Klaudia Kolasa, Gazeta.pl: Zacznijmy od historii. Opowiedz o swojej chorobie.
Bartłomiej Nowosielski, aktor: Świadomość tego, iż jestem chory, pojawiła się w dorosłym życiu, ale początki choroby otyłościowej rozpoczęły się w wieku dziecięcym. Miałem wtedy 12 lat i regularnie spotykałem się z dyskryminacją w szkole. Wołano: "Grubas!", "Tucznik na bramkę!". Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego, iż choruję. Te docinki zostawały w psychice dziecka. Pamiętam, jak raz postawiłem się jednemu chłopakowi. To było trudne, bo nie miałem i nie mam w sobie takiego zacięcia, mimo zamiłowania do sportu i aktywności.
REKLAMA
Zobacz wideo Małgorzata Socha przebiegnie kiedyś maraton? [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Co się wydarzyło?
Byłem na koloniach w Woli Zaradzyńskiej, to bardzo fajne miejsce, wielokrotnie tam jeździłem. Tego dnia graliśmy w piłkę. Dwóch najsilniejszych duchowo chłopców zostało kapitanami i kompletowali skład swoich drużyn. Ja zostałem wybrany jako jeden z ostatnich, przy czym rzucono standardowe: "Gruby na bramkę". choćby lubiłem stać na bramce, więc nie narzekałem. Tylko iż jeden z kolegów wymyślił sobie zabawę, już po meczu, żeby kopać piłkę tak, by trafić we mnie. Podrzucał, kopał i parę razy z różnych odległości mu się udało. Rozpłakałem się. Czułem, iż to duża niesprawiedliwość.
W tamtych latach była inna tolerancja na tego typu zachowania. Może dziś spotkałoby się to z dużym sprzeciwem. Ja słyszałem: "Bądź mężczyzną. Poradź sobie z tym". Przypomniałem sobie słowa taty: "Trzeba się raz postawić, żeby określić granice. Nie możesz sobie na to pozwalać". Zebrałem się w sobie... Wdaliśmy się w bójkę. Efekt był taki, iż nabrano do mnie ogromnego szacunku. Nikt mnie już więcej nie tknął. Po latach myślę sobie, iż to nie było rozwiązanie, ale jako dziecko nie potrafiłem rozwiązać tego inaczej.
Potem, już w dorosłym życiu, dowiedziałeś się, iż chorujesz na chorobę otyłościową.
Punktem zwrotnym było to, iż moja żona zauważyła u mnie bezdech senny. Zawieszałem się w nocy, ona dawała mi kuksańce, żeby mnie wybudzić. Budziłem się rano i według mnie było wszystko w porządku. Natomiast opowiadała, iż choćby na kilkadziesiąt sekund zawieszałem oddech. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Widziałem, iż Ewelina jest tym zmęczona, iż się martwi. Postanowiłem pójść do kliniki snu w Łodzi. Lekarz dał mi specjalne urządzenie, którego zadaniem było sprawdzenie ilości bezdechów sennych. Okazało się, iż liczba przekraczała normę kilkusetkrotnie. To jedno z powikłań choroby otyłościowej. Usłyszałem, iż jak tak dalej pójdzie, to w znaczący sposób skrócę sobie życie. Mocno mnie to wystraszyło. Mam żonę, mam córki... jest dla kogo żyć.
Zdaje się, iż dokładnie usłyszałeś wtedy, iż zostały ci trzy lata życia?
Tak, iż jeżeli tak dalej pójdzie, to mam trzy lata życia. A byłem wtedy przed czterdziestką, więc nie brzmiało to dobrze.
O czym pomyślałeś?
Że trzy lata życia nie wchodzą w grę. Pomyślałem, iż skoro wiem o chorobie i jej powikłaniach, to nie mogę być bierny. I podjąłem kilka ważnych decyzji.
To znaczy?
To jest trudny temat, bo zawsze byłem bardzo aktywnym chłopakiem. Przez wiele lat grałem w koszykówkę. Grałem w reprezentacji liceum, potem na studiach. Grałem w lidze amatorskiej, osiągaliśmy duże sukcesy. Regularność treningów i meczów była dosyć duża, więc ja byłem bardzo sprawnym gościem. Mało tego, bardzo lubiłem i przez cały czas lubię intensywny wysiłek fizyczny. Zresztą aktorstwo - zawód, który uprawiam, wymaga mocnej kondycji fizycznej. To nie jest zawód dla ludzi, którzy sprawni nie są.
Jeździłem na rowerze, chodziłem na spacery. Oczywiście to nie była taka dynamika sportu, jaka była w młodzieńczych latach, bo zbliżałem się do czterdziestki. Możliwości już były inne, inna kondycja. Kiedyś potrafiłem przez dwie godziny biegać na treningu i jeszcze potem zagrać mecz. Bardzo też lubię wodę, chodziłem na basen. Starałem się, mimo specyfiki mojego zawodu, która utrudnia pewną regularność, robić to jak najczęściej mogłem.
Jesteś Ambasadorem kampanii "Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości". Starasz się edukować ludzi na temat choroby otyłościowej.
Czasem czytam komentarze pod wywiadami, których udzielam. Ludzie są bardzo mocno niewyedukowani w tej kwestii. Oceniają i stygmatyzują. Nigdy nie ukrywałem tego, iż w tej chwili mam nawrót choroby. To choroba przewlekła, będzie towarzyszyła mi do końca życia. W komentarzach czytam: "Weź się za siebie. Jak ktoś taki może w ogóle o tym mówić?".
Mnie to dotyka, ale uważam, iż podstawa hejtu leży w niewiedzy. Człowiek po drugiej stronie nie pochyla się nad tematem. Za to zamieszcza taki komentarz, pod którym potem widzę dziesięć polubień. Zastanawiam się, czy reagować, czy nie. Odpowiadać, tłumaczyć? To mocno krzywdzące.
Co byś odpowiedział?
To trudne pytanie. Gdy zastanawiałem się, czemu zostałem Ambasadorem kampanii "Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości", to uświadomiłem sobie, iż moja rola w tym wszystkim jest taka, żeby przez swój zawód i rozpoznawalność, docierać z edukacją do szerszego grona osób. Jako aktor mogę się otwarcie przyznać, iż jestem chory na otyłość i opowiadać swoją historię. To nie jest choroba, która dotyka tylko pana X czy Y. Może dotknąć każdego. Z każdego środowiska.
Powiedziałbym, iż trzeba ważyć słowa. Czasami słowa potrafią zaboleć. Niektórzy komentują na Instagramie ze swojego profilu. Potem wchodzę na ten profil i widzę ojca czy dziadka, który pewnie ma fantastyczną relację z dziećmi. Tylko pojawia się myśl: Jaki on daje przykład, zostawiając w sieci takie komentarze? Czy rodzina byłaby z niego dumna?
Pewnie nie zastanawia się nad tym, pisząc komentarz. Z drugiej strony myślę sobie, iż aktorzy nieustannie są oceniani przez pryzmat wyglądu. Czy choroba miała jakikolwiek wpływ na twoje życie zawodowe?
Mówiono: "Bartek ma charakterystyczne warunki". Jest mało aktorów o takich warunkach jak ja. Natomiast jak zdawałem do szkoły teatralnej ponad 20 lat temu, to od pani profesor usłyszałem zdanie, które powtarzam sobie w słabszych chwilach: "Bartek warunki, warunkami, ale gdybyś nie był dobry, to byśmy cię nie przyjęli". Teraz rozumiem to tak, iż bardzo wielu kolegów po szkole musi zmienić zawód, przekwalifikować się, żeby zarabiać godnie na życie i utrzymać rodzinę. Mnie się udaje cały czas pracować w zawodzie.
Od 18 lat pracuję w Teatrze Ateneum i nie zanosi się, żebym zakończył tę przygodę. Gram, dostaję propozycję, reżyserzy chcą ze mną pracować i cały czas jestem w tej przestrzeni. I nie miałem ani jednego sezonu przestoju w swoim dorobku artystycznym. Podkreślam dorobku, bo karierę w tym kraju robi Janusz Gajos, Agata Kulesza albo pani Danuta Stenka. To ogromny sukces.
A jeżeli chodzi o ocenianie, to nieustannie jesteśmy oceniani przez widzów, niezależnie od tego, jak wyglądamy. Im szybciej zaakceptujemy ten fakt, tym łatwiej będzie nam się żyło. Ocenie będziemy podlegać do końca życia.
Dlaczego chciałeś zostać aktorem?
Nie miałem w rodzinie nikogo, kto by wykonywał ten zawód. Dziadek od strony ojca pracował w cyrku, a jego żona w administracji Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Ale to chyba nie ma związku... Miałem szczęście do dobrych polonistów. Chodziłem do tego samego liceum, co Borys Szyc czy Agnieszka Więdłocha. To jest taka stajnia talentów. Szkoła średnia umożliwiła nam uczestniczenie w kółku teatralnym, które prowadził prof. Aleksander Benczak i on postawił "kropkę nad i". Dzięki niemu podszedłem do egzaminów.
Bardzo chciałem studiować w Krakowie. Żeby zarzucić sobie szalik na szyję, upajać się tym średniowiecznym miastem i czytać Mickiewicza, ale się nie udało. Drugie podejście zrobiłem w Łodzi. Tam mnie przyjęto i zostałem w rodzinnym mieście. Z perspektywy czasu myślę, iż to był duży komfort. Nie musiałem tęsknić za rodziną. Wsiadałem w samochód po zajęciach, wracałem do domu i spałem w swoim łóżku. Mama gotowała obiad, prała rzeczy i szykowała śniadanie. Czułem, iż mam ten rodzaj filtra – wracam do domu, mózg odpoczywa, regeneruję się i wracam do szkoły. To było dobre. Od razu po szkole dostałem propozycję pracy w Teatrze Ateneum.
Powiedziałeś, iż teraz masz nawrót choroby.
Mam jeszcze jedno schorzenie, które w tej chwili trochę przeszkadza mi w leczeniu choroby otyłościowej. Nie chcę zagłębiać się w ten temat, ale muszę najpierw wyprostować jedną rzecz, żeby zająć się leczeniem drugiej. To jest mit, iż osoby chore na otyłość, mają nawrót choroby otyłościowej, bo bezgranicznie jedzą, prowadzą zły tryb życia i nie ruszają się. Na to wszystko wpływa bardzo dużo czynników. Podstawowym czynnikiem jest głowa i nastawienie do choroby.
Ostatnio ktoś bardzo trafnie porównał to, jak my jesteśmy oceniani. Jestem chory na otyłość i mam redukcję masy ciała, to wszyscy gratulują. Jak mam nawrót choroby, to wraca stygmatyzacja "Pewnie znowu za dużo je. Nie utrzymał wagi". Przerzućmy to na inną jednostkę chorobową, jaką jest nowotwór. Masz nowotwór i udało ci się wygrać z chorobą, ale po 10 latach masz nawrót. To, co? Też jest stygmatyzacja? No nie. Nie oceniamy.
Bo wciąż otyłość nie jest traktowana jako choroba.
I to jest to! Powinniśmy bić w dzwony i cały czas mówić o tym, iż jest to choroba. Nie pomaga mówienie: "Jedz mniej. Więcej się ruszaj!". najważniejsze jest wspieranie ludzi, którzy są chorzy na otyłość. Nie wszyscy mają tyle odporności, żeby sobie z tym radzić.
Ty masz wsparcie ze strony rodziny.
Ewelina i moje dziewczynki ładują mi akumulatory, kiedy jest gorzej. Może to brzmi banalnie, ale nienachalnie proponują mi pewne rzeczy, które pomagają w codziennych wyzwaniach związanych z chorobą. Proponują: "A może byśmy pojechali razem na basen?". Taka zwyczajna propozycja, za którą idzie to, iż będziemy razem, będziemy aktywni i dobrze się bawić. Ewelina nie robi podziału na posiłki dla Bartka i reszty. Tylko robi obiad dla wszystkich i w ten sposób mnie prowadzi. A ja się daję prowadzić.
Czyli jesteście w tym razem.
Absolutnie. Nie mogę narzekać. Moi bliscy, przyjaciele i grono osób, którymi się otaczam, rozumieją to. Im bardziej jestem rozpoznawalny, bo gram w "M jak miłość", a nie ma zakątka na świecie, gdzie nie ogląda się "M jak miłość", tym mniej ludzie zwracają uwagę na mój wygląd. Bardziej istotne jest to, jakim jestem człowiekiem, a nie jak wyglądam.
W jednym z wywiadów wspomniałeś o tym, iż twoja starsza córka, myślała, iż skoro jest do ciebie podobna, to też zachoruje.
To się zaczęło od tego, iż moja żona zaczęła zauważać, iż odmawia jedzenia. Wzbudziło to nasz niepokój. Ja mam świetny kontakt z córkami, ale to Ewelina odbyła z nią rozmowę, bo jako kobieta mogła lepiej do niej dotrzeć. No i wyszło, iż się boi, bo tata jest chory na chorobę otyłościową, a ona jest podobna do taty i wszyscy o tym mówią. Przerażało ją to, iż też może zachorować. Odbyliśmy mnóstwo rozmów, żeby sama mówiła dokładnie to, co chce powiedzieć. W tej chwili jest dobrze. Ma 14 lat, jest wyższa od mamy, trenuje siatkówkę, w szkole się super uczy. Obawy córki są dużo mniejsze, ale pozostajemy czujni.
Co byś chciał, żeby najbardziej zostało w czytelnikach, z naszej rozmowy?
Że otyłość jest chorobą. Sam się edukowałem w tej materii. Odkrywałem wiele obszarów, o których nie miałem pojęcia" np. to. jak bardzo otyłość jest niebezpieczna dla serca. Chciałbym, żebyśmy wszyscy wiedzieli, iż otyłość można i należy kompleksowo leczyć, iż nie jesteśmy w tym sami. Że jeżeli nie wiemy, do jakiego lekarza się udać, to na stronie kampanii "Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości" można znaleźć listę ośrodków, gdzie są specjaliści zajmujący się tą chorobą.
Cieszę się, iż jestem Ambasadorem kampanii i mogę szerzyć wiedzę. jeżeli ktoś podejdzie do mnie, mówiąc: "Czytałem wywiad z panem na temat choroby otyłościowej. To jest ważne, co pan powiedział. Chciałbym opowiedzieć swoją historię". To ja odpowiem: "Chodźmy! Usiądźmy i pogadajmy".