Biblioteki niezwykłe – Biblioteka na Głównej

kulturaupodstaw.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: fot. M. Adamczewska


Na ile główna jest Główna?

Jak sama nazwa wskazuje, powstała z inicjatywny sąsiedzkiej i jest biblioteką społeczną, stworzoną przez mieszkańców i dla mieszkańców dzielnicy Główna. Dzielnicy położonej nad rzeką Główną, sama zaś biblioteka mieści się, oczywiście, przy ulicy Głównej.

fot. M. Adamczewska

Nazwa zawsze mnie zastanawiała. Wydawało mi się, iż to ze względu na dominującą ulicę w tej części Poznania. Nazwa ta jednak może mieć znacznie ciekawsze znaczenie. Dawny, średniowieczny zapis brzmiał „Głowno” i możliwe, iż pochodził albo od słowa „głowa”, która w kontekście topograficznym znaczy wzniesienie, albo od słowa „goły”, czyli nieporośnięty. Za tym drugim wariantem świadczy zapis z 1564 roku, mówiący o tym, iż dokoła wieś porastały bory.

Jest jeszcze legenda, powtarzana przez mieszkańców, która opowiada, iż terenem tym zachwycił się sam Napoleon Bonaparte, który miał w pobliżu rzeki kwaterę główną i… stąd, wiadomo, Główna.

Jak było – nie wiem. Jedno jest pewne: dzielnica te nie jest już wsią. Nie porastają jej bory. Zmienia się, i to ostatnimi czasy bardzo, tracąc swój unikalny małomiasteczkowy charakter. Pojawiają się nowe osiedla, pomiędzy wiekowe magazyny i fabryki deweloperzy wciskają swoje bloki. Obok wielopokoleniowych rodzin ze starych kamienic zaczynają tu mieszkać zupełnie nowi ludzie, jedni na chwilę, inni na dłużej. I nie jest już tak, iż prawie wszyscy lepiej lub gorzej się znają.

Sąsiedzi

Jednakże dzięki niezwykłej inicjatywie, jaką jest Fyrtel Główna, ci nowi i starzy mieszkańcy mają miejsce, w którym mogą się spotkać. Budynek domu kultury z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie powstał, ale na poddaszu stuletniej „czerwony szkoły” na ulicy Głównej pod numerem 42 narodziło się społeczne centrum kultury. Tam też pojawiła się Biblioteka Sąsiedzka.

fot. M. Adamczewska

Biblioteka stworzona przez zamieszkującą tu społeczność, czyli wszystkich, którzy zaangażowali się w zaprojektowanie i wyremontowanie poddasza, wyposażenie go w regały i książki, stworzenie katalogu i udostępnianie ofiarowanych egzemplarzy. Sami mieszkańcy i mieszkanki zbili regały ze skrzynek po warzywach i upakowali w nich ponad dziesięć tysięcy tytułów.

Zrobiło się przytulnie, jak to na poddaszu. A co najważniejsze, powstała też przestrzeń do spotkań i warsztatów, wymiany myśli i pomysłów, i to wszystko dla ludzi w różnym wieku. Od najmłodszych mieszkańców fyrtla Główna do seniorów.

Czytać ze SMAKiem

SMAK, czyli Stowarzyszenie Młodych Animatorów Kultury, organizuje i angażuje się w działania wolontariatu. Czytają, grają, gotują, przeprowadzają warsztaty wszelkiego rodzaju, porządkują książki i organizują niebanalne akcje czytelnicze. I przy tych właśnie książkach chciałabym się jeszcze chwilę zatrzymać. Potrafię sobie wyobrazić radość, jaka pojawiła się przy zbieraniu pierwszych tytułów. W dniu otwarcia było ich dwa i pół tysiąca, a w kilka dni później już trzy tysiące. Teraz ponad dziesięć tysięcy i niestety poszerzanie zbiorów należy powstrzymać. Książki się nie kurczą, półki nie rozciągają, a miejsca nie przybywa. Należy też prowadzić selekcję. Wypożyczają się romanse, kryminały, lektury, książki dziecięce i wiele innych. Ale niestety są też takie, których czasy świetności już dawno minęły.

fot. M. Adamczewska

Książki, które za młodu pachniały nowością, zdobiły meblościanki, były brane do rąk, gładzone, czytane. Pamiętam czasy, kiedy to jednym z moich ulubionych zajęć było kartkowanie „Encyklopedii PWN”, czytanie na wyrywki „Słownika wyrazów obcych” lub dla odmiany „Mitów i tradycji kultury”. Zdobycie każdej z tych pozycji to zupełnie oddzielna opowieść, czasami mrożąca krew w żyłach, przede wszystkim od stania w kolejce przed księgarnią w zimę.

Dziś czasy się zmieniły, wszelkie leksykony, opasłe angielsko-polskie i polsko-angielskie „oxfordy”, księgi cytatów, historie literatur wszelakich są dzisiaj niepotrzebne. Zastąpiły je wersje internetowe i – jeżeli nie nadejdzie jakaś apokalipsa – to się już nie zmieni. Niektóre książki z kolei zestarzały się ze względu na tematykę lub rażącą nieprawdziwość historyczną i polityczną. Chyba nikt już nie będzie czytał wielu książek mojego dzieciństwa.

Nowe miejsce dla starych książek

Często właśnie dla nich szuka się nowego miejsca. Czasami ktoś umarł, wyjechał lub przeprowadza do nowego mieszkania, a cennych metrów kwadratowych mało.

Smuci mnie to zawsze, iż książki się starzeją, iż robią się niepotrzebne. Z drugiej jednak strony pocieszający jest fakt, iż w dalszym ciągu książka to taki przedmiot, który darzy się większym szacunkiem, którego tak bezmyślnie do kosza się nie wyrzuca. Że ciągle tli się nadzieja, iż mogą jeszcze się przydać, iż jeszcze komuś posłużą, iż może ktoś coś jeszcze z nich wyczyta.

fot. M. Adamczewska

W Bibliotece Sąsiedzkiej znaleziono sposób, by choć niektóre książki nie wylądowały w niebieskim worku. Wymyślono, co bardzo mi się spodobało, by je ustawić jedna na drugiej, wygiąć w łuk i niech tryumfują od podłogi do sufitu, rzeźbiąc przestrzeń i obwieszczając, iż to wejście do zupełnie innego świata. Świata sąsiadów, mieszkańców i mieszkanek Fyrtla na Głównej. Miejsce, w którym bez zapisów, bez opłat mogą sobie wypożyczyć książkę, przyjść i pobyć trochę w miłej atmosferze.

Bo biblioteki tak już mają, iż odcinają świat zewnętrzny i przenoszą w zupełnie inne miejsce. Zupełnie niespodziewanie można zostać bibliotekarzem, animatorem, wolontariuszem… i odnaleźć się w zupełnie innych rolach. Poznać trochę bardziej siebie i innych.

W mojej opinii ani miasto, ani Główna nie mają szczęścia do urbanistów z wizją, ale wiem, i tego akurat jestem pewna, iż ma szczęście do wspaniałych, zaangażowanych ludzi, którzy poświęcają swój czas, by nam wszystkim żyło się lepiej. Podziwiam i gratuluję.

Idź do oryginalnego materiału