BEST OF 16. American Film Festival

film.org.pl 1 tydzień temu

American Film Festival A.D 2025 dobiegł końca. Z tej okazji trójka zaprzyjaźnionych z portalem redaktorów postanowiła wybrać najciekawsze tytuły tegorocznej edycji. Na jakie perły amerykańskiego kina niezależnego warto zwrócić uwagę w najblższym czasie? Podpowiadamy.

Michał Kaczoń

1. Kopnęłabym cię, gdybym mogła – Rose Byrne jako matka chorej dziewczynki, która próbuje nie zwariować, gdy wszystko wokół wali jej się na głowę. Dosłownie. Już w pierwszej scenie sufit sypialni zawala się pod wpływem pękniętej rury, przez co pomieszczenie i samo lokum stają się niezdatne do mieszkania. A to dopiero początek problemów i szalelnie dziwnych wydarzeń.

Tym co najlepiej działa w filmie Mary Bronstein jest przede wszystkim kwestia perspektywy – widz zostaje wrzucony w całe to szaleństwo, a reżyserka każe mu współodczuwać bolączki bohaterki. Dzięki temu seans staje się intensywną jazdą bez trzymanki, która potrafi emocjonalnie przeorać (w pozytywnym sensie). Rzeczywiście po projekcji przyda się człowiekowi złapać oddech – kumpela polecała mi spacer po wyjściu z sali i w sumie miała rację.

Wspaniałe Kino na wysokim poziomie, które zjednało sobie dość uniwersalną przychylność wśród widowni festiwalowej. Jestem bardzo interesujący szerokiego odbioru.

2. Twinless – świetnie napisany, cudownie zagrany* komediodramat o żałobie, przyjaźni, zauroczeniu, potrzebie bliskości i kłamstwach, które jesteśmy w stanie opowiadać dla osiągnięcia celu. Przewrotne, zabawne, urocze, miłe i w lekki sposób opowiadające o rzeczach trudnych. James Sweeney świetnie zmienia rejestry, tworząc smakowity miks.

*Dylan O’Brien rzeczywiście jest doskonały, a jego rola zniuansowana – moment rozmowy ze zmarłym bratem przez pośrednika w hotelu, pokazuje pełen wachlarz emocji aktora, dzięki czemu scena potrafi chwycić za serce.

3. Zgiń kochanie – trochę wariacja na temat ”Mother!”, choć mniej odjechana. Film bliski tematycznie najlepszemu filmowi festiwalu z pozycji numer jeden, poprzez temat oraz sposób narracji – lekko rwany, nieco chaotyczny. Dzięki niektórym motywom – w szczególności irytującemu ujadaniu psa – reżyserka też stara się oddać stan emocjonalny bohaterki. Jennifer Lawrence dwoi się i troi na ekranie, by pokazać postępujące zmęczenie i wynikający z niego rodzaj szaleństwa. I choć jest świetna, nie ma podjazdu do Rose Byrne. Niemniej – pyszna rola i angażujący, dobry, choć nielekki film!

4. Rebuilding – zwyczajnie wholesome. Film prościutki, acz wzruszający. Z potencjałem spodobania się bardzo szerokiej publiczności (sam pokażę go kiedyś rodzicom). O ludzkich odruchach i o tym, iż do dobrego życia potrzebujesz „kochać i być kochanym”. Reszta jakoś się ułoży. Przyjemniutki!

5. Oszołomy z Baltimore kolejny uroczy film w tym zestawieniu. Film do pośmiania, powzruszania się i zaangażowania emocjonalnego. Mega przyjemniutkie. Fajni bohaterowie, zgrabnie napisany scenariusz, nienachalny humor. Amerykańskie indie at its finest! Duża polecajka! Przez świąteczny setting dobre na double-feature z poważniejszym, ale niemniej urokliwym „The Holdovers”.

+ Absolutny sztos: „SubUrbia” Linklatera z 1996 roku – świetny scenariusz, super bohaterowie i Ameryka zamknięta na stacji benzynowej

+ 2: „Christy” – bardzo porządny biopic, napisany zgodnie z prawidłami gatunku: emocjonujący, angażujący, properly good!

