Obydwu epek słuchałem, ale po prawdzie to nie pamiętam z nich za bardzo niczego. Za to debiutancki I Am the Skel Messiah bardzo zajebisty i, co dość istotne, wcale nie taki hop siup łatwy w odbiorze, jak jakiś późniejszy Deströyer666 czy coś takiego. Tutaj co chwilę wszystko się kontrolowanie rozjeżdża, a raczej odjeżdża każdy w kierunku innego dilera, żeby za chwilę spotkać się ponownie i razem szczać na zakonnice oraz rzygać na hostię i tabernakulum.
Pamiętam, iż jak pierwszy raz tego słuchałem, to właśnie z powodu tego (pozornego) miszmaszu nie podobało mi się to zbytnio, ale z drugiej strony coś tam z tyłu głowy mówiło, żeby dać szansę w inny dzień, np we wtorek. I za drugim czy trzecim razem wszystko wskoczyło na swoje miejsce i teraz już się mocniej trzymam kierownicy jadąc razem z chłopakami napierdalać się dla Dyjabła.
Bardzo dobra płyta, nietuzinkowa, ciekawa, interesująca a jednocześnie chamska i wulgarna. Najlepiej.
Statystyki: autor: DiabelskiDom — 12 min. temu