Wystawy zmarłego rok temu Amerykanina zawsze cieszą się ogromną popularnością. Jedna z nich, zorganizowana przez Muzeum Guggenheima w Bilbao, przyciągnęła 710 tys. osób. I co istotne, magnesem okazało się nie wielkie nazwisko, ale – co nie jest dziś normą – same dzieła.
Ulubiony warsztatowy trik Billa Violi to emisja obrazu w zwolnionym tempie. Patent to nienowy, wielokrotnie sprawdzony. Ileż to już razy kinematografia raczyła nas scenami niemal płynących ku sobie po łące kochanków czy osuwającego się powolutku, trafionego kulą żołnierza. Nie wspominając o filmach przyrodniczych z cudownie sunącymi, jakby wyzwolonymi z siły ziemskiego przyciągania gepardami czy antylopami.
Takie spowolnienie to idealny patent na wzmocnienie patosu lub liryzmu. Spowolnienie upływu czasu, choćby tylko na ekranie, zawsze dobrze się odbiera, a Viola uczynił z niego swój znak firmowy. Projekcja pokazywanego w Toruniu jednego z najsłynniejszych filmów Violi „The Greeting” z 1980 r. trwa ok. 10 minut, ale gdyby wyemitować go w tempie, w jakim został nagrany, trwałby zaledwie… 45 sekund. W pracy „Anima” minuta nagrania została rozciągnięta do 81 minut i choćby mrugnięcie powieką zdaje się tu trwać i trwać.