Audioriver się "sprzedał"? Organizator o Tiesto, budżecie 20 mln zł i przyszłości w Łodzi [WYWIAD]

natemat.pl 4 dni temu
Łódzkie Błonia po raz drugi staną się przystanią dla fanów muzyki elektronicznej za sprawą festiwalu Audioriver. Na czele imponującego line-upu, liczącego niemal 160 artystów, staną prawdziwi giganci światowych scen. Wśród nich znajdziemy m.in. legendarnego Tiësto, współczesną królową techno Charlotte de Witte czy ikonę gatunku drum & bass, czyli duet Chase & Status. A wszystko to już w najbliższy weekend, od 11 do 13 lipca 2025 roku.


Z Piotrem Orliczem-Rabiegą, twórcą i organizatorem Audioriver Together With T-Mobile Electronic Beats, bo taka jest w tej chwili pełna nazwa kultowego festiwalu, rozmawiam o kulisach przeprowadzki festiwalu z Płocka do Łodzi, wyzwaniach związanych z zeszłoroczną nawałnicą oraz o rozwoju imprezy, jej tegorocznym, bogatszym programie i planach na przyszłość.


Bartosz Godziński, naTemat.pl: Czy ładna pogoda na tegoroczny Audioriver jest już zamówiona?


Piotr Orlicz-Rabiega: Mamy nadzieję, iż ubiegłoroczna, negatywna niespodzianka się nie powtórzy. Nawałnica, która przeszła nie tylko przez Polskę, ale i kraje ościenne, zmusiła organizatorów kilku festiwali do skrócenia programu lub całkowitego odwołania wydarzenia.

Pierwszy dzień zeszłorocznego Audioriver był w pewnym sensie katastrofą, oczywiście przez ulewę i burzę, nie organizację. Wiem, bo sam brodziłem po kostki w wodzie i błocie. Jednak drugi mi już wszystko wynagrodził – zarówno jeżeli chodzi o pogodę, jak i muzykę. A jak ty wspominasz pierwszą edycję od strony organizacyjnej?

Na pewno było to trudne w trakcie tych wszystkich zawirowań. Po pierwsze – nowe miejsce, w Łodzi. A do tego ten pierwszy dzień... Jak myśleliśmy, iż wszystko, co złe, już nas spotkało, to właśnie wtedy doszło do przedwczesnego skrócenia programu imprezy. Natomiast udało nam się. "Udało" to złe słowo, bo cały sztab pracował kilkanaście godzin, całą noc, aby podnieść festiwal po tym froncie burzowym.

I myślę, iż późniejsza sobota i jeszcze niedziela wynagrodziły wszystko. Była piękna pogoda i poza kilkoma miejscami, co było od nas niezależne, bo można powiedzieć, iż testowaliśmy łódzkie Błonia – nigdy wcześniej nie odbywało się tu żadne duże wydarzenie – udało się teren przygotować.

Okazało się, iż w większości miejsc dało się wodę wypompować, ale było kilka miejsc, gdzie jeszcze było widać skutki nawałnicy. Natomiast 90 proc. terenu udało się przygotować tak, iż ktoś, kto nie czytał mediów, a miał bilet na przykład tylko na sobotę i niedzielę, mógłby choćby nie zauważyć, co nas spotkało w piątek. Więc ja to oceniam pozytywnie.

Oczywiście wyciągnęliśmy pewne wnioski, razem z urzędem miasta i miejskimi spółkami. Zostały wykonane pewne prace dotyczące odwodnienia Błoni i mamy nadzieję, iż nie będzie już takiej nawałnicy i tak ekstremalnej pogody. Ale choćby o ile popada, to Błonia o wiele lepiej będą absorbować wodę i odbędą się pełne trzy dni festiwalu.

Jak teraz idzie wam organizacja tej imprezy i jak patrzycie na nią w porównaniu na przykład z Płockiem, biorąc pod uwagę zeszłoroczną i tegoroczną edycję? Czy żałujecie tej przeprowadzki do Łodzi?

Oba miasta mają wady i zalety. Mówię to otwartym tekstem, zresztą choćby w kontaktach z urzędnikami w Łodzi: Płock ma jedną z najpiękniejszych lokalizacji, a chyba najpiękniejszą używaną w celu organizacji wydarzeń masowych w Polsce. Natomiast jest nieporównywalnie gorszym miastem od strony logistyki, transportu i dotarcia, bo przecież do Płocka nie jeździ pociąg.

Druga sprawa to całkowity brak bazy noclegowej. W tej chwili, z racji na ogromną inwestycję największego polskiego koncernu, który ma siedzibę w Płocku, część hoteli jest wykupionych przez podwykonawców. Kolosalna ilość mieszkań i innych miejsc noclegowych jest wynajętych na kilka lat.

Ta baza, która zawsze była bardzo mała – bo miasto nie jest ogromne, a przyjeżdżało do Płocka ponad 20 tys. osób każdego dnia spoza miasta – w tej chwili jest ograniczona do 5 czy 10 proc. Nie ma najmniejszej możliwości, żeby zorganizować tam kilkudniowe wydarzenie, podczas którego goście mogliby mieszkać na miejscu. Każdy chciałby po zabawie i muzyce pójść do restauracji, posiedzieć ze znajomymi, a później wrócić do wynajętego hotelu, hostelu czy akademika. W Płocku w tej chwili takiej możliwości nie ma.

W kulminacyjnym momencie w Łodzi kładziemy spać ponad półtora tysiąca osób z naszej ekipy. Łódź ma bazę noclegową pewnie 10 czy 15 razy większą. Dodatkowo jest jednym z najlepiej skomunikowanych miast w Polsce. Ma drogi szybkiego ruchu lub autostrady połączone z każdą dużą aglomeracją – z Trójmiastem, Katowicami, Krakowem, Warszawą, Poznaniem, Wrocławiem. W ciągu 2,5-3 godzin jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego z tych miast, a do Warszawy w godzinę. Do Płocka tak łatwo nie było się dostać.

W Łodzi ponadto mamy bardzo dobrą współpracę z urzędem. W zeszłym roku się poznawaliśmy, a życie dodatkowo nas przetestowało tym przedwczesnym zamknięciem imprezy. Jednocześnie pokazaliśmy, iż potrafimy to zrobić w sposób bardzo bezpieczny.

Na Audioriver można dojechać do Łodzi pociągiem, a teraz będzie to jeszcze łatwiejsze, bo ma być zwiększona liczba połączeń. Do tego po mieście, jeżeli mamy bilet na festiwal, będzie można jeździć za darmo komunikacją miejską. To kolejne interesujące udogodnienia, jakich wcześniej nie było.

To prawda i trochę też sprawdzamy pewne nowe rozwiązania, z racji tego, iż na części infrastruktury Audioriver dwa tygodnie później będzie się odbywała darmowa impreza, czyli Łódź Summer Festival. Pewne rzeczy robimy wspólnie jak m.in. zmiana organizacji ruchu, festiwalowy autobus czy darmowa miejska komunikacja.

To ważne, bo Błonia, choć pojemne, znajdują się przy skrzyżowaniu dwóch wąskich ulic i w okolicy nie ma ogromnej ilości parkingów. Gdyby wszyscy chcieli przyjechać samochodem, wszystko by się całkowicie zakorkowało. Trzeba to przeorganizować i my to będziemy testować.

Mam nadzieję, iż to się sprawdzi. kooperacja ze wszystkimi urzędami, z którymi działamy – czy to z miejskimi spółkami, autobusami, Zarządem Zieleni Miejskiej, Łódzkim Centrum Wydarzeń czy organizacją turystyczną – jest naprawdę bardzo dobra. Poznaliśmy się i w tym roku jest o wiele lepiej. Mam nadzieję, iż z roku na rok będzie jeszcze lepiej.

Z tego, co słyszę, to chyba ta trzyletnia umowa z Łodzią zostanie przedłużona?


Zaraz po festiwalu będziemy chcieli usiąść do rozmów i wiemy, iż miasto również jest tym zainteresowane. Trudno by się pracowało obu stronom w poczuciu niepewności, kiedy teoretycznie już pracujemy nad ostatnią edycją w ramach aktualnej umowy. A prace nad edycją 2026, nie oszukujmy się, zaczną się pewnie zaraz, we wrześniu.

Dobrze by było zacząć rozmowy szybko, bo za chwilę będzie głosowany budżet miasta na kolejny rok. My jako prywatna firma możemy podjąć decyzję szybciej, a samorząd ma pewne narzucone prawem procedury, które realizowane są dłużej. Im szybciej rozpoczniemy te rozmowy, tym obie strony więcej na tym skorzystają.

Festiwal to też środki od sponsorów. Oni też chcą wiedzieć, na czym stoją. Bez nich i partnerów finansowych nie da się zorganizować dużego wydarzenia kulturalnego, myślę, iż nie tylko w Polsce. Trudno prowadzić rozmowę z kimś potencjalnie zainteresowanym, oferując współpracę tylko na jeden rok. Większość największych partnerów chce długofalowej współpracy, na 2-3 lata, bo tylko wtedy można zmierzyć i porównać efekty.

Pojawiają się też nowi sponsorzy i nowe miejsca np. PKO będzie mieć Rotundę z techno, a T-Mobile teatr tańca. Czy teren festiwalu będzie większy w tym roku?

Będzie porównywalny wielkością, tylko trochę większy. W zeszłym roku przy górce znajdowały się dwie sceny, w tym roku będą trzy. T-Mobile, który już kiedyś był partnerem festiwalu, teraz został sponsorem tytularnym i będzie miał piękną strefę, gdzie właśnie znajdzie się teatr tańca.

Będą tam odbywać się performensy kilkukrotnie w ciągu nocy. Mam nadzieję, iż będzie to bardzo interesujące i – choć to brzydkie słowo – "Instagram-friendly". Przez każdą strefę na festiwalu może się przewinąć kilka czy kilkanaście tysięcy osób, ale fajnie, jeżeli ta strefa jest później fotografowana, filmowana i udostępniana w social mediach. Dzięki temu, za pośrednictwem naszych fanów, jesteśmy w stanie dotrzeć z marką do setek tysięcy czy choćby milionów osób.

O ile teren festiwalu będzie porównywalny, o tyle już sam line-up jest o wiele większy patrząc na nazwiska czy ksywy wykonawców w kontekście poprzednich edycji. Taki rozwój mógł być możliwy tylko w większym mieście, przy mocniejszym wsparciu sponsorów? Czy jeżeli festiwal zostałby w Płocku, to stałby w miejscu pod tym względem?

To jest o wiele bardziej skomplikowany proces. Natomiast rzeczywiście, większe miasto to większe możliwości. Chociaż ceny noclegów w Łodzi na czas Audioriver drastycznie wzrosły w porównaniu do zwykłego weekendu, to przez cały czas są o wiele, myślę, iż o około 40-50 proc. niższe, niż byłyby w Płocku. Tam ceny w pewnym momencie stały się zaporowe – wynajęcie 50-metrowego mieszkania na weekend kosztowało 5000 zł. o ile ktoś wydał tyle na nocleg i bilety, to później w gastronomii nie zostawił już złotówki.

W zeszłym roku, mimo iż pierwszy dzień festiwalu był praktycznie martwy przez pogodę, to całkowity wolumen sprzedaży przez trzy dni w porównaniu do roku 2022 w Płocku był o 2-3 proc. niższy. To pokazuje ten potencjał. Każdy ma jakiś limit środków, które może wydać na cały wyjazd: transport, hotel, bilety i to, co kupi na miejscu.

Miasto na takim festiwalu na końcu też zarabia. Mamy badania, które robiła dla nas Szkoła Główna Handlowa na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mówią one, iż każda złotówka zainwestowana w Audioriver w Płocku, to 8,30 zł dla miasta, i to wliczając tylko czyste środki z podatków.

Miasto płaciło wtedy około miliona, a festiwal kosztował 8 milionów. To są liczby, które mogą otworzyć oczy, iż reklama miast za pośrednictwem wydarzeń kulturalnych to bardzo opłacalna inwestycja. To dociera do konsumenta i pokazuje, iż miasto jest fajne. To też ważna reklama dla ich własnych mieszkańców.

Łódź jest, z tego co wiem, jednym z najbardziej wyludniających się miast w Polsce. Jeszcze trzy dekady temu miała ponad 800 tys. mieszkańców, a teraz ok. 670 tys.. Robienie dobrych wydarzeń kulturalnych powoduje, iż część osób, mimo różnych planów, nie wyprowadza się z Łodzi do Warszawy, a potem do Londynu i tak dalej. Zostają w Łodzi. choćby jeżeli zostanie 500 osób rocznie, to w skali 10 lat to już jest 5000 osób, które nie uciekło.

Czy trudno było ściągnąć Tiesto do Łodzi? Jak wygląda sprawa bookowania tak dużego headlinera?


Tiesto to gwiazda, która przez kilka ostatnich lat trochę mniej grała, ale jak patrzymy na jego tegoroczne social media, to występuje na większości dużych elektronicznych festiwali jako headliner. Rozmowy nie były trudne. Wszyscy się znają w tej branży. Robiąc od lat imprezy elektroniczne, nie tylko Audioriver, ale też w klubach, mamy kontakty z większością agentów.

