BERLINALE 2025: Zasłużony Złoty Niedźwiedź? Recenzujemy

filmweb.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: plakat


Zwycięzcą 75. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie został Norweg Dag Johan Haugerud. Jego film "Dreams (Sex Love)" triumfował w Konkursie Głównym. Nagrodę za najlepszą rolę główną zdobyła z kolei Rose Byrne wyróżniona za występ w "If I Had Legs I'd Kick You" w reżyserii Mary Bronstein. Jak oceniamy werdykt jury pod przewodnictwem Todda Haynesa? Przeczytajcie nasze recenzje obu wyróżnionych filmów. Piszą Marcin Prymas i Agnieszka Pilacińska.

***

recenzja filmu "Dreams (Sex Love)", reż. Dag Johan Haugerud


Madame
autor: Marcin Prymas

Niezliczone rozmowy przeprowadzone we własnej głowie, fascynacja przyćmiewająca obecność innych ludzi, poczucie wyjątkowości, a w końcu wszechogarniająca potrzeba bliskości Tej osoby… Nastoletnie zauroczenie ma siłę neodymowego magnesu, miażdży wszystko, by przeprowadzić swoją niewinną ofiarę w dorosłość. To właśnie te uniwersalne przeżycia przedstawione w "Dreams (Sex Love)" Daga Johana Haugeruda przełamały trwającą w ostatnich latach dominację kina politycznego wśród zwycięzców Berlinale.


Nastolatki, trochę jak koty, mają tendencję do zagarniania sobą całej dostępnej przestrzeni, bezlitosnego okupowania uwagi otoczenia i absolutnego priorytetyzowania własnych potrzeb oraz emocji. Taka właśnie jest nasza rohmerowska protagonistka Johanne (Ella Øverbye, znana z głównej roli we wcześniejszym filmie reżysera, "Nasze dzieci" 2019). Przyjdzie nam wysłuchać jej niemal dwugodzinnego monologu. To ona z perspektywy (nieodległego) czasu opowiada o swoich uczuciach, zachowaniach i wydarzeniach związanych z nauczycielką francuskiego Johanną (Selome Emnetu). Pierwsze spotkanie, poczucie wyjątkowości i więzi, fantazjowanie o jej ciele schowanym pod manualnie dzierganymi wełnianymi swetrami, a w końcu nauka robienia na drutach w jej mieszkaniu, wspólne rozmowy, ukradkowe dotknięcia. To wszystko jest przedstawione w sposób jednocześnie przeuroczy, ewokujący nostalgię za młodością, i niepokojący, gdy uwagę zwraca nagle jakieś przemilczenie.

Chociaż powoli odkrywana melodramatyczna historia pierwszego lesbijskiego zauroczenia stanowi tu wątek przewodni, to całość opiera się na warstwie nadbudowy – poświęconej temu niemożliwemu związkowi noweli napisanej przez Johanne. Tekst stworzyła w celu unieśmiertelnienia wspomnienia, dania sobie możliwości spojrzenia na własne życie z boku. Napisane słowa mają jednak swój ciężar, wymagają czytelników, publikacji, recenzji, wypalają dziurę w kieszeni i sercu. Bohaterka w końcu im ulega, wiedząc, iż to błąd, i podrzuca tekst – najpierw babci, zawodowej pisarce żyjącej wspomnieniami feministycznej rewolty lat 60., a następnie matce. Starsze kobiety, jej opiekunki i przewodniczki, najpierw z przerażeniem, a potem z fascynacją zagłębiają się w lekturze przepełnionych erotyzmem wspomnień siedemnastolatki. Pojawia się choćby pomysł wydania go drukiem…

Całą recenzję "Dreams (Sex Love)" autorstwa Marcina Prymasa przeczytacie TUTAJ.

***

recenzja filmu "If I Had Legs I'd Kick You", reż. Mary Bronstein


Matki portret własny
autorka: Agnieszka Pilacinska

Mary Bronstein już swoim debiutem dała się poznać jako reżyserka charakterna, z własnym pomysłem na kino. Nie inaczej jest w przypadku jej nowego dziecka. "If I Had Legs I'd Kick You" to rozpieszczająca formalnie duszna opowieść o macierzyństwie, powolnej utracie kontroli, rozczarowaniu rzeczywistością i mechanizmach kompensacyjnych mających teoretycznie przynieść ulgę, w praktyce jednak tylko opóźniających zapłon tykającej bomby.


Już pierwsze ujęcia filmu zwiastują narracyjną ucztę. Kamera Christophera Messiny wycelowana zostaje prosto w główną bohaterkę, Lindę (Rose Byrne). Kobieta bierze udział w sesji terapeutycznej wraz ze swoją córką (Delaney Quinn) i uparcie zaprzecza jej słowom, jakoby była smutna. Dziecko, mimo iż gra tu kluczową rolę, niemal przez cały czas znajduje się poza naszym polem widzenia. Dzięki temu dostajemy soczystą wiwisekcję postaci Lindy. Kobieta podróżuje po mapie tych samych dni, uwięziona w rzeczywistości, której nie zamawiała, zmagając się z nieokreśloną, metaboliczną lub psychosomatyczną chorobą córki. Przypadłość uniemożliwia jej jedzenie, a co za tym idzie, przybieranie na wadze – i zmusza dziewczynkę do przyjmowania pokarmów dojelitowo dzięki specjalnej tuby i mieszanin odżywczych. Poza kadrem – i życiem bohaterek – znajduje się także pracujący jako pilot mąż i ojciec (Christian Slater). Linda pozostaje zatem przez większość czasu sama ze swoimi problemami. Za wątpliwą towarzyszkę życia będzie miała tylko wielką, powstałą w wyniku pęknięcia rury dziurę w suficie, która wyznaczy dalszy kierunek akcji. Zdekonstruowana bezpieczna przestrzeń domu nie tylko wymusi na rodzinie tymczasową przeprowadzkę do motelu, ale też sprowokuje kobietę do konfrontacji z jej obecnym życiem.

Narastający z każdą sceną rozpad rzeczywistości potęgują niekorzystne wyniki badań dziewczynki i coraz bardziej realna wizja rozszerzenia leczenia – cokolwiek miałoby to oznaczać. W Lindzie budzi to jedynie kolejne pokłady lęku. W pracy, poradni zdrowia psychicznego, nie jest lepiej. Kolega po fachu i superwizor Lindy (Conan O'Brien) traci powoli do niej cierpliwość. Mozaika klientów także nie poprawia sytuacji: Caroline (Danielle Macdonald), świeżo upieczona i nieco przewrażliwiona na punkcie swojej nowej roli matka, wydzwania do niej po nocach; Stephen (Daniel Zolghadri) przelewa na nią uczucia, opowiadając o swoich sennych marzeniach i żądając uwagi, a Kate (Ella Beatty), typowa przedstawicielka pokolenia Z, żyje głównie sprawami mediów społecznościowych i influencerów, coraz częściej budząc w swojej terapeutce irytację. Na domiar złego ekipie remontowej nie pali się, żeby załatać nieszczęsny uszczerbek w konstrukcji domu. Świat dociska naszą bohaterkę z każdej strony i nie zanosi się na to, żeby miał zamiar przestać.

Całą recenzję "If I Had Legs I'd Kick You" autorstwa Agnieszki Pilacińskiej przeczytacie TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału