„Becoming Led Zeppelin” – o narodzinach legendy [RECENZJA]

filmawka.pl 4 godzin temu

Bogowie rocka. Legendy muzyki. Nieziemscy wirtuozi. Ponadczasowi prekursorzy. Jakkolwiek ich się nie nazwie, Led Zeppelin to zespół, o którym każdy słyszał i na zawsze zapisał się na kartach historii. Ich muzyka przebiła się do meandrów popkultury – pojawiając się w filmach, serialach, coverach czy regularnie będąc wybieraną w zestawieniach najlepszych utworów wszech czasów. A tych mieli tak dużo, iż eksperci w dalszym ciągu nie są w stanie jednogłośnie stwierdzić, czy na szczycie tego piedestału należy stawiać Stairway To Heaven, Whole Lotta Love, Kashmir, Immigrant Song czy którąkolwiek z innych kompozycji zespołu. Jak jednak doszło do tego, iż czwórka brytyjskich muzyków postanowiła zacząć wspólnie grać, by ostatecznie sprzedać ponad 100 milionów płyt w samych Stanach Zjednoczonych i kolejne dwa razy tyle na całym świecie?

Z odpowiedzią na to oraz wiele innych pytań przychodzi Bernard MacMahon ze swoim dokumentem Becoming Led Zeppelin. Dłuższa o kwadrans pierwotna wersja filmu była wyświetlana na festiwalu w Wenecji w 2021 roku. Po latach produkcja ostatecznie trafiła do krótkiej i ograniczonej dystrybucji – w Polsce trwała ona zaledwie kilka dni, a filmy wyświetlane były jedynie w kinach IMAX. Jako osoba, dla której Led Zeppelin było przez niemalże całe życie największą muzyczną inspiracją, nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż postać Jimmy’ego Page’a sprawiła, iż pierwszą zakupioną przeze mnie gitarą elektryczną był właśnie Les Paul.

Becoming Led Zeppelin skupia się, zgodnie z tytułem, na początkach zespołu, nakreślając przy tym przeszłość (i dzieciństwo) artystów. Tym samym film przedstawia okoliczności, w których Jimmy Page, John Paul Jones, Robert Plant i John Bonham spotkali się z zamiarem tworzenia muzyki – rewolucyjnej, takiej, jakiej nikt wcześniej nie słyszał. Dowiadujemy się bardzo wiele o ich przeszłości, początkach i inspiracjach. W efekcie, w dokumencie pojawiają się liczne smaczki, o których choćby jako ogromny fan zespołu, mający na koncie lekturę licznych pozycji biograficznych traktujących o zespole, nie wiedziałem. Wszystko dlatego, iż cała historia została przedstawiona z perspektywy samych muzyków.

fot. „Becoming Led Zeppelin” / materiały prasowe Valkea Media S.A.

Film bazuje na świeżo udzielonych wywiadach z trójką z nich, nagranych specjalnie na potrzeby produkcji. Słyszymy jednak przy tym również wypowiedzi oczywistego nieobecnego – zmarłego w 1980 roku perkusisty Johna Bonhama. Ich źródłem jest jeden z niewielu wywiadów, których muzyk udzielił za życia, a który został pierwszy raz upubliczniony właśnie za sprawą Becoming Led Zeppelin. Nie tylko „obecność” Bonzo sprawia, iż jest to produkcja wyjątkowa. Bernard MacMahon zawarł w swoim dziele mnóstwo niepublikowanych wcześniej nagrań i materiałów, które w większości pochodziły z prywatnych archiwów. Zostały one w wielu przypadkach odrestaurowane i przyzwoicie zmontowane na potrzeby dokumentu. Wszystko po to, by jak najlepiej przedstawić początki zespołu i wyjaśnić, co wpłynęło na jego sukces, którym niewątpliwie było zostanie najlepiej sprzedającą się kapelą tamtych czasów, przebijającą pod tym względem choćby The Beatles.

W trakcie seansu targały mną bardzo różnorodne emocje. Zaczęło się od ekscytacji, podsycanej przechodzącymi przez moje ciało ciarkami, gdy na samym początku Becoming Led Zeppelin usłyszałem potężny riff z Good Times Bad Times. Później dominowało wzruszenie, zarówno od tak wiele znaczącej dla mnie muzyki jak i bardzo intymnych wyznań muzyków, którzy wprost opowiadali o swoich inspiracjach i licznych trudnościach, z którymi zmagali się na początku kariery. Tym, co uderzyło mnie na końcu seansu było jednak lekkie rozczarowanie – tym, iż film już się skończył. O ile tytuł Becoming Led Zeppelin sam w sobie implikuje historię o początkach zespołu, tak w moim odczuciu na ekranie zostało przedstawione trochę zbyt mało.

MacMahon przedstawił historię od momentu gdy członkowie Led Zeppelin po raz pierwszy postanowili tworzyć muzykę, do wydania drugiego (z dziewięciu łącznie!) albumu. Pokazał, iż prawdziwą siłą zespołu było to, iż każda z tworzących go osób inspirowała się zupełnie innymi klimatami muzycznymi. Z tym, iż to, co w tej chwili znamy pod nazwą Led Zeppelin, wykształciło się tak naprawdę troszkę później niż na pierwszych dwóch albumach. Brakowało mi więc dopełnienia historii w postaci opisu kreatywnych sesji w malowniczej chatce w Bron-Yr-Aur czy przynajmniej opowieści o tworzeniu najbardziej znanych w tej chwili hitów zespołu. jeżeli temat zostałby pociągnięty chociaż do momentu wydania albumu Led Zeppelin IV, film by bardzo dużo zyskał. choćby w sytuacji, gdy miałoby to miejsce kosztem skrócenia niektórych nagrań koncertowych, wypełniających trwające zaledwie dwie godziny Becoming Led Zeppelin.

fot. „Becoming Led Zeppelin” / materiały prasowe Valkea Media S.A.

Osoby znające zespół jedynie z muzyki, nie wczytujące się wcześniej w pozycje biograficzne, nie dowiedzą się z seansu dlaczego Jimmy Page grał na koncertach niektóre utwory na charakterystycznym, dwugryfowym Gibsonie EDS-1275, jak popularność i pieniądze wpłynęły na muzyków ani jak ogromnym wsparciem przez cały czas istnienia zespołu był Peter Grant. Bernard MacMahon ograniczył swoją ingerencję w materiał źródłowy do absolutnego minimum, skupiając się na archiwalnych nagraniach oraz przede wszystkim samych wypowiedziach wielkiej czwórki. A członkowie zespołu, jak się można domyślić, niekoniecznie przedstawiają każdy fakt w sposób obiektywny.

Becoming Led Zeppelin to film, na który z sentymentu uda się na seans wiele osób, słuchających tego zespołu przez długie lata, z chęcią dowiedzenia się o nim czegoś więcej. Ciężko przy tym jednoznacznie stwierdzić, kto dokładnie stanowi grupę docelową odbiorców. Zagorzali fani Led Zeppelin nie dowiedzą się z dokumentu MacMahona niczego nowego, prócz kilku dość mało istotnych ciekawostek (w stylu niechęci żony Johna Bonhama do postaci Roberta Planta), usłyszenia głosu i niepublikowanych nigdy wcześniej wypowiedzi Bonzo czy obejrzenia fragmentów niedostępnych nigdzie indziej wystąpień zespołu. Osoby, które chcą się dowiedzieć więcej o samym Led Zeppelin, poczują natomiast rozczarowanie. W końcu większość najbardziej znanych utworów zespołu powstała już po okresie przedstawionym w produkcji. Ja jednak, należąc do pierwszej grupy, w ogólnym rozrachunku nieco się zawiodłem. Żałuję przede wszystkim, iż film trafił do kin jedynie na te kilka dni. W przeciwnym wypadku z chęcią obejrzałbym go ponownie na wielkim ekranie, tym razem z góry wiedząc, czego się spodziewać, relaksując się w rytmach muzyki, która ukształtowała mój gust i sprawiła, iż sam sięgnąłem po gitarę.


Korekta: Magda Wołowska

Idź do oryginalnego materiału