Jan Brzozowski

1. Kopnęłabym cię, gdybym mogła – thriller macierzyński najwyższych lotów. Chwyta za gardło i już nie puszcza, wrzucając widza w perspektywę kobiety, której życie już dgawno wymknęło się spod kontroli. Znakomita Rose Byrne, kilka gorszy ASAP Rocky, oficjalnie dołączający do grona utalentowanych raperów-aktorów, i animatroniczny chomik, którego krótkiego występu – gwarantuję – nie zapomnicie do końca życia do

2. Mastermind – inteligentna dekonstrukcja heist movie, wyreżyserowana z precyzją godną Roberta Bressona. Kelly Reichardt w fantastycznej formie oraz humorze – znajdziemy tu jedną z najzabawniejszych sekwencji napadu w historii kina. Więcej w recenzji.

3. Blue Moon – ten lepszy z tegorocznych filmów Linklatera. Elegancko zainscenizowany, zabawny, melancholijny, z kilkoma świetnymi kreacjami aktorskimi. Ethan Hawke jako Laurence Hurt idzie po nominację, a może i choćby po Oscara.

4. Projekt Zodiak – kiedy brak praw do książki nie pozwala ci nakręcić dokumentu true crime, nie załamuj się. Po prostu nakręć film o tym, jak wyglądałby twój wymarzony dokument, opisując po kolei każdą sekwencję i obnażając schematy rządzące podgatunkiem.

5. Oszołomy z Baltimore – komedia świąteczna co się zowie: o depresji, alkoholizmie i nieudanej próbie samobójczej. Ale przede wszystkim o tym, iż – jak powiedział niegdyś pewien mądry skryba – „to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie”.

Jędrzej Paczkowski

1. Kopnęłabym cię, gdybym mogła – zdecydowanie najbardziej intensywny seans tegorocznego festiwalu. Życie Lindy, sprowadzające się do całodobowej opieki nad chorym dzieckiem i bezsilnej walki z całym światem, reżyserka Mary Bronstein zmienia w pełnoprawny horror. Z kolei grająca główną rolę Rose Byrne, pokazywana niemal wyłącznie na zbliżeniach, zasługuje przynajmniej na oscarową nominację.

2. Desperat – film Gusa Van Santa to elegancki hołd dla zaangażowanego społecznie kina lat 70., nieograniczający się jednak zaledwie do kinofilskich cytatów. Reżyser wykorzystuje retro-estetykę, aby przekazać parę gorzkich obserwacji również o współczesnym korpo-pejzażu. Do tego sprawnie równoważy suspens z poczuciem humoru i świetnie prowadzi obsadę, na czele z Billem Skarsgårdem w głównej roli.

3. Mastermind – z jednej strony sensacyjny z pozoru punkt wyjścia i jedna z zabawniejszych scen rabunkowych, jakie mogliśmy oglądać w kinie; z drugiej – metodyczne, niespieszne tempo i ostentacyjnie oddramatyzowany styl narracji. Film Kelly Reichardt nie każdemu przypadnie do gustu, warto jednak dać mu szansę i poddać się jego niepozornemu urokowi.

4. Blue Moon – przyznaję, iż po filmie Richarda Linklateraspodziewałem się zaledwie pustego popisu reżyserskiejerudycji (na wzór innego filmu twórcy, tegorocznej Nowej fali). Blue Moon to jednak przede wszystkim niejednoznaczny portret bohatera – legendarnego tekściarza Lorenza Harta, który w interpretacji Ethana Hawke’a jest zarówno czarującym i inteligentnym gawędziarzem, jak i pogubionym, przeraźliwie samotnym facetem. Tym razem Linklater znalazł sposób, aby z wyliczanki głośnych nazwisk i tytułów wydobyć przejmujący i fascynujący dramat.

5. Megadoc – niby standardowy making-of z planu Megalopolis, w rzeczywistości rozważanie nad granicą dzielącą artystyczne wizjonerstwo od artystycznego szaleństwa. Mike Figgis skrupulatnie dokumentuje proces powstawania filmu Coppoli, pozwala wybrzmieć zarówno „wyznawcom”, jak i sceptykom – a ostateczna ocena i tak należy do widza.

Idź do oryginalnego materiału