roku. Industrialne brzmienie nagrania sprawiło, iż stał się jedną z gwiazd nowego nurtu z Wysp Brytyjskich obok Perca czy Maniego Dee.

Sukcesy w ojczyźnie w naturalny sposób zaprowadziły Robertsa do mekki techno. Berlin przyjął go oczywiście z otwartymi ramionami, roztaczając nieskończone możliwości grania i ćpania. Kolejnym triumfem okazał się jego wspólny projekt z kolegą z Anglii – Pariahem. Pod szyldem Karenn brytyjscy producenci grali na żywo z wykorzystaniem syntezatorów modularnych. Echem tych występów okazał się debiutancki album Blawana, wydany przez jego własną wytwórnię Ternesc – „Dry Will Always Dry” z 2018 roku. Elektronika przestała mu jednak wystarczać – i w 2022 roku objawił swoje nowe wcielenie: kolejny duet z Pariahem działający pod szyldem Persher, a wykonujący industrialny metal.

Gorączkowe tempo życia w Berlinie z czasem zaczęło go wykańczać. Uciekł wtedy na niemiecką prowincję, aby znów zatrudnić się przy robotach polu. Spał w samochodzie i pracował na roli przez 15 godzin dziennie. Brakowało mu jednak muzyki. Wrócił do Leeds, ale tylko po to, by dowiedzieć się, iż jego kumple z młodości jeden po drugim wykańczają się przez narkotyki. Przerażony spakował manatki i wyjechał na drugi koniec Europy – do Lizbony. Tam postanowił odciąć się od sceny techno i zerwać z dragami. Odstawił na bok wszystkie kupione za wielkie sumy analogowe syntezatory i siadł tylko przed laptopem. Powstałe w ten sposób nagrania wysłał do wytwórni XL Recordings, która zgodziła się wydać jego nową muzykę. Najpierw dostaliśmy trzy EP-ki, a teraz album.

I rzeczywiście: na „SickElixir” nie ma ani śladu techno. Roberts powraca tu do basowych brzmień, ale przefiltrowuje je poprzez swą fascynację dźwiękową brzydotą. Najlepiej wypadają tu utwory w stylu electro, wciągając klubową energią i przywołując echa dokonań Drexciyi („NOS” czy „TCP Burn”). Brytyjski producent ma też lekką rękę do dubstepu, odwołującego się do jego klubowych korzeni („The GI Lights”). Potrafi również rozpędzić swą muzykę breakami, wiążąc je z nietypowym rapem („Weirdos Unit”). Szkoda, iż tylko raz sięga po IDM, bo świetnie mu idzie wyginanie metalicznych akordów niczym algorytmom wymyślanym przez Autechre („Creature Brigade”).

Środkowa część tego zestawu dedykowana jest amerykańskiej muzyce. Mamy tu hip-hop („WTF”), trap („Casch”), a choćby R&B („Rabbit Hole”) – wszystko to jest jednak niczym odbite w krzywym zwierciadle. Zdecydowane rytmy uzupełniają przetworzone szepty, głosy i wokale, zdeformowane partie klawiszy, przesterowane basy i industrialne efekty („Don’t Worry We Happy”). W wywiadach Roberts tłumaczy, iż największy wpływ na ten materiał miał metal – stąd tyle tutaj złowieszczych i gardłowych głosów, przypominających typowy dla tej muzyki growl („During Elevation”).

Mimo entuzjastycznych recenzji (szczególnie w brytyjskich mediach), tak naprawdę trochę nierówny to materiał. Najsłabiej wypadają tu właśnie te eksperymenty z hip-hopem, o wiele lepiej brzmią nagrania osadzone w formule electro czy dubstepu. Generalnie mocno odjechana to muzyka, świadomie i bezceremonialnie odpychająca swą brzydotą. Te niekończące się deformacje i przestery przypominają wczesne dokonania Cristiana Vogela czy Neila Lundstrumma, tutaj jednak są podkręcone na maksa. Trudno słucha się tej płyty i raczej nikt nie będzie sięgał po nią dla przyjemności. „SickElixir” to dźwiękowe requiem Jamiego Robertsa dla jego kumpli, którzy wykończyli się narkotykami. Czy tak widzi świat ktoś, kto przez większość swego 38-letniego życia faszerował się dragami? jeżeli się nie boicie – posłuchajcie sami.

XL Recordings 2025

www.xlrecordings.com

www.facebook.com/xlrecordings

www.facebook.com/BlawanUK/#

Idź do oryginalnego materiału