Pokazaliśmy, co chcemy zrobić w tym roku, jakie mamy plany. Spodobał mu się pomysł, a później była już tylko negocjacja ceny. Poszło nad wyraz szybko. Spodziewałem się, iż to potrwa dłużej, a tu była bardzo konkretna rozmowa. Złożyliśmy ofertę, kilka dni i już mieliśmy odpowiedź. Z niektórymi artystami negocjacje realizowane są miesiącami.

Mieliśmy też to szczęście, iż Tiesto planuje w tym roku cały tour w Europie, bo na co dzień mieszka w Las Vegas. Gdyby miał przylecieć tylko na Audioriver, myślę, iż byłoby to nieosiągalne budżetowo. Na jeden występ rzadko ktokolwiek leci na inny kontynent.

W tym roku na festiwalu będzie dużo mainstreamowych gwiazd, co spowodowało, iż w internecie widziałem komentarze w stylu: "Audioriver się sprzedał", "już nie jest tak niszowy", "komercha". Jak wy to widzicie?

Nigdy nie chcieliśmy być festiwalem niszowym. Gdybyśmy mieli jedną scenę albo dwie, to takie zarzuty mogłyby mieć jakieś podstawy. Ale na Audioriver jest 10 scen i wszystkie grają równocześnie. U nas przerwy choćby na głównej scenie są ograniczone do pół godziny. Broń Boże nie jest to przytyk do innych festiwali, każdy ma swoją filozofię.

Natomiast u nas jest dziewięć innych scen, więc różnorodność jest ogromna. Jak nie podoba ci się Tiesto, to możesz iść na jedną z pozostałych scen. A o ile przez cały czas tam czegoś nie znajdziesz, to można w tym czasie poznać kogoś lub położyć się na trawie i patrzeć w gwiazdy.

Na których występach będzie zobaczyć można ciebie, czyli sprawcę całego zamieszania, bawiącego się pod sceną?

W ciągu 19 lat wysłuchałem może dwóch pełnych występów. Organizator organizuje, a nie słucha (śmiech). Oczywiście jest jakaś grupa artystów, których chciałbym zobaczyć. Na pewno Tiesto, bo nie widziałem go na żywo od 20 lat.

Chciałbym zobaczyć występ Gesaffelsteina, bardzo interesującego artysty, który z jednej strony ma swój projekt, a z drugiej jest producentem najnowszej płyty Lady Gagi i produkował kawałki dla The Weeknd czy Pharrella Williamsa. Będą też absolutnie topowe kobiety sceny techno i hard techno, czyli Charlotte de Witte i Sara Landry. Będą Adriatique, moi ulubieńcy.

Będzie też polskie projekty stworzone na potrzeby festiwalu Dawida Podsiadły "Zorza". Usłyszymy też Dixon, Desiree czy Jayda G – chyba najlepsza w moim mniemaniu didżejka grająca muzykę z pogranicza house i disco. Do tego Chase and Status, czyli największa drum'n'bassowa gwiazda, która przeniknęła do mainstreamu i zdobyła Grammy, była też headlinerem Coachelli.

Tych nazwisk jest ogromna ilość, prawie 160 artystów. Za kilka dni ogłosimy dokładny podział na sceny i godziny i to dla mnie będzie taki papierek lakmusowy. Ja uważam, iż timetable jest dobre, ale zobaczymy, jak odbiorą go fani festiwalu i czy będą mówić: "Co oni zrobili?! Chciałbym wysłuchać tego, tamtego i jeszcze kogoś, a oni grają w tym samym czasie!". Cóż, jak jest 10 scen, to musisz mieć te dylematy. Festiwal jest po to, żeby poznawać nowe dźwięki, i to też jest sztuka wyboru.

My zawsze chcieliśmy robić duży festiwal. Mamy plany, mówiliśmy o tym w zeszłym roku. Wierzymy, iż dzięki Łodzi, większemu terenowi i kwestiom logistycznym, doprowadzimy do tego, iż każdego dnia na festiwalu będzie 35-40 tysięcy osób.


Wierzę, iż to osiągniemy, i wtedy ten festiwal stanie się naprawdę dochodowy. Rzecz jasna nigdy nie mieliśmy długów, ale staramy się go skalować powoli, małą łyżeczką, żeby nie przeskalować, bo budżet w tym roku to prawie 20 milionów złotych.

Zawsze zastanawiałem się, jakiego klucza używają organizatorzy przy układaniu harmonogramu, bo właśnie często artyści z podobną bazą fanów grają w tym samym czasie, tak jakby ktoś to rzucał kością. W przypadku Audioriver jest trochę inaczej, bo każda scena jest ogólnie przyporządkowana do jednego gatunku. Jednak jak to wygląda od środka?

