BitterSweet Festival – relacja z wydarzenia. Nowy najlepszy festiwal w Polsce?

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Pierwsza edycja BitterSweet Festival dobiegła końca, choć jego atmosfera przez cały czas unosi się nad Poznaniem. Już od pierwszych ogłoszeń wydarzenie podkreślało swój wysoki poziom i trzeba przyznać, iż organizatorom udało się sprostać wymaganiom publiczności. BitterSweet to impreza, której brakowało na festiwalowej mapie Polski, a skoro zadebiutowała w takim stylu, to jej przyszłość maluje się w bardzo pozytywnych barwach.

To, co przykuło moją uwagę już ponad rok temu, to pomysł na festiwal. Nie ulega wątpliwości, iż Good Taste Production mieli na BitterSweet jasną wizję, której tematem przewodnim była słodko-gorzka nostalgia. Dlatego też kiedy tylko zobaczyłam zagadkowy profil wydarzenia na Instagramie, od razu go zaobserwowałam. Organizatorom nie można odmówić dobrej promocji – ilość kontentu czy konkursów zwróciła na festiwal oczy całego kraju (i nie tylko). Bardzo mnie to ucieszyło, bo jako mieszkanka Poznania czułam, iż brakowało tutaj wydarzenia tego pokroju. Dzięki uprzejmości Good Taste Production mogłam zobaczyć festiwal na własne oczy i przyznaję, iż BitterSweet Festival 2025 pozostanie jedną z najlepszych imprez muzycznych tego roku.

Nelly Furtado na BitterSweet Festival // fot. Czyzewsky

Moja reakcja na line-up imprezy była na pewno zbliżona do odczuć wielu ludzi. Jak udało się ściągnąć takie gwiazdy do Poznania? Chyba pozostanie to tajemnicą, jednak najważniejsze jest to, iż trzy dni festiwalu wybrzmiały fenomenalnie. Pierwszy dzień spędziłam na koncertach Julii Wieniawy, Natashy Bedingfield i oczywiście Nelly Furtado, na którą czekałam najbardziej. Ani trochę się nie zawiodłam; co prawda artystka wyszła na scenę z 20 minutowym opóźnieniem, jednak mimo choroby dała świetny koncert. Maneater zmiksowane z Satisfaction to istny ogień. Mówię dosłownie – na BitterSweet ogień ze sceny bił wielokrotnie. Mimo upalnej pogody robiło to wrażenie.

Pozostałe dwa dni również wypadły w moich oczach świetnie, choć na co dzień nie sięgam po muzykę headlinerów. W piątek zostałam zaciągnięta dość blisko sceny na koncert Bedoesa i bawiłam się przednio. Wcześniej wpadłam jednak na małą Nest Fest Stage, na której mogliśmy posłuchać żywiołowego występu Nxdii. Empire Of The Sun zaprezentowali niesamowitą energię połączoną z przyjemną nostalgią, natomiast emocjonalność Post Malone udzieliła się chyba wszystkim. Bardzo się cieszę, iż mogłam doświadczyć na żywo utworów takich jak Rockstar czy Congratulations.

Taco Hemingway na BitterSweet Festival // fot. Hubert Grygielewicz

Choć sobota była chyba najbardziej dotkliwa jeżeli chodzi o temperaturę, to występy zdecydowanie wynagrodziły żar lejący się z nieba. Nie mogłam ominąć koncertów Loreen i naszej wspaniałej Sary James; później odkryłam, iż faktycznie znam kilka piosenek Hurts. Jednak to, co zrobił Taco Hemingway, przeszło najśmielsze oczekiwania nas wszystkich. Jako entuzjastka starszej twórczości rapera jeszcze długo będę wspominać spektakl na żywo, który rozgrywał się przed moimi oczami podczas odegrania całego Trójkąta Warszawskiego. Zwieńczeniem Bittersweet był dla mnie koncert Peggy Gou. Choć nie przepadam za DJ setami, ten wyjątkowo przypadł mi do gustu.

Kontrowersyjną okazała się być lokalizacja festiwalu. Na Cytadeli realizowane są co prawda imprezy muzyczne, jednak nie na taką skalę. Sama muszę przyznać, iż mam mieszane odczucia co do miejscówki BitterSweet. Park niewątpliwie ma swoje zalety; przy ponad 30 stopniach Celsjusza przyjemnie było się schować wśród drzew. W mojej opinii wąskie alejki zdecydowanie nie zdały egzaminu, a sama raz prawie zostałam rozdeptana: siedziałam na trawie, gdy tłum ludzi próbował przedostać się spod dużej sceny do drugiej części festiwalowego miasteczka. Niektórzy w desperacji dosłownie biegli pod pozostałe sceny przez krzaki – pozostawiło to mały niesmak.

Nie wszyscy się jednak ze mną zgadzają. W drodze na koncerty odbyłam w tramwaju krótką rozmowę z festiwalowiczką, która była wręcz zachwycona klimatem tego miejsca oraz samym miastem. Cytując moją rozmówczynię: Poznań dużo zyska na tym festiwalu. Mam nadzieję, iż okaże się to prawdą, bo to miasto rzeczywiście ma sporo do zaoferowania. Dużą w tym rolę odgrywa z resztą Good Taste Production, która będąc poznańską agencją, naprawdę dba o muzyczne atrakcje w stolicy Wielkopolski.

BitterSweet w parku Cytadela // fot. Daria Klimczuk

Pierwsza edycja BitterSweet Festival wypadła naprawdę bardzo dobrze. Brawa dla organizatorów za to, iż na teren imprezy można było przyjść z własną wodą lub bidonem – niech inni się uczą, bo widocznie się da! Muszę też wspomnieć o genialnej orkiestrze, która witała uczestników od samych bram festiwalu. To, co najbardziej mi się w tym festiwalu podobało, to słodka nostalgia, która rozchodziła się ciepłem po całym ciele. Te trzy dni zapamiętam jako powrót do czasów podstawówki, kiedy w wycieczkowym autokarze puszczaliśmy ze znajomymi 05:05 Bedoesa. Jak flashbacki z prób nauczenia się rapowych wersów Post Malone z moją siostrą czy odkrywanie na nowo Nelly Furtado, kiedy w technikum na poważnie zaczęłam interesować się muzyką.

Będę się jednak czepiać ciasnoty, bo jako jedyna zaburzała faktycznie mój komfort. Strefy partnerów były dla mnie zbyt blisko sceny głównej, a podczas koncertów naprawdę było słychać muzykę płynącą z miasteczka festiwalowego. Może to też kwestia mojego wrażliwego słuchu i faktu noszenia zatyczek koncertowych, ale dźwięk momentami źle rozchodził się po parku i muzyka odbijała się w moich uszach podwójnie. Liczę jednak na to, iż jest to kwestia przearanżowania festiwalu, który będzie rósł w siłę.

Fot. główne: Dominika Scheibinger

Idź do oryginalnego materiału