To nie jest losowe. Pomijając preferencje organizatora czy bookera, to jest też kwestia ego menedżerów i pozycji artystów na rynku. Może się zdarzyć, iż wszystko jest zaakceptowane, a później artysta zobaczy w line-upie kogoś innego, kogo nie lubi, i powie, iż z nim nie zagra na jednej scenie.

Do tego dochodzi ogromna konkurencja. W każdy weekend wakacji w Europie odbywa się pewnie 20-30 dużych festiwali, a do tego wszystkiego są jeszcze ogromne kluby, jak choćby otwarty miesiąc temu UNVRS na Ibizie na... 15 tysięcy osób. Tymczasem w Polsce są dwa festiwale elektroniczne, które w szczytowym momencie gromadzą powyżej 15 tysięcy osób jednego dnia, a jednym z nich jest właśnie Audioriver. My konkurujemy nie tylko z całą Europą, ale i światem.

Kiedyś, jak zaczynałem, największym gwiazdom elektroniki płaciło się między 3 a 10 tysięcy euro. W tej chwili pojedyncze osoby występujące na scenie biorą powyżej miliona euro. To pokazuje, jak ta muzyka się rozwinęła. Ale z drugiej strony, ja to powtarzam mojej Mamie: o ile promotor dzięki jednemu artyście sprzedaje 10 tysięcy biletów na jego pojedynczy występ, to jaka jest różnica, czy to jest jeden DJ, czy moje ulubione Depeche Mode? Żadna. Skoro na tym zarobił, to dlaczego ma mu nie zapłacić?

Wydaje się to też sprawiedliwy układ, przynajmniej z punktu biznesowego. To jak z piłkarzami, którzy zarabiają krocie, ale też przyciągają sponsorów i tłumy na stadiony czy przed telewizory.

Ja każdemu powtarzam: nikt ci nie zakazał trenować. Krytykujemy, iż lekarz czy nauczyciel zarabia mało, a jakiś grajek w piłkę miliony. Ale nikt nam nie zabronił iść trenować. To jest ogromne ryzyko, bo ilu chłopaków na świecie trenuje piłkę? A tylko te kilka tysięcy na samej górze dobrze na tym zarabia.

Tak samo jest w branży eventowej. Jak czasami nas wkurza ta praca, to zawsze powtarzam: przecież nikt ci nie zabrania, możesz iść pracować gdzie chcesz. To twój wybór. Każdy jest kowalem swojego losu.

Najlepsza rzecz, jaką dostaliśmy, to wolny wybór. Żyjemy w naprawdę fajnych i ciekawych czasach. To prawda, mamy jedną wojnę za drugą, ale przez cały czas uważam, iż mamy ogromne możliwości. Cieszmy się i nie przeszkadzajmy innym spełniać marzeń.

Żyjemy w trudnych, ale na pewno w dobrych czasach dla muzyki elektronicznej. Od wielu lat jest ciągle na fali wznoszącej, festiwale są coraz większe, są coraz częściej, przybywa artystów i fanów. Nie masz obaw, iż ta bańka w końcu pęknie? Że może ta muzyka przestanie być modna lub artyści zostaną zastąpieni przez sztuczną inteligencję?

Nie obawiałbym się sztucznej inteligencji, bo nie oszukujmy się, iż ludzie chcą przebywać z ludźmi. Odbiór muzyki granej przez kogoś, ale też przeżywanie jej w kontakcie z większą ilością osób jest zupełnie inny. Jedni wolą koncert na 500 osób, a drudzy na 50 tys. Ta energia, która tam się wytwarza – na to zawsze będzie zapotrzebowanie.

A czy bańka pęknie? To są takie cykle. W tej chwili wrócił fajny, melodyjny house. Wróciło disco. Kilka lat temu był minimal, którego adekwatnie w tej chwili nikt nie gra. choćby trans, choć nie ten typowy, który grał kiedyś Tiesto, też wraca.

Tiesto stał się pierwszą globalną elektroniczną gwiazdą, a po nim dopiero David Guetta, który swoimi kooperacjami z wielkimi gwiazdami, jak Rihanna czy Pitbull, wprowadził muzykę elektroniczną do mainstreamu. I myślę, iż to dobrze. Muzyka może być melancholijna, ale służy też do tańca, do zabawy. A w tej chwili tę funkcję bardzo często pełni właśnie elektronika.

Idź do oryginalnego